cytaty z książek autora "Mieczysław Maliński"
To nie ty wybrałeś sobie czas, w którym żyjesz. Może wolałbyś kiedy indziej, gdzie indziej, wygodnie, spokojnie, przyjemnie, z kocykiem na kolanach, przy kominku, przed telewizorkiem, z kawusią w ręce, z książką na kolanach, w ciepłych bamboszach, zachowując intymność i kameralność.
Ale Bóg wybrał ci ten właśnie czas i to właśnie miejsce. I nie uratujesz się w zaciszy twego domu - jeżeli tylko chcesz być uczciwy. Wywieje cię wiatr wydarzeń. I musisz sobie odpowiedzieć na pytania o sens życia i śmierci. Ale nie narzekaj. Nigdy nie było łatwych czasów dla tych, którzy chcieli żyć uczciwie.
Nie schylaj się po kamień, którym cię uderzono. Idź dalej.
Trudne życie to nie kara, tylko zadanie.
Ze wszystkich twarzy wybrać tę jedną twarz. Z kakofonii głosów zatrzymać ten jeden głos. Z dotyków rąk zapamiętać ten jeden uścisk.
A potem - potem być parasolką w deszczu, słońcem w pochmurnym dniu, gwiazdą zaranną w nocy, kożuszkiem w zimie, opoką, gdy zacznie drżeć ziemia.
I tak wciąż - przez dnie i noce, miesiące i lata - tęsknić za sobą coraz bardziej, potrzebować siebie nieustannie. Patrzeć w tę jedyną twarz i czytać w niej, co wielkie. Odkrywać nowe pokłady mądrości i uczucia. Przepraszać za jakieś wpadki, nietakty, niedelikatności, gry niepotrzebne, słowa zbyteczne, czyny nieuprzejme. I cieszyć się słońcem, ciepłem, oparciem.
Być razem zawsze: tu na ziemi i po śmierci.
Bądź dobrą rzeką. Gdy staną ci na drodze nieprzyjazne skały - opłyń je. Gdy napotkasz wyniosłe góry - wymiń je. Gdy stracisz grunt - spadnij radosnym wodospadem w dół. Gdy napotkasz bagna - nie zgub się. Gdy nastanie mroźny czas - okryj się płytą lodu i płyń spokojnym nurtem dalej.
I nie chcą żyć jedno bez drugiego. I chcą żyć jedno dla drugiego.
Codziennie jesteś sprzedawany za miskę soczewicy. Codziennie jesteś zdradzany za 30 srebrników. Codziennie napotykasz mnóstwo nietaktów, niedelikatności, interesowności, manipulowania twoją osobą, nie mówiąc już o atakach brutalności, chamstwa, nieuczciwości.
Naucz się mówić: nieważne. Bo inaczej zaleje Cię fala błota. Bo inaczej, gdy będziesz to wszystko zapamiętywał, analizował, udusisz się. To jest droga samozniszczenia. Ci, którzy lądują w zakładach psychiatrycznych albo popełniają samobójstwo, mają rację oskarżając otoczenie. Ale są również sami winni.
Dlatego naucz się mówić: nieważne.
Tym bardziej, że i Ty nie jesteś bez winy i Ty sprzedajesz swoich braci za miskę soczewicy, zdradzasz ich za 30 srebrników. I Ty popełniasz wobec nich tysiące niedelikatności, jesteś interesowny, przewrotny, nie mówiąc o wszystkich nietaktach, z których sobie nie zdajesz sprawy, które weszły w styl Twojego życia.
Spleceni w uścisku wzajemnej winy umiejmy sobie nawzajem przebaczyć.
Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostoi się żadna złuda, zaślepienie.
Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć, bo zapomnieć się nie da. To znaczy żyć dalej razem: podjąć wspólną drogę, choć już nie na tej samej zasadzie.
Nie, nie szukaj cierpienia: klęsk, niepowodzeń, upokorzeń. Nie proś o nie. Ale wiedz o tym, że ich obecność w Twoim życiu jest czymś prawidłowym - a nawet czymś nieodzownym.(...) Bo dopiero kiedy napotykasz opór, wtedy się stajesz.
Nie więcej mieć, ale więcej być - to jest wielka mądrość życiowa Ewangelii, na którą stać tylko niewielu ludzi i którą to mądrość przekazać można tylko życiem swoim.
Człowiek od zakochania powinien przejść do pokochania. To nie jest krok. To jest przepaść.
Na tym polega wychowanie: na dorastaniu do wolności, do samodzielności, do odpowiedzialności.
Wychowywać dziecko to znaczy prowadzić je do pełni człowieczeństwa. A człowieczeństwo to znaczy właśnie życie w służbie najwyższych ludzkich wartości - dobra, prawdy, wolności, sprawiedliwości, pokoju; to znaczy wychować dziecko do służby człowiekowi, do służby społeczeństwu.
Bo tylko wtedy, gdy naprawdę wierzymy w Pana Boga, gdy On naprawdę wystarcza, stać nas na bezinteresowność.
(...) miłość nie może ani ciebie, ani twojego partnera ograniczać, ale powodować rozwój.
Nie odtrącaj od siebie miłości, bo nie można jej znajdować bez końca.
Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne, a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści. Nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka, który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi nie odejdzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć w siebie, przyniesie nadzieję i radość. Bo miłość to bycie do dyspozycji, to gotowość do tego, by usłużyć, pomóc, przydać się, zaopiekować się. To chęć, by być potrzebnym. Czas jest zawsze tym egzaminatorem, przed którym nie ostanie się żadna złuda, zaślepienie.
Nie ma pecha w Twoim życiu, nie ma przypadku. Możesz zmarnować największe okazje – w ogóle ich nie dostrzec. A możesz drobne zamienić w największe wydarzenia – od Ciebie to zależy. Przeszłymi latami zarobiłeś na to jak teraz postępujesz. I obecnie zarabiasz na to jak będziesz decydował za miesiąc, za rok.
Dotąd nie wiesz, kto jest kto, dopóki nie poznasz jego domu.
Najważniejsze, żeby nie stanąć, ale być w drodze. Żeby nie zatrzymać się na żadnym etapie życia. Żeby nie powiedzieć sobie na żadnym etapie rozwoju, w żadnej chwili: "Dość. Wystarczy. Już jestem dość mądry, już dość się naczytałem, nasłuchałem, napracowałem, należy mi się emerytura". Nie. Nie należy ci się emerytura. Do ostatniej chwili. Trzeba iść naprzód. Trzeba być w drodze - do pełni twojego człowieczeństwa. Czy zdążysz? Nie zdążysz. Nigdy nie zdążysz osiągnąć pełni. Ale w którymś momencie, gdy będziesz w drodze, porwie Cię Bóg w swoje objęcia i powie: Dość. Wystarczy.
Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach. Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo, poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt, prawdomówność w obmowę, odpoczynek w lenistwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutalność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrzeżenie, coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła; dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to zło, że to od dawna już było zło.
Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn — jakaś miłość — światło — w którym ujrzymy wszystkie barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej szarości.
W momencie, kiedy dwoje ludzi zaczyna sobie wyliczać, odmierzać, targować się, wykłócać się o każdy detal - ile ja tobie uśmiechów, dobrych słów, komplementów, przynoszenia herbaty, gazety - a ile ty mnie, gdy jedna strona boi się, by druga nie dostała więcej - miłość się skończyła.
Nie ma drugiej sytuacji życiowej, gdzie Bóg byłby tak blisko,jak wtedy, gdy kogoś kochamy. Przecież On jest miłością, wobec tego czym większa twoja miłość, czym bardziej prawdziwa, czym bardziej bezinteresowna, tym bardziej jesteś w Bogu samym.
Sprawa wierności to najpierw sprawa człowieka, który jest zdradzony. Innymi słowy: wierność to jest po pierwsze pozostawanie, trwanie przy człowieku, który odszedł, upadł, zdradził, który - krótko mówiąc - złamał słowo. Sens takiego trwania możemy dopiero wtedy zrozumieć, jeżeli postawimy pomiędzy wiernością a miłością znak równości. Wierność jest innym aspektem tej samej rzeczywistości, którą nazywamy miłością - aspektem, gdzie podkreślony jest element woli opartej o ocenę obiektywną. Właśnie tu nieraz usłyszysz zarzut: jeżeli tak, jeżeli miłość równa się wierności, to jak mogę kochać człowieka, który upadł. Właśnie: dopiero w takiej sytuacji ukazuje się wierność. Jeżeli ja kocham, jeżeli moja miłość to nie przelotne uczucie, to ona się tak łatwo się rozsypie, nawet wtedy, gdy on w jakiś sposób zdradzi.
Wierność godzinę przed ślubem jest prawie identyczna jak w godzinę po ślubie.
Gdy będziesz pożyczał ludziom z ciężkim trudem przez ciebie zapracowane pieniądze, albo gdy je nawet dasz, powiedzą o tobie - skąd ona ma taką forsę, jaki sknera, zbiera i zbiera a z drugim się nie dzieli.
Gdy będziesz dawał ludziom rzeczy, które sobie spod serca wyrywasz, bo ci służyły znakomicie, albo któreś otrzymał od święta czy na czarną godzinę, powiedzą - tylko tyle dał?
Gdy będziesz służył ludziom swoim czasem, nawet kosztem zaniedbywania obowiązków, swojego odpoczynku, snu i posiłków, powiedzą - on właściwie nie ma nic do roboty, mógłby się czymś zająć.
Gdy będziesz pomagał ludziom w ich trudnych chwilach, brał do swego domu, karmił, poił, opiekował się, a potem wycofasz swoją pomoc, bo uznasz, że już czas trudny przeminął - to się po prostu na ciebie obrażą albo będą mieli przynajmniej do ciebie żal.
Gdy będziesz się starał wykonywać swój zawód maksymalnie uczciwie - to powiedzą, żeś pazerny na pieniądze albo że chcesz zrobić karierę, zająć kierownicze stanowisko, albo udowodnić, żeś lepszy.
Im więcej będziesz pracował, służył, poświęcał się, im bardziej będziesz starał się żyć uczciwie - tym łatwiej oskarżą cię, żeś cudzołożnik, oszust, kłamca, cham i bezczelny, a przynajmniej nie całkiem normalny albo dziwak.
Czy z tego wynika, że masz rezygnować z takiego postępowania? Nie, bo byłbyś podobny do faryzeuszy, którzy wszystko czynią, aby być widziani przez ludzi. Tylko wiedz, że tak jest.
Załóż to sobie od samego początku, żebyś się potem nie zdziwił. Na pociechę powiem ci, że zawsze się znajdzie jakaś Magdalena, jakiś Jan, który cię zobaczy w prawdzie i zachwyci się tobą.
Ale to już tylko na pociechę, żebyś się nie załamał.
Chcielibyśmy być jak skała, jak stal albo jak dąb. A my – z gliny. W niej tu i ówdzie kawałek szlachetnego marmuru, nierdzewnej stali. Obiecujemy i zapominamy. Jesteśmy pewni i wątpimy. Angażujemy się i odstępujemy. Podziwiamy i gardzimy. Grzeszymy i żałujemy.
Chcielibyśmy, by bliźni nasi byli jak te posągi ze spiżu, z marmuru albo z betonu. A oni tacy ja my: z gliny. Tylko trochę w nich szlachetnego kruszcu. I przyrzekają, a potem nie dotrzymują. I są wierni, a potem odchodzą. I kochają, a potem zdradzają. I są cyniczni we dnie, a płaczą po nocach. Upadają, i znowu się podnoszą.
Nie wszystko Mu się udało.
Nie potrafił nawrócić faryzeuszów i saduceuszów, kapłanów. Spotykał się z niepowodzeniem również u zwyczajnych ludzi - w Betsaidzie, Korozain, Nazarecie, Kafarnaum. Ponosił klęski nawet u swoich najbliższych. Nie tylko Judasz Go zdradził. Daleko wcześniej wielu z nich odeszło od Niego. A przecież był najlepszym z ludzi i całe swoje życie poświęcił pomaganiu potrzebującym, i kierował się w swoim działaniu najbardziej bezinteresownymi motywami.
I Tobie nie wszystko uda się w życiu. Nawet wtedy, gdy będziesz kierował się najczystszymi pobudkami i będziesz starał się postępować najlepiej, jak Cię na to stać.
Niech Cię to nie gorszy ani przeraża.