Starszy bosman Marcus Luttrell wychował się na ranczo w Teksasie. Wstąpił do Marynarki Wojennej USA w marcu 1999 r. Po szkoleniu Navy SEALs w styczniu 2002 r. otrzymał Trójząb i dołączył do 5. Zespołu SEALs w Bagdadzie w kwietniu 2003 r. Wiosną 2005 r. został przeniesiony do Afganistanu. Odznaczony Krzyżem Marynarki za bohaterstwo w walce w 2006 r. przez prezydenta Georgia W. Busha.http://
Niestety jestem zniesmaczony treścią tej książki. Jeżeli ktokolwiek poszukałby informacji na temat rzeczywistego przebiegu opisywanej operacji, wiedziałby jaki stek kłamstw jest przedstawiony w tej historii. Cała ta maskarada łącznie z filmem ma na celu zatuszowanie ogromu niekompetencji, jaki miał miejsc w trakcie planowania i realizacji operacji Czerwone Skrzydło. Wymieniając główne:
1. Już na etapie planowania oddziały marines podpowiadały, że 4 operatorów to zdecydowanie za mało na tą misję. Dodatkowo mówili wprost, że zabierają ze sobą za słabe radiostacje PRC 148, które nie będą miały szans działać prawidłowo w tak górzystym terenie. Zalecali też zabranie chociaż jednego ciężkiego karabinu maszynowego. Wszystko to zostało zignorowane przez SEALSów.
2. Talibowie wcale nie znaleźli SEALSów tylko przez ich decyzję o wypuszczeniu pasterzy. Helikopter z desantem przyleciał tak blisko docelowego miejsca misji, że cała okolica wiedziała że amerykański oddział się desantował. Znając teren i mając świetnych tropicieli, talibowie bardzo szybko znaleźli liny desantowe, po czym wytropienie oddziału to była chwila. O tym, że helikopter było słychać wiele kilometrów dalej mówił sam Gulab.
3. SEALSi totalnie nie znali terenu i nie mieli przygotowanego planu ewakuacji.
4. Poza Dannym, żaden z nich nie miał prawdziwego doświadczenia bojowego, pomimo wcześniejszej służby w Iraku.
5. Film z akcji kręcony przez talibów pokazuje całych 12 bojowników, którzy przeprowadzili zasadzkę. Luttrel pisze o 140-200, a sam w pierwszym raporcie po misji mówił o 20-30.
6. Zasadzka trwała ok 30 min, a nie wiele godzin jak jest opisane w książce. Danny zginął od razu, Mike i Axel niedługo później. Wskazuje na to raport Rangersów zabezpieczających teren i badających ślady jakiś czas potem. Znaleźli wiele łusek po amunicji 7.62mm (AK47 talibów) I bardzo niewiele po amunicji 5.56mm używanej przez amerykanów. Najprawdopodobniej zostali zaskoczeni i szybko wyeliminowani przez małą grupę bojowników dobrze przygotowanych do akcji i znających teren.
7. Zachodzą głębokie podejrzenia, że Marcus po prostu uciekł jak zaczęła się strzelanina. Skąd taka teza? Gulab później powiedział, że znaleźli Marcusa z wszystkimi pełnymi 11 magazynkami przy sobie. W książce twierdzi, że został mu 1.
8. Marcus pisze, jaki niesamowicie zmasakrowany dotarł w okolice wioski. Zdarta twarz, potem pobicie przez talibów w wiosce. Istnieje zdjęcie zrobione przez Gulaba przedstawiające Marcusa w wiosce już w miejscowym stroju. Nie ma ani jednej ryski na twarzy.
9. Akcja ratunkowa, w której zginęła cała załoga helikoptera została przeprowadzona wbrew wszelkim procedurom, co zaowocowało kolejną tragedią.
Sam rozpoczynając lekturę nie wiedziałem prawie nic o operacji Czerwone Skrzydło. W trakcie czytania jednak przedstawiona historia wydawała mi się tak naciągana, że zacząłem ją weryfikować w dostępnych źródłach. Efektem są powyższe spostrzeżenia. Polecam osobom, które lubią, gdy wylewa się z kartek morze patosu wymieszane z efektownym opisem bitwy.
Dla równowagi polecam książkę "StaraPaka No. 3" Krystiana Wójcika.
Nie wiem, skąd tak wysokie oceny tej książki. Owszem, fragmenty poświęcone operacji "Red Wings" są faktycznie ciekawe. Jednak cała reszta jest po prostu słaba. Zawiera trzy absurdalne ("Stany Zjednoczone totalnie rozgromiły talibów" - ciekawe więc, kto teraz rządzi w Afganistanie, panie Luttrell i przed kim Amerykanie uciekali jak wiele lata temu z Sajgonu?) czy ewidentne błędy logiczne na poziomie szkoły podstawowej (np. 12,5 miliona Pasztunów mieszkających w Afganistanie to niby 42 procent całej populacji tego plemienia, liczącej 42 mln - czy tak trudno to policzyć?). Najgorsze jednak jest to, że autorzy mistrzowsko potrafią ominąć podstawowe problemy amerykańskiego sposobu postrzegania świata. Przykładem niech będzie rozważanie o poszukiwaniu broni atomowej w Iraku - oddział Luttrella robił to, robił i nagle hokus pokus - lecą do Afganistanu, a czy taka broń była - ani słowa. O przepraszam, było zdanie o odnalezieniu wielkich ciężarówek, w których nie było niczego, co zapewne ma dowodzić, że wcześniej były tam bomby atomowe. Seals to niby wielcy patrioci, którzy idą do ataku na rozkaz swojego wodza - prezydenta USA. Ale jednocześnie nie akceptują reguł walki, obowiązujących w armii amerykańskiej. Jak to możliwe? Z książki możemy się domyśleć, że jest to efekt specyficznego rozumienia świata. Otóż Wodzem jest prezydent, ale zasady walki tworzą liberałowie, którzy widocznie są zwolennikami talibów, chociaż służą lub pracują w administracji amerykańskiej - tylko co na to krystalicznie uczciwy i niezłomny prezydent??? To są widocznie zbyt trudne sprawy, aby próbować je wyjaśnić w takiej książce. I to paradoksalnie czyni tę pozycję wartą przeczytania - żeby poznać ten sposób myślenia - może trochę prymitywny, stroniący od poważnych problemów moralnych, jednak skutkujący tym, że siły zbrojne USA są dziś najpotężniejsze i cieszmy się, że stoją po naszej stronie.