Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać206
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Anton Koolhaas
2
6,0/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 16.11.1912Zmarły: 16.12.1992
Holdenderski dziennikarz, pisarz i scenarzysta.
6,0/10średnia ocena książek autora
66 przeczytało książki autora
129 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Smutny kos. Opowieści niesamowite i osobliwe z prozy niderlandzkiej
6,0 z 48 ocen
182 czytelników 7 opinii
1983
Najnowsze opinie o książkach autora
Smutny kos. Opowieści niesamowite i osobliwe z prozy niderlandzkiej Harry Mulisch
6,0
"Smutny kos. Opowieści niesamowite i osobliwe" zapowiadają się bardzo ciekawie, ponieważ penetrują mało popularną w Polsce literaturę holenderską. Byłem ekstremalnie ciekawy, co znajdę w środku.
Czternaście opowiadań różnych autorów, krótkie noty biograficzne i wykaz źródeł. Czytelnik nie uświadczy niestety ani posłowia, ani wstępu. Aż się prosi, by przybliżyć literaturę z kraju tulipanów, a tu nic. Zmarnowana szansa.
Wygrzebałem pięć dobrych opowiadań, ale więcej nie dałbym rady.
05. Harry Mulisch – „Co się stało z sierżantem Massuro?”
Wojenna historia, pozbawiona na szczęście irytującego patosu i martyrologii. Historię zagadkowej śmierci sierżanta Massuro poznajemy z perspektywy raportu naocznego świadka tego zdarzenia, porucznika Loonstijna. Nic wielkiego, ale solidna, dobra robota.
04. Hubert Lampo – „Clarissa i koty”
Pamiętnik eks-psychiatry, który wspomina pewne dziwne wydarzenie. Na zaproszenie dawno niewidzianego kolegi ze studiów, przybywa do jego domu. Kolega, już w podeszłym wieku, był przedmiotem plotek z racji na ożenek z o wiele młodszą od siebie kobietą. Wkrótce zasiadają razem przy kominku i winie, próbując wlać nieco życia w zamierającą co chwilę rozmowę. Z minuty na minutę robi się coraz ciekawiej...
"Prawdopodobnie już od dłuższego czasu działo się niepostrzeżenie coś niezwykłego, gdy nagle poczułem, jak dygocze cały mój system nerwowy. (…) Wszędzie dokoła uświadamiałem sobie obecność niewidocznej, jakby lepkiej istności. (…)"
03. Belcampo – „Wielkie wydarzenie”
Wyśmienita satyra na ludzkie przywary. Bo człowiek to taka istota, która nawet podczas Sądu Ostatecznego będzie kombinować, oszukiwać i próbować ugrać coś dla siebie. Grozy tu niewiele: jest odizolowana od świata mieścina Rijjsen (?),w której pojawiają się pewnego dnia zagadkowe rozpadliny w ziemi. Miasto zaludniają dziwne stwory, pojawiają się tez anioły i wkrótce na mieszkańców pada blady strach: oto nadszedł dzień Sądu Ostatecznego.
W teorii powinno być więc groźnie, ale szybko ze złudzeń odziera nas autor. Pospiesznie rozrywa naprędce naszkicowaną scenografię grozy swym ostrzem ironii, dystansu i niepowtarzalnego poczucia humoru. Czyta się to przednio.
"Wpadłem do mego sąsiada i ujrzałem go zajętego cuceniem żony, która blada jak śmierć leżała w staroświeckim fotelu. Obróciwszy się ku mnie wzruszył ramionami, co miało oznaczać: zagadka. (…) Pośpiesznie ściągnąłem jej buty, jak również jeden własny, jako że najlepszym pomysłem wydało mi się podetknąć jej pod nos jedną z moich kawalerskich skarpetek. Musieliśmy się przecież w miarę jak najszybciej dowiedzieć, co było przyczyną jej omdlenia. Skutek był natychmiastowy".
02. Felix Timmermans – „Piwnica”
Zgrabny mix powieści gotyckiej, powieści grozy i romansu, na szczęście dość subtelnego. Zdrowa równowaga między tymi elementami zostaje zachowana, a Timmermans trzyma nad wszystkim pieczę.
Młode małżeństwo – Herman i Mina - wprowadza się do starego, opuszczonego domu, który fascynował ich już od dawna. Od samego początku Mina odczuwa niewytłumaczalny strach przed piwnicą domu. Strach, który wkrótce przekształca się w nienaturalne przyciąganie… Sytuacja komplikuje się, gdy w domu na jakiś czas zamieszkuje bliski przyjaciel Hermana – Nand. Timmermans świetnie zagęszcza atmosferę i z precyzją mistrza prowadzi intrygę aż do mrocznego, efektownego zakończenia.
"Chciałem otworzyć drugie drzwi, brakowało jednak klamki i miały mocny zamek, do którego nie pasował żaden klucz. Mina chciała natychmiast wiedzieć, dlaczego są zamknięte. Otóż blokowała je żelazna sztaba położona między trzema pięknymi, porośniętymi mchem kapitelami. Panowała tu całkowita ciemność. Zdziwiło mnie, że podłoga nie była płaska, niczego nie dostrzegaliśmy poza ciemną głębią. W dół wiły się szerokie kamienne schody… Gdy rzuciłem tam kamień, rozległ się plusk".
01. Willem Frederik Hermans – „Niewidomy fotograf”
Groteska, surrealizm, „dziwność” i nutka grozy. Główny bohater, Abbie, to zblazowany dziennikarz, prowadzący w elitarnym tygodniku rubrykę pt. „Paradoksalne indywidualności”. Pewnego dnia naczelny wysyła go z misją napisania artykułu o słynnym w okolicy niewidomym fotografie. Jego zdziwienie rośnie. Najpierw, gdy po przekroczeniu progu zauważa, iż mieszkanie tonie w mroku. Potem, gdy przekonuje się, że rodzice fotografa nie chcą zaprowadzić go do niewidomego syna. Wreszcie, gdy zauważa, że mieszkanie ma strukturę wagonu kolejowego – jest długie i wąskie. Powiedziałbym wręcz, że jest podejrzanie długie – po przejściu kilkudziesięciu metrów w prawie całkowitej ciemności, Abbie wciąż nie dotarł do przeciwległej ściany…
Świetna, niedoceniana rzecz; gęsta od treści i zawiesistego, groteskowego klimatu.
"Ciągle jeszcze szliśmy. Obejrzałem się. Okno wystawowe było już tylko niewyraźną, białą plamą, nie większą od znaczka pocztowego.
- Widziałem, że się pan oglądał za siebie – odezwał się ojciec fotografa – zaraz pan powie, że jest tak ciemno, że nie widać ręki przed oczami i zapyta, czy nie mógłbym przekręcić kontaktu. Ale ja powiem panu tylko jedno: również sieć elektryczna nie sięga tak daleko. (…)
- Proszę mieć do mnie zaufanie – powiedział - znajdziemy z pewnością, razem. Tak jak już powiedziałem: jestem człowiekiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych".
Oprócz tego swój urok mają jeszcze "Wymieniamy wszystko" Manuela van Loggema (lubię zapomniane, zatęchłe sklepiki w wąskich zaułkach) oraz metaforyczny, "Lubieżny Koń" Maurice’a d’Haese. Reszta opowieści wypada przeciętnie lub słabo, dlatego Smutny kos zasługuje na nie więcej, niż solidne 6/10.
Mam nieodparte wrażenie, że można z tego było wycisnąć więcej.
Smutny kos. Opowieści niesamowite i osobliwe z prozy niderlandzkiej Harry Mulisch
6,0
Jeśli weźmiemy pod uwagę czystą jakość literacką, antologia ta jest nierówna. Niestety w takim znaczeniu, że większość utworów ciągnie w dół kilka perełek. Z pośród tych perełek na pierwszy plan wybija się „Co się stało z sierżantem Massuro?” – znakomite dziełko Harry’ego Mulischa. Dreszczowiec osadzony w wojenno-kolonialnym sosie bardzo poważnie dotykający takich kwestii, jak istota strachu, czy rola moralności na granicy dwóch światów. Powiało w nim nawet trochę „Jądrem ciemności” Josepha Conrada. Kto czytał cokolwiek Mulischa, nie powinien być zdziwiony tym wyróżnieniem. Zawiodłem się z kolei na drugim z wielkiej niderlandzkiej trójcy – „Niewidomy fotograf” Willema Frederika Hermansa, bardzo kafkowski, wydał mi się mocno przekombinowany i pozostawił wrażenie niepotrzebnego chaosu. Na plus wyróżnię jeszcze „Wymieniamy wszystko” Manuela van Loggema – utwór w bardzo niderlandzki sposób szary, deszczowy i smutny; oraz „Zimno” Antona Koolhaasa – bardzo udana naturalistyczna zabawa w przyjęcie niedźwiedziej perspektywy.
Tyle o jakości literackiej, a teraz zaproponuję trochę inną perspektywę – bardziej kulturoznawczą. Miałem tę przyjemność, że pomieszkałem kilka lat w Niderlandach. Czytając ten zbiór, byłem zdumiony pewnymi motywami, tym w jaki sposób przetwarzają je w swojej wyobraźni pisarze z tamtej strony, a przede wszystkim ich powtarzalnością – zwłaszcza, że tak, jak ktoś to określił w którejś z poprzednich opinii, ta antologia to jak antologia polskiej muzyki, w której jest Chopin i Disco-Polo – z czym się w stu procentach zgadzam.
Tak więc mamy lasy i piwnice. Lasów w Holandii niemalże nie ma, jak się trafi jakiś mały lasek do przejechania na rowerze w dziesięć minut, to robi za wielki las. Niewiele tam również podpiwniczonych domów (na kilkanaście w których byłem, w różnych miejscach, nowszych i starszych, nie widziałem żadnego). W ten sposób na przestrzenie te spada aura tajemniczości – opowiadanie, które w całości dzieje się w lesie, opowiadanie w którym las ożywa, opowiadanie z piwnicą w tytule, opowiadanie, w którym bohater schodzi do piwnicy, aby zjechać windą jeszcze niżej, a tam dokonać zmiany swojej emocjonalnej tożsamości. Jazda konna – popularna w każdej holenderskiej prowincji, ileż razy mijało się rowerem na ścieżce rowerowej blondynkę na koniu… Więc mamy i konie – jednego również w tytule – w dwóch opowiadaniach pojawiają się niespodziewanie tuż przy oknach domostw, raz koń jest symbolem seksualnym, innym razem zwiastuje apokalipsę. Jak już jesteśmy przy apokalipsie – przynajmniej dwa opowiadania czerpią pełnymi garściami z traumy kalwinistycznego wychowania, i co ciekawe, w obydwóch nadchodząca apokalipsa jako temat miesza się z dyscypliną naukową numer jeden w Niderlandach, czyli z biologią. W ogóle biologizm – pełno go tutaj…
Niby ciekawe, ale to nie przypadek, że na tle tego wszystkiego "szczytuje" Harry Mulisch - umysł uniwersalny, Europejczyk o mieszanych korzeniach.
Taki jest ten zbiór. Literacko średni, ale całkiem ciekawy jako kulturowa kompilacja. Polecam w całości każdemu zainteresowanemu Niderlandami. Poszukujący dobrej literatury/fani weird fiction, coś dla siebie znajdą, ale będą też przez dziesiątki stron ziewać i zgrzytać zębami.