cytaty z książek autora "Tomasz Pacyński"
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie kocur i oddalił się z godnością.
Nie dość że wsadzą do pierdla, może zabiją nawet, (...) to jeszcze i zapalniczkę podpierdolą.
Papierosy pułkownika Bizonia miały moc broni masowego rażenia zakazanej we wszystkich cywilizowanych państwach.
Nas nie można wytresować jak te bezmyślne futrzane worki na pchły, zwane psami.Nikogo nie będziemy lizać po rękach, nie będziemy skomleć, kiedy biją, ani machać ogonem, gdy łaskawie cisną kość. Na nas trzeba zasłużyć.
Chodzimy własnymi drogami. Ceną za wolność jest nieustanna czujność. To niezbyt wysoka cena. Płacimy chętnie.
Na ogromnym koniu, sztywno wyprostowany, w pełnej niebiesko szmelcowanej zbroi, wyglądał jak wyniosły hulajgród szturmujący miejskie mury. W niezłomnej prawicy dzierżył kopię z powiewającym u ostrza proporcem. Na tarczy zwisającej u siodła wyobrażony był smok jak żywy, buchający ogniem ze wszystkich otworów. Ze wszystkich trzech, miał bowiem trzy głowy, wszystkie jednakowo plugawe.
Zaczynam gadać sam ze sobą, pomyślał ze złością. I to jeszcze takie głupoty.
- Baba to jak przyłbica... - mruknął.
Rozciągnął szerzej bezkrwiste wargi na widok zdziwienia towarzysza. W świetle paleniska błysnęły żółtawo zęby.
- Jak nie trzasnąć, to się nie zamknie - wyjaśnił.
Claymore parsknął resztką wina.
Niedoszły bohater miotał się, grożąc na przemian sądem Bożym i polowym, zapewniając o gotowości do wszelkich poświęceń, ze śmiercią w obronie prawdziwej wiary na czele. Dobry Bóg wysłuchał jego próśb dość szybko, następna salwa z ciężkich haubic trafiła w polskie pozycje, a jeden z pocisków rozbił chlewik. Stwórca jak zwykle walił nieco na oślep, pozostałe pociski trafiły w punkt opatrunkowy, rozwiązując przy okazji problem rannych, dla których nie można było znaleźć transportu. Niezbadane są wyroki boskie.
- Bo na tym pojebanym świecie tylko to jest ważne. Niszczyć skurwysynów, gdzie się da. Wszystko się już rozstrzygnęło bez ciebie. Nie zatrzymasz lodowca, nie podeprzesz kołkami, ale może kogoś obronisz, nie pozwolisz na zupełne kurestwo.
- Odpowiem ci precyzyjnie - oświadczył po dłuższym zastanowieniu. - Chuj wie.
Dążył prosto do celu, którym było zaciśnięcie dłoni na gardle przeciwnika. W przenośni naturalnie, równie dobrze mógł go zastrzelić, zarżnąć, zgarotować, wysadzić w powietrze. Trudniej było tylko z ukrzyżowaniem, przygotowania były zbyt długie i zazwyczaj Dziadkowi przechodziło.
Nie tylko raczył zejść do sieni. Raczył sam odezwać się do łowcy czarownic. Sam, nie przez pomniejszego dworaka.
- I co tak stoicie, mistrzu? - spytał ostro, wiedząc przynajmniej, jak ma się zwracać. - Dziwujecie się?
Armagh odwrócił się do niego, skłonił uprzejmie.
- Dziwuję się – przyznał. - Widywałem już koty śpiące z własnym nosem w dupie. Człowieka jeszcze nigdy.
- To skończcie się, mistrzu, dziwować, a weźcie się do roboty! - ze zjadliwym naciskiem wycedził pan na zamku, tym i wielu innych, wsi, pól i borów nie licząc. - Weźcie się, żeby to wasz nos w naszej dupie się nie znalazł!
- Dobiegły końca dni twoje - zahuczało spod przyłbicy. Tłum przycichł, nie chcąc uronić niczego z wiekopomnych słów. - Stopę na łbie twym plugawym postawię, Bogu przeciwny potworze, ohydny w swej niezmierzonej ohydzie. W obronie Dziewic przez ciebie umęczonych.... Jamroz bezwiednie wzruszył ramionami. Z tymi dziewicami to jednak przesada, pomyślał. Równie rzadkie jak smoki".
- Umiem latać wszystkim, co ma wirnik i jest tak brzydkie, że ziemia je odrzuca. Hueyem też.
Policzył w myśli do dziesięciu. Najpierw po polsku, potem po rosyjsku. Na koniec w sanskrycie, który jest trudny językiem i liczenie w nim daje wiele czasu na uspokojenie.
Cóż, pocieszył się snajper starą prawdę, człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. A potem zwierzchnicy opierdalają.
- (...) a pan, panie pośle...
- Bez nazwisk! - parsknął łysy. Pułkownik pokiwał głową.
- W porządku - zgodził się. - Więc, panie wiceprzewodniczący sejmowej komisji do spraw służb specjalnych.