cytaty z książek autora "Robert Penn Warren"
Trzeba tworzyć dobro ze zła, bo nie ma nic innego, z czego można je tworzyć.
Wycykaliśmy znowu z pięć mil, po czym spytałem:
- A jeżeli nie ma nic do znalezienia?
A Szef odparł:
- Zawsze coś jest.
A ja powiedziałem:
- Może nie na sędziego.
A on:
- Człowiek poczęty jest w grzechu, a zrodzon w nieprawości, i przechodzi od odoru pieluch do smrodu całunu. Zawsze coś jest.
Kobiety nikogo tak nie kochają jak pijaka, nicponia, krzykacza, rozpustnika. Kochają go, gdyż są jak owe pszczoły z przypowieści Salomonowej w Biblii: lubią budować swój plaster miodu w ścierwie martwego lwa.
Bo z tego, kto mocny, dobywa się słodkość.
przedtem poszedłem jeszcze na cmentarz obejrzeć grobowiec Carruthersów, gdzie mech porastał wielkie nazwisko, a aniołowi brakowało jednej ręki. To jednak nie miało znaczenia, bo wszyscy Carruthersowie byli w środku.
Pomyślała o powietrzu dotykającym całej jej twarzy, modelującym ją, nadającym kształt, życie. Przyszło jej do głowy, że nie myślała o tym nigdy dotąd. Że jest się kształtem, tam gdzie powietrze nim nie jest, lecz że powietrze dotyka nas zewsząd, że jego dotknięcie wywołuje to mrowienie, które jest naszym kształtem i daje nam poczucie, że żyjemy i że jesteśmy sobą.
A później, po jakimś czasie, poraziło mnie w oczy słońce, bo jechałem na Zachód. Opuściłem więc daszek przeciwsłoneczny, zmrużyłem oczy i dałem pełny gaz. I wciąż jechałem na Zachód. Bo właśnie na Zachód zamierzamy wszyscy kiedyś się udać. Tam bowiem zmierzasz, gdy ziemia się wyjałowi i porasta sosnami. Tam zmierzasz, kiedy dostajesz list: „Uciekaj, wszystko się wydało”. Zmierzasz tam, gdy spojrzawszy na ostrze noża trzymanego w ręku, zobaczysz na nim krew. Zmierzasz tam, kiedy ci mówią, że jesteś banieczką na fali imperium. Zmierzasz, gdy słyszysz, że w tamtejszych górach jest złoto. Zmierzasz tam, aby rosnąć wraz z krajem. Zmierzasz, aby tam spędzić starość. Albo po prostu udajesz się tam, a nie gdzie indziej.
Dopóki uważałem Lois za piękną, soczystą, miękką, wibrującą, słodko pachnącą, słodko oddychającą maszynkę do wzbudzania i zaspokajania pewnych apetytów (a z taką właśnie Lois się ożeniłem), wszystko było dobrze. Ale gdy tylko począłem uważać ją za człowieka, zaczęły się kłopoty. Wszystko byłoby też może dobrze, gdyby w okresie dojrzewania Lois została tknięta niemotą. Wówczas nie oparłby się jej żaden mężczyzna. Ale Lois umiała mówić, a kiedy jakaś rzecz mówi, wcześniej czy później zaczynasz słuchać odgłosów, jakie wydaje, i nawet mimo wszelkich przeciwnych dowodów zaczynasz uważać to coś za człowieka.
Jeżeli jakaś rzecz trwa za długo, z człowiekiem coś się dzieje. Zostaje on wyłącznie tym, czym chce, i niczym więcej, bo zbyt wiele za to zapłacił – za wiele w pragnieniach, za wiele w czekaniu, za wiele w zdobywaniu.