Chłopięce lata Tobias Wolff 6,5
ocenił(a) na 710 lata temu Mam postanowienie. Wiem, że do Nowego Roku jeszcze kupa czasu, ale nie mogłam się powstrzymać. Dotyczy mojej drugiej pasji, jaką są filmy. Przyrzekłam sobie, że nadrobię zaległości w oglądaniu. Żeby jakoś usystematyzować i ułatwić dobór filmów pomyślałam, że będzie fajnie przyjąć jakąś taktykę. Oto i ona: oglądam po kolei wszystkie filmy z moimi ulubionymi aktorami, potem idą reżyserzy itd... Tak, wiem - nic Was to nie obchodzi, przecież to serwis książkowy, a nie studium moich zaburzeń psychicznych. Jednak w niektórych przypadkach jedno nie wyklucza drugiego. Wręcz przeciwnie. Dzięki książkom często poznaję rewelacyjne filmy i odwrotnie. Tym razem było podobnie.
Mój problem z filmami polega na tym, że jeśli wcześniej czytałam książkę nigdy nie jestem do końca zadowolona z wersji reżyserskiej. Zawsze mnie denerwuje to, że coś pominięto lub dodano (to na szczęście zdarza się rzadziej). Siłą rzeczy nie da się pokazać wszystkiego, nie tylko z racji ograniczonego czasu, ale i możliwości. Nic lepiej nie zobrazuje tego, co siedzi w głowie bohaterów niż nasza własna wyobraźnia. Dlatego staram się najpierw oglądać film a dopiero później sięgać po książkę. Co prawda potem i tak uważam, że w sumie film wcale nie był taki dobry. Ale przynajmniej nie irytuję się podczas seansu. A nawet czerpię z niego niemałą przyjemność.
Są jednak takie książki, jak np. "Dziecko Rosemary", których nie musisz czytać, jeśli oglądałeś. Ma to swoje wady, jednak mimo to uwielbiam takie odkrycia. To białe kruki kinematografii. "Chłopięcy świat" możemy spokojnie dopisać do (niedługiej) listy książek, których ekranizacje nie pozostawiają wiele do życzenia.
Film uwielbiam. Bardzo lubię Di Caprio i nadal podkochuję się w seksownym DeNiro. Tu mam dwie pieczenie przy jednym ogniu. A ja jedzenie to moja kolejna pasja. Pomimo, że film widziałam chyba sto razy dopiero niedawno zwróciłam uwagę na to, że jest oparty na powieści. Co więcej, jest to powieść autobiograficzna! Czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Od razu wstukałam tytuł w wyszukiwarkę Allegro. Książek jest sporo. Ja zdecydowałam się na wersję w oryginale, bo nie odbiegała cenowo od polskiego tłumaczenia.
Poza oczywistościami takimi jak żywy język, ciekawa narracja i przechodzenie ze strony na stronę w tempie Strusia Pędziwiatra jest też mała niespodzianka. Otóż jedna z części książki właściwie nie została uwzględniona w filmie! Co więcej, wcale to filmowi nie umniejsza. Dzięki temu adaptacja wielkoekranowa nadal sprawia nam przyjemność, a książka wciąż zaskakuje.
"Chłopięcy świat" to jedna z najlepszych powieści autobiograficznych, jakie czytałam. Może nie tak dobra jak "Our Kid", czy "Prochy Angeli" (znane też jako "Popiół i żar" - na pewno pojawi się recenzja, bo udało mi się w końcu je kupić!),ale nadal pozostaje na liście ulubieńców.