Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Bret Witter
3
6,7/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
849 przeczytało książki autora
861 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Dewey. Wielki kot w małym mieście
Vicki Myron, Bret Witter
6,7 z 481 ocen
950 czytelników 86 opinii
2008
Najnowsze opinie o książkach autora
Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron
6,7
Pozycja ta łączy moje dwie ukochane rzeczy: książki i koty. Dodatkowo niewątpliwym jej atutem była niesamowita wyjątkowość wspominanego w tytule kota. Trudno uwierzyć, że książka opowiada prawdziwą historię.
Dewey był kotem odważnym, przyjacielskim i niezwykłym. Właściwie tak można opisać każdego kota w końcu każdy jest inny. Ale Dewey był właściwym futrzakiem na właściwym miejscu. Wszechświat musiał się bardzo postarać aby poukładać wszystko w tak zmyślny sposób.
Jednak nie jest to tylko książka o rudym kotku. Autorka wykorzystała historię swojego czworonożnego przyjaciela do opowiedzenia swojego życia. A to wcale nie było kolorowe i wspaniałe. Nie odmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie znalezienia kotka, ale na pewno trochę się poprawiło. Opieka nad zwierzęciem trochę jej pomogła i niewątpliwie była największą przyjaciółką Deweya.
W obie historie wpleciono również dużo opisów stanu Iowa i miasta Spencer. Z opisów tych można wywnioskować jak bardzo przywiązania do swojego miasta jest autorka. Jak bardzo ceni historię miasta i jak zależy jej na jego mieszkańcach.
Książka była wspaniałą rozrywką. Momentami śmiałam się głośno, a w czasami ze wzruszenia łza spłynęła mi po policzku. Jednak zakończenie wycisnęło ze mnie mnóstwo łez. Mówiąc kolokwialnie, ryczałam jak bóbr. Nie chodzi tylko o śmierć zwierzęcia, ale też o jego pożegnanie.
Wnioski z lektury są takie, że nawet takie maleńkie istnienie może mieć ogromny wpływ na otaczający świat.
Dewey. Wielki kot w małym mieście Vicki Myron
6,7
Okładka: 7/10
Treść: 5,75/10
Książka jest niestety dość średnia. Gdyby w większej części została poświęcona tytułowemu bohaterowi z pewnością wyszłoby jej to na dobre. Niestety, kot jest tylko jednym z wątków, bo chcąc się czegokolwiek o nim dowiedzieć musimy przedzierać się przez nużące opisy stanu Iowa, historię miasta Spencer oraz opowieści rodzinne autorki (z czego te ostatnie są i tak najlepsze z powyższych wątków). Gdy już wreszcie pojawia się Dewey, opisywany jest za pomocą kilku w kółko powtarzanych zdań: jest niezwykłym kotem, uwielbia ludzi, jest towarzyski, kocha się wspinać po półkach, jest wybredny w jedzeniu, ma wielu fanów. I w sumie niewiele więcej. Brakuje strasznie jakichś anegdotek z jego życia (kilka się pojawia, ale jak na książkę która miała być mu poświęcona, jest ich stanowczo za mało) i poświęcenia mu większej ilości stron, co pozwoliłoby się lepiej z nim zapoznać.
Rozumiem z jednej strony autorkę, która chciała przedstawić kota na tle lokalnej społeczności i miasta, ale uważam, że można było to zrobić zdecydowanie ciekawiej, bo też kogo interesują wielostronicowe, pełne suchych faktów i dat opisy kryzysu gospodarczego jakiegoś miasta w Iowa? Wstawki na temat mieszkańców miasta byłyby ciekawsze, gdyby stanowiły bardziej spersonalizowane historyjki o poszczególnych osobach odwiedzających bibliotekę, a tymczasem wszyscy oni stanowią bezosobową masę ludzi, którzy przychodzą i odchodzą, po drodze tarmosząc z większą lub mniejszą radością kota.
Nie mogę nie wspomnieć również o tym co przeczytałam na kilkudziesięciu ostatnich stronach książki w kwestii rady nadzorczej biblioteki, a co skutecznie wyprowadziło mnie z równowagi. Skrótem – póki kotek słodki, młody i wesoły, jesteśmy zachwyceni, stanowi symbol biblioteki i chwalimy się nim na cały świat, ale gdy ten sam kotek zaczyna być już starszym, dorosłym, i co tu ukrywać schorowanym zwierzęciem – oj, a czy przypadkiem nie powinniśmy się go jakoś pozbyć? Przecież jest już brzydki, futro mu linieje, źle wygląda i robi nam złą reklamę… Na miejscu autorki i głównej opiekunki Deweya – szlag by mnie trafił i jestem wręcz w szoku na tak spokojną jej reakcję. Dawno już nie czytałam o takim wyrachowanym sku…syństwie. Powyższe opisane wydarzenie skutecznie wybiło się ponad ten cukierkowo przedstawiony świat i pozostawiło po sobie ogromny niesmak.
Podsumowując… Dewey z pewnością był dość niezwykłym kotem, któremu warto było poświęcić książkę. Jego opiekunka zrobiła wszystko co mogła, by w ten sposób upamiętnić swojego futrzanego przyjaciela, nie zmienia to jednak faktu, że jej zdolności literackie nie okazały się być wystarczające. I jak dla mnie to niestety widać.
Przeczytać można, ale szczególnie polecać nie będę.