Sprzątacz Mark Dawson 5,4
Dziwaczna książka. Bohaterem jest ktoś w rodzaju Jasona Bourne’a dla ubogich. Wszystko toczy się w oparach brytyjskiej antykultury przypominających wymarzone przez marksistów rewolucje, rozpierduchy, szał niszczenia i okradania. Normalnych ludzi prawie tam nie ma, a jak się pojawiają, to źle kończą. Totalny chaos aksjologiczny. Bydlaki rządzą.
Nasz bohater nie jest lepszy od popaprańców demolujących świat i ma trochę kiepskich epizodów w życiu za uszami, tyle że w którymś momencie z jakiegoś nieznanego powodu budzi się w nim empatia.
A to w takim odrażającym świecie źle. Bardzo źle.
Kolejny pisarz brytyjski ukazuje BRYTOLAND, jako miejsce tak chore, że już wolę naszych rodzimych psychopatów od tamtejszych bezempatycznych, bezmózgich, złodziejskich i morderczych.
Trochę ta opowieść wydaje się być bez polotu, bez lekkości, taka przyciężkawa, mocno naciągana historia. A na dodatek tak się jakoś kończy czy nie kończy. Nie wiadomo. Pewnie to wstęp do kolejnego tomu, choć żegnamy tymczasem naszego GIEROJA podupadłego na zdrowiu.
Moje odczucia są tak bardzo ambiwalentne, że doprawdy nie wiem, czy tę książkę komukolwiek polecać, czy nie.
Dałem piąteczkę, na środku skali, bo powieść w ciekawej formie obnaża skutki obowiązującego dziś wszędzie marksistowskiego wychowywania następnych pokoleń.