cytaty z książek autora "Marta Lenkowska"
Niesamowite, w jakim stopniu wspomnienia składają się na człowieka. Kim bylibyśmy bez nich? Chyba nie ludźmi. Niezdolni do wyciągania wniosków, analizowania błędów i nauki, nigdy nie bylibyśmy w miejscu, w którym się znajdujemy. Życie nie miałoby takiego smaku, takiego znaczenia. Byłoby punktem, a nie linią. Brakowałoby w nim dosłownie wszystkiego, co ważne. Bo w końcu, jak budować przyszłość lub choćby dzisiejszy dzień, bez solidnych fundamentów ze wspomnień?
Wszystko" oznacza dużo więcej niż sztuka. Sztuka to nie wszystko.
Byłam wdzięczna za każde zdarzenie, które mnie ukształtowało i które dane mi było przechowywać w sobie. Nie chciałam zbyt często spoglądać wstecz, wolałam działać na rzecz jutra, ale wydawało mi się, że jednego bez drugiego nie mogłoby istnieć. Teraz jutro mogło być lepsze. Takie jak chciałam.
Są problemy, które wymykają się nawet największej empatii bo ludzie zwyczajnie różnią się bagażem doświadczeń.
W końcu nie powiedziałam nic i pozwoliłam jej ubierać zmartwienia w słowa. Pomyślałam, że to właściwie jest umiejętność godna pozazdroszczenia.
Rodzina to najpoważniejsza inwestycja w życiu. Nawet jeśli czasem wydaje się, że kosztuje zbyt dużo, prawda jest taka, że cały wkład się zwróci i okaże zbawieniem w najgorszych chwilach.
To czego doświadczyłam, to że poznałam smak sławy i świadomie próbuję sobie teraz wypłukać po nim usta, nauczyło mnie bardzo dużo.
Chciałam żeby mogła wybrać. Los jednak wiele razy pokazał, że lubi nas stawiać przed faktem dokonanym.
Zapatrzył się na spływającą strużkami wody szybę. – Widzisz, lubię różne smaki, przygody i wyjazdy. Nie da się poczuć życia w całej jego rozpiętości, spędzając każdy dzień dokładnie tak samo. Jak wtedy odróżnić jeden od drugiego?
Tak to jest jak się człowiek przekrzykuje z całym światem. Ciężko rozpoznać swój własny głos wśród tylu innych.
Nadzieja wzlatywała i upadała. Emocje wahały się non stop między euforią a żałobą, a to jakby nie patrzeć, szeroka rozpiętość. Radość z odzyskania szybowała i roztrzaskiwała się na ścianie straty. Nie byłam już pewna, co czuję, co powinnam czuć. Zagadka się pogłębiła, nie dając żadnej wskazówki, żadnej możliwości. Tkwiłam w trudnym położeniu i nie wiedziałam, dokąd iść, ale jednocześnie musiałam coś zrobić. To była moja ostatnia nadzieja. Podnieść się, zawalczyć, spróbować. Tylko w ten sposób mogłam coś zmienić.
Ciągle czekałam. Na dorosłość, na studia, na ich koniec, na doktorat… W międzyczasie działo się mnóstwo ważnych rzeczy, ale dla mnie liczył się efekt. Punkt do odhaczenia na liście. Dlatego załamałam się, kiedy jeden z nich został z niej skreślony. Posypał mi się cały plan, cały porządek szlag trafił.
Przyjmowałam to, co dawało mi życie. A teraz widzę, że dawało żałośnie mało. Kiedy czekałam z założonymi rękami, aż mnie pocieszy, dostałam zaledwie ochłapy. Strzępki rzeczy wartościowych.
Milczałam. Zdałam sobie sprawę, że bez względu na to, czy go sobie przypomnę, czy już nie, już go nigdy nie spotkam. To było nie do nadrobienia. To już było i nigdy się nie powtórzy. Uświadomiłam sobie, że nawet odzyskana pamięć nie odda mi straconego czasu. Tak naprawdę nie dążyłam już do odzyskania dawnego życie, do nowej szansy. Przede mną była już tylko przyszłość, która bez względu na to, czy sobie coś przypomnę, czy nie, okaże się pewnie inna, niż bym sobie życzyła. Tak jak teraz. Zresztą, nie wiedziałam nawet, czego bym chciała. Niezdecydowanie. Nie, gorzej – niewiadoma. Najgorsza przyszłość to niewiadoma. Brak perspektyw. Milczałam przez resztę drogi, przygnębiona tą myślą. Ile jeszcze rzeczy straciłam bezpowrotnie? Czy niewiedza jest moim przekleństwem czy błogosławieństwem?
Najważniejsza jest świadomość tego, że kariera artysty składa się z wielu etapów. Trzeba przez wszystkie przejść by być w pełni usatysfakcjonowanym i docenionym przez otoczenie. Próba ominięcia któregokolwiek, przeskoczenia od zera do bohatera, kończy się zawsze fatalnie. Uważam, że świadomość tego jest kluczowa.
Kiedyś było lepiej”, mówią. Zdałam sobie sprawę, że „kiedyś” nie leży w czasie tylko w ludziach. To z nimi dzielimy najpiękniejsze chwile. Oni są ich nośnikami.
Całował mnie jednocześnie mocno i delikatnie. Jego dotyk był ciepły. Czułam go we włosach i w dole pleców. Zarzuciłam mu ręce na szyję i miałam wrażenie, że za chwilę oszaleję. To uczucie było tak silne, tak wszechogarniające, że nie mogłam sobie z nim poradzić. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czułam. To było tak, jakbym ze sztucznie oświetlonego pomieszczenia wyszła po raz pierwszy oglądać słońce. Było pięknie, intensywnie i gorąco. Jego ciepłe promienie docierały do każdego zakamarka mojego ciała i wystawiały je na zupełnie nowe doznania.
Imponowało mi, że dokładnie wie, czego chce. I kiedy o tym mówił, czułam, że to dla niego pestka, że do tego właśnie jest stworzony. Od początku los predestynował go do uwodzenia tłumów swoją twarzą, ciałem, głosem i charyzmą. Wszystko było na wyciągnięcie jego dłoni. A on mógł to wziąć w każdej chwili.
Nasze dłonie, nie wiedzieć kiedy, same się splotły. Mijany po drodze park podsunął nam ławkę do oszałamiających pocałunków.
Czułam się dziwnie rozedrgana, jakbym nie mogła się zdecydować, czy jest mi gorąco, czy zimno. Jakbym się wahała między potrzebą dotyku a chęcią otoczenia się kolejną warstwą ciepłego płaszcza. Między milczeniem a mową. Pocałunkiem a spojrzeniem.
Słowa mają uzdrawiającą moc, wiesz? Kiedy powiesz coś na głos, nagle nabiera realnych kształtów. Nie jest już wymysłem w twojej głowie. I nagle orientujesz się, jaka jest jego prawdziwa wartość. Możesz swoje słowa poczuć, usłyszeć je od innych, jeszcze raz obrócić w myślach jak monetę i przeanalizować. Łatwiej wtedy dostrzec, co jest czym. Co jest prawdziwym zmartwieniem, a co tylko błahostką. Co szczęściem, a co tylko ułudą.
Zauważyłam, że im częściej o tym wspominam, im częściej te słowa wychodzą z moich ust, tym łatwiej i lżej mi się o tym mówi. Tak jakby z każdą wzmianką, ta przeszłość traciła na znaczeniu, na aktualności.
Uśmiechnął się do mnie łagodnie, a ja poczułam się wyjątkowo. To był uśmiech zarezerwowany na wyjątkowe chwile. Taki, którym obdarzasz osobę, z którą co rano pijesz kawę w szlafroku i z poczochranymi włosami. Leniwy, słodki, swobodny uśmiech.
Miał oczy w kolorze burzowego nieba. Łobuzerski uśmiech i zmierzwione wiatrem jasne włosy dodawały mu niemal chłopięcego uroku. Był ucieleśnieniem mężczyzny, który mimo wieku, siły i mądrości pozostaje po części na zawsze chłopcem. To dało się dostrzec w jego spojrzeniu.