Piękny komiks o tym, jak człowiek czuje się, a jak chciałby się czuć, w obliczu zbliżającej się śmierci własnej matki... Główny bohater jest zamknięty w sobie nawet przed sobą, boi się tematów, z którymi przyszło się mu zmierzyć, dlatego dużo mówi się tu między wierszami. Co ważne: "mówi się", a nie "kryje się": pomimo niebanalnej formy i dość abstrakcyjnego porządku chronologicznego komiks zrozumiemy z łatwością, nic nie zostało tu zaszyfrowane, nic nie musimy odszyfrowywać. Po prostu czujemy to, na co nie pozwolił sobie bohater. O grafice nie mam dużo do powiedzenia -- jest po prostu fenomenalna.
Ciekawe, ale nie porwało. Gipi pięknie maluje, ale coś zgrzyta w tej opowieści, jest zbyt napompowana, przegadana i w efekcie nie angażuje. Przeszkadzają mi zbyt przemieszane wątki i powtórzenia. Oba komiksy Gipiego poświęcone rodzicom (ten i Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brwiami) są strzępkami portretu i brakuje w nich ciepła. Fellini z Amarcord to na pewno nie jest.
Chyba wolałbym, żeby autor ilustrował scenariusze innych twórców. Ten komiks ma piękne kadry, plansze są świetnie zaprojektowane, rytm jest bardzo dobry. Ale coś zgrzyta na poziomie opowieści.