Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać331
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
- Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ole Vedfelt
3
6,7/10
Duński psycholog analityczny i psychoterapeuta, prowadzi wykłady w Instytucie Gestalt w Kopenhadze; członek Międzynarodowego Towarzystwa Psychologii Analitycznej (International Association for Analytical Psychology),współzałożyciel Instytutu Junga w Kopenhadze (1980). W 1995 roku założył wraz z żoną Instytut Psychoterapii Integralnej i Psychologii Cybernetycznej. Przeszedł szkolenie w zakresie psychologii Junga, terapii analitycznej oraz psychoterapii grupowej i pracy z ciałem. Jako autor "Wymiarów snów" (ENETEIA, 1998),"Kobiecości w mężczyźnie" (ENETEIA, 1995, 2004) i najnowszej pozycji "Poziomy świadomości" (ENETEIA, 2001) znalazł trwałe miejsce wśród takich psychologów zainspirowanych myślami Junga, jak A. Mindell, E. Neumann, M.-L. von Franz, E.F. Edinger czy J. Hillman.http://
6,7/10średnia ocena książek autora
40 przeczytało książki autora
133 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Kobiecość w mężczyźnie. Psychologia współczesnego mężczyzny
Ole Vedfelt
6,2 z 13 ocen
81 czytelników 1 opinia
2004
Najnowsze opinie o książkach autora
Poziomy świadomości Ole Vedfelt
6,3
Bardzo szerokie i ogólne ujęcie świadomości z licznymi uszczegółowieniami i anegdotami. Bardzo podoba mi się holistyczne i eklektyczne podejście pana Ole, mógłby jednak popracować nad zwięźlejszym pisaniem - niektóre anegdoty są zbyt obszerne i trochę wybijają z rytmu.
„Kiedy Freud prawie 100 lat temu ogłosił, że „człowiek nie jest panem we własnym domu”, podważył wiarę w wolną wolę i wykazał, że wiele naszych uczynków, o których rzekomo decyduje wola, motywują mroczne popędy. Można jednak osiągnąć wyższy poziom wolnej woli, a tym samym świadomość, poprzez, że tak powiem, głębsze wejście w psychikę i pracę nad systemami, które kierują naszym działaniem. Do tego właśnie dąży się nie tylko w terapii dynamicznej i medytacji, lecz także w rytuałach przejścia ludów naturalnych. Wymaga to pracy ze zmienionymi stanami świadomości, czy są to sny, swobodne skojarzenia, szczególne stany medytacyjne czy też trans”. (czy zdobywanie wiedzy o człowieku i świecie - dopisałbym)
Kobiecość w mężczyźnie. Psychologia współczesnego mężczyzny Ole Vedfelt
6,2
Ku mojemu zawiedzeniu, Ole Vedfelt nie okazał się kontynuatorem myśli Junga, a rozwadniaczem i rozmieniaczem na drobne. Po znakomitych: „Wymiary snów” i „Poziomy świadomości” spodziewałem się podobnie solidnej pozycji. Niestety, pomimo dobrej znajomości różnych nurtów psychologii, Ole poszedł „swoją”, duńską (skandynawską) drogą prowadzącą przez „patriarchaty i matriarchaty”. Prezentowana przez niego teoria Junga, we własnej praktyce ma poobcinane ręce i nogi*, urżniętą głowę** i wyrezane jaja*** – a do tak okaleczonego korpusu przyszył jakieś członki bez ładu i składu, i nie koniecznie inne: ręce, nogi i głowę, ale z pewnością posłużył się grubą nicią****! Przede wszystkim zrezygnował z „Typów psychologicznych” (*ręce i nogi to cztery kończyny, jak cztery źródła poznania: zmysły, uczucia, rozum i intuicja),których uczciwie (!) zabrakło w bibliografii. Zdekapitował teleologiczny rozwój nastawiony na duchowość i Logos (**głęboki Sens, Bóg). Obcięte genitalia zaś prowadzą do tytułowej ***„Kobiecości w mężczyźnie”.
Sama książka to zapis snów i interpretacji dwóch męskich "pacjentów", którzy nie mogli stworzyć udanego związku ze swoimi partnerkami, z powodu niewłaściwego stosunku do kobiecości, wywołanego przez niezdrowe przywiązania do matek. Interpretacje ich snów są żenująco na siłę dopasowywane do „teorii Vedfelta” (****gruba… spasiona nić, ledwo utrzymująca w kupie tego potwora doktora Vedfeltsteina). Niby prowadzi jakąś, jego zdaniem spójną narrację, ale ja kompletnie nie mam pojęcia jak on sobie to wszystko poukładał i z czego mu to wynika – bo na pewno nie z „jungizmu”.
Owych dwóch mężczyzn ma ponoć reprezentować „współczesną mentalność mężczyzn” – to znaczy dopiero w przyszłości, bo ta grupa ma się rozrastać. Na poparcie tego przytacza jakieś badanie z USA, w którym politycy przyznawali się do swoich erotycznych fantazji, w których dominował aspekt władzy (albo chcieli brutalnie dominować prostytutki, albo być przez nie dominowanymi). Byli to głównie mężczyźni z niezdrowym stosunkiem do własnych matek (owładnięci przez animę – ale w sensie vedfeltowskim a nie jungowskim). Znając Ole z wcześniej przytoczonych pozycji podejrzewam, że ma dużo więcej argumentów na poparcie swoich obserwacji, ale w ogóle nie dostrzegam ich w tej książce. Tak, rzeczywiście mamy do czynienia z rosnącą liczbą zniewieściałych „wagin” w rurkach – ale jest to dużo bardziej złożone zjawisko.
Aby nie przedłużać, w tym miejscu odradzę kupno tej pozycji amatorowi psychologii, a w szczególności takiemu, który nie miał jeszcze kontaktu z twórczością Junga. Dla przeciętnego czytelnika, zaciekawionego tytułem, nie będzie tu nic ciekawego, a tym bardziej użytecznego.
Przy Skogemann odpuściłem sobie szczegółową krytykę przez potworną ilość bzdur i bełkotu, ale Ole Vedfelt, z uwagi na „Wymiary snów” i „Poziomy świadomości” zasługuje na poważniejsze potraktowanie. Poniżej kilka problematycznych fragmentów z moimi komentarzami:
„Czy można mówić o czterech płciach?
Nie powinno się być może mówić o dwóch płciach, lecz o czterech. Są to: córka matki i córka ojca, syn matki i syn ojca.
Pierwszą płeć reprezentuje kobieta jednostronnie kobieca, „matriarchalna”, dla której obowiązujące są jedynie wartości kobiece. Drugi typ to hic mulier, społecznie i duchowo zaangażowana towarzyszka mężczyzny. Trzecia płeć to wrażliwy, kreatywny mężczyzna, mięczak, niewieściuch albo maminsynek. I wreszcie syn ojca: „prawdziwy mężczyzna”, patriarcha albo męski szowinista, dla którego istota płci żeńskiej jest zupełną zagadką”.
– Pomijając, że można do tych czterech dodać co najmniej córkę matki i ojca, oraz syna matki i ojca (ale też córkę bez matki i ojca, jak i takiego syna),to na cholerę w ogóle mówić o płciach, skoro można pozostać w „typach wychowania”?! Przecież ta „płeć” jest tutaj wciśnięta tak na siłę, że aż się prosi o podejrzenie bycia ideologiem tęczowej rewolucji.
„W książce tej postanowiłem zająć się głównie mężczyzną, który ma w sobie dużo kobiecości. Kobiecość, oczywiście, daje znać o sobie w każdym mężczyźnie, lecz u naszej trzeciej płci (syn matki) dialog między męskością a kobiecością rozgrywa się „na cały regulator”, przez co staje się łatwiejszy do opisania.
Jest faktem, że nasz wrażliwy antybohater i mięczak objawił się ostatnio jako nowy, choć podlegający dyskusji, ideał. W takim razie pozostaje jeszcze pytanie, czy jest on zjawiskiem przelotnym, czy też ma w sobie możliwości rozwoju. Jestem nie tylko tego ostatniego zdania, lecz uważam wręcz, że właśnie on spośród mężczyzn w szczególny sposób nosi w sobie możliwość przemiany i perspektywy na przyszłość, które kultura może użyć do swojej odnowy. Uzasadnienie tego poglądu będzie jednak łatwiejsze po podróży w jego świat wewnętrzny”.
– Czyli książka nie jest o mężczyznach w ogóle, ale o małej grupie ciapciaków. Ów mięczak nie okazał się niczyim ideałem (przecież w mediach i internecie kobiety najczęściej narzekają właśnie na takich maminsynków!) – mamy raczej do czynienia z próbami zrobienia z mężczyzn takich mięczaków przez lewackich ideologów, inżynierów społecznych i polityków. Miejmy nadzieję, że ów „kobiecy mężczyzna” ulotni się czym prędzej. Wspomniana „podróż” niczego nie ułatwiła – pokazała jedynie, jakie to wszystko wyssane z palca.
Przy okazji wyjaśniam, że mężczyzna nie musi w sobie odnajdywać żadnej „kobiecej strony”, aby być czułym, delikatnym czy opiekuńczym dla swojej żony czy dzieci. Tylko w zlewaczałych umysłach obrośniętych patriarchatami i matriarchatami mężczyźni od zawsze, aż do teraz, byli tylko szorstcy, nieczuli i brutalni. Wystarczy sięgnąć do starożytnej literatury, aby zadać temu kłam. Ba! Można sięgnąć po Biblię… albo trzeźwo przez chwilę pomyśleć. (Niby Vedfelt później wyjaśnił, że patriarchat i matriarchat używa tylko w znaczeniu wychowania, czy przez ojca, czy przez matkę – nie ma na myśli instytucji jak feministki - ale trzeba tu dodać, że Ole nie jest w tej deklaracji spójny).
„Gdyby kobiety wiedziały, jak bardzo mężczyźni boją się ich w głębi duszy i na jakich strunach powinny zagrać, by zdobyć władzę, mężczyźni nie mieli by cienia szansy”.
– Chciałeś powiedzieć, że to twoja „trzecia płeć” (maminsynki) boją się kobiet i gdyby świat mężczyzn składał się tylko z takich, to kobiety z łatwością by ich sobie podporządkowały.
„Kultury patriarchalne mają poza tym tendencję, funkcjonując przez wiele tysiącleci, do wyczerpywania się i ulegania presji strony kobiecej. Znamy to z innych kultur i widzimy to także w naszej własnej, mozolnie wzniesionej patriarchalnej kulturze”.
– A jakiś przykład na te fantazje?
„Przerażeni homoseksualizmem w swych snach mężczyźni zapewniają często, że nawet im się „nie śni” obcować płciowo z mężczyznami. A jednak „śni” im się o tym…"
– W myśl zasady, że zaprzeczenie jest silniejszym potwierdzeniem? Zapomniałeś Ole, że w swojej klinice rozmawiasz z mężczyznami z problemami psychicznymi – a ilu zdrowych pytałeś?! Choćby ja, niemal nigdy nie pamiętam snów, ale zapewniam, że homoseksualny bym zapamiętał (FUJ! Na swoją zgubę!)
„… i choć kontakty seksualne między mężczyznami wydają się im się czymś ohydnym, to przecież homoseksualizm może przejawiać się na różne sposoby.
W wieku dojrzewania przejawia się on pod postacią onanistycznych „klubów” chłopców oraz ciągłych bójek i zapasów mających odcień homoseksualny…"
– Homoseksualizm! Wszędzie homoseksualizm! To jest właśnie sposób myślenia freudystów i zlewaczałych ideologów: Podał koledze rękę? Chciał pomacać imitację jego fallusa w postaci palca razy pięć! Dziecko w kołysce dotyka siusiaka? Pewnie edypalnie myśli o przeleceniu własnej matki!
„… Uczuciowo przejawia się to w intensywnych i gorących przyjaźniach męskich, gdzie, jak to opisał jeden z klientów, „głębokie i poufne rozmowy przyprawiały niemal o duchowy orgazm”.
– „Klienci” (to od zlewaczałego Carla Rogersa? Jung miał: pacjentów!) klinik psychologicznych i psychiatrycznych, to ludzie z problemami wewnętrznymi deklu, więc nie rozciągaj ich mentalności na zdrowych ludzi! Tracę do ciebie cały wcześniejszy szacunek Ole.
„Klasyczny psychoanalityczny obraz ojca to osobnik surowy i autorytatywny, którego się bano, a zarazem kochano. Natomiast ojciec współczesnego mężczyzny wyróżnia się brakiem męskości, lękliwością i brakiem konsekwencji w kwestii wychowania dzieci”.
– Ponownie, problemy „klientów” klinik przerzucasz na całą ludzkość. To k#%^$ nie było i już nie ma normalnych ojców na świecie?! To jak to możliwe, że ten świat jeszcze funkcjonuje?!
„W związku z aktualną kwestią równouprawnienia kobiet staje się coraz bardziej wyraźne, w jak wielkim stopniu kobiety identyfikowały się dotąd z wyobrażeniami mężczyzn o kobietach, zamiast szukać kobiecości w sobie samych”.
Wyssany z palca bełkot. Czyli przez całą historię ludzkości, kobiety żyły w iluzji swojej tożsamości, a dopiero dziś nagle odkrywają się „na nowo”? Tzn co się takiego zmieniło w samej kobiecości? Kobieta na traktorze wciąż jest tą samą kobietą, co przy pługu, przy kole tkackim, w beczce winogron zgniatanych na wino, czy przy ognisku domowym; czy ma prawa wyborcze, czy ich nie ma! Feministyczne urojenia których nie jesteś świadom Ole.
„Interesujące, iż w krajach katolickich, gdzie ucisk kobiet jest większy niż u nas [w Danii]…”
Ucisk? Bo nie mogą się wyskrobać na życzenie? W Polsce mamy najmniejszą ilość gwałtów i przemocy wobec kobiet w całej Europie, a i feministyczne urojenie „luki płacowej” też jest najniższe.
„Styl kultury patriarchalnej przejawia się nie tylko w sadystycznym przyjmowaniu dziecka w momencie porodu [chodzi mu o nie oddawanie dziecka matce tuż po porodzie]; istnieje także w zasadach, a raczej reżimie, jaki się mu następnie narzuca. Spokój, regularność, czystość osobista była dawniej filarami opieki nad dziećmi, a purytańskie idee i styl życia zdają się, po krótkim okresie odwrotu, powracać do nas na nowo”.
– Urojony bełkot.
„Lecz im bardziej umundurowana i sztywnie męska jest dana organizacja, tym bardziej czai się w niej lęk przed homoseksualizmem. Jest on prawie zawsze wyrazem własnego ukrytego homoseksualizmu”.
– A co tam, nie żałujmy sobie: Wszyscy jesteśmy homoseksualistami! A kto zaprzecza, ten jest podwójnie!
„Akceptując bycie w relacji z kobiecością, mężczyzna stwarza możliwość dla kultury, która nie jest ani matriarchalna, ani patriarchalna, lecz ludzka – męskość i kobiecość będą mogły być w niej używane świadomie jako współgrające ze sobą siły dynamiczne”.
– Wystarczy nie zakładać lewackich patriarchalno-matriarchalnych okularów, a „problem” zniknie, za to dostrzeże się przeważającą liczbę udanych małżeństw (skoro obecnie rozpada się co trzecie, to ponad 2/3 jest trwała, a trzeba podkreślić, że liczbę rozpadających się małżeństw dodatkowo zawyżają WIELOKROTNI rozwodnicy, którzy nie są wyszczególnieni w statystykach).
„Jung miał zwyczaj wyśmiewać się z utopii – z wegetatywnego raju w próżniactwie i dostatku. Od tego czasu ludzkości udzielono małego kącika w tym raju. Tyle że nie potrafimy jeszcze używać nowych możliwości, nie nauczyliśmy się jeszcze żyć i być twórczymi”.
– No i słusznie, że wyśmiewał taką marksistowską naiwność. Królestwo Boże nie polega na powszechnym dobrobycie, braku chorób, cierpienia i śmierci – ale na przemienionych moralnie ludziach! Ole okazał się umiarkowanym naiwnym postępowcem (marksistą?).
Na koniec wisienka na torcie i absolutny creme de la creme „metody terapeutycznej” Vedfelta. Otóż jego dwaj pacjenci, przystępując do kuracji byli w związkach, a zakończyli ją w samotności. W ich trakcie Ole Vedfelt nie tylko nie zganił jednego z klientów za zdradzanie partnerki, ale wręcz go chwalił. Potem jego partnerka robiła to samo, aż w końcu doszła do wniosku, że jednak do siebie nie pasują, choć klient błagał ją o kolejną szansę, bo poczynił "postępy", w czym ona przyznała rację, ale już nie była zainteresowana (gdybyśmy tylko mogli poznać tego wszystkiego przyczyny XD). Co Ole poczytuje jako totalny sukces swojej kuracji?Pierwszy został „artystą”, a drugi terapeutą, kit z tym, że w samotności. Przypominam, że przez całą książkę Ole narzekał na brak zrozumienia i współpracy między mężczyznami i kobietami, no i utyskiwał na męski narcyzm i egoizm. XD XD XD