cytaty z książek autora "Robert Stiller"
Cokolwiek wykraczało poza uznawane rejony westchnień i ślubu, kwiatków i motylków, odsyłane było z oburzeniem do piekła pornografii. [...] Wypada mi więc przede wszystkim oświadczyć, że samo pojęcie pornografii to kłąb nieporozumień. Jeśli ktoś chce przez to rozumieć wszystko, co rubaszne lub ostrzejsze w tematyce erotycznej, mówimy stanowczo: nie! Każdy bez wyjątku temat może być i bywał ujęty na wysokim poziomie i przez wybitnych twórców, żeby wspomnieć choćby o wulgarnych, lecz świetnie napisanych facecjach Mikołaja Reja albo Kochanowskiego.
Że chamstwo i prymityw są wstrętne, to już zupełnie inna sprawa! Brzydzą nas w dziedzinie erotyki, owszem, jak najsłuszniej: i na taki nam odruch zasługują w każdej dziedzinie, choćby to był dziewiczy wiersz o kwiatuszkach albo kicz patriotyczny.
Natomiast obłudą i bezmyślnością jest nadawanie miana pornografii wybitnym i mądrym dziełom tylko dlatego, że ktoś przyzwyczaił się i wolałby przemilczeć sam temat. W takim wypadku można o skrzywienie moralne posądzić raczej tego, kto chce wszystko uważać na brud i sekret.
Upijają się we trzech, każdy z nich zna dwa języki i nie ma żadnego języka znanego wszystkim trzem. Co kto powie, to drugi tłumaczy trzeciemu ("Trylogia malajska")
Niemalże jedyny powód, jaki mnie trzyma w tym kraju, to język. Przecież jestem pisarzem i chociaż znam wiele języków, a niektóre z nich bardzo dobrze i mogę w nich pisać, jednakże na poziomie twórczości w pełni artystycznej nic mi polszczyzny nie może zastąpić. W przeciwnym razie już dawno by mnie tutaj nie było. Całkiem konkretnie zamierzałem pozostać zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i w Anglii, i to będąc już tam na miejscu, mając zapewnioną posadę wykładowcy na wyższej uczelni itd. Zrobiłbym to wiele lat temu, gdyby nie kazano mi w tym celu wyrzec się polskiego obywatelstwa. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się tęsknić do Polski. Ale skandaliczny poziom rządów, sądów, obyczajów i zarobków już prawie uniemożliwia egzystencję w tym kraju. A jeżeli do tego dodać fakt, że język i literatura giną w oczach, zarzynane bez najmniejszych skrupułów przez tysiące dzikusów i dziesięć dużych instytucji naraz, to trzeba sobie zadać pytanie: czego tu jeszcze bronić? Za co się męczyć? Skoro niemal wszystko, co w tym kraju było najcenniejsze i na czym mnie najbardziej zależy, tak czy owak zostaje zniszczone, a ja na to nic nie mogę poradzić.
Już dzis bez żadnego eksperymentowania czy futurolofii stało się możliwe coś w tym rodzaju: No i Bibi chap za ten but lila róż i w Zizi, co z tego, że po pijaku i na oślep, kiedy i tak w sam łeb, no i ta Zizi back i lulu, jakby nigdy nic. Opowiadanko to jest oczywiście wstrętne i bardzo niekulturalnie: nie sposób jednak uważać go za niezrozumiałe, niepolskie lub niemieszczące się w regułach pewnego stylu. Jeśli to sobie uświadomić, czeka nas szok: bo składa się ono w całość z wyrazów prawie lub wcale nieodmiennych i ma strukturę tak analityczną, jakby to już w ogóle nie był język fleksyjny: lecz konstrukcja pełna rzeczowników, czasowników, przymiotników i nawet zwrotów idiomatycznych bez jakiegokolwiek morfemu, w praktyce nie różniąca się od angielskiego
Rabin wywodzi, że cokolwiek Bóg stworzył, stworzył doskonale.
Na to garbus:
- A mnie?
Rabin:
- Jak na garbatego to bardzo dobrze".
Dzieje się to w przyszłości nieokreślonej i w mieście też nie całkiem określonym. Tylko nieliczne realia wskazują, może niechcący, że to Anglia czy Stany Zjednoczone i poniekąd Londyn raczej niż Nowy Jork. W późniejszej o ćwierć wieku adaptacji scenicznej autor wyraźnie powiedział, że miejscem akcji jest "jakaś stolica w nieprzyewidywalnej przyszłości", umieszczając zaś nad wejściem do baru jego rosyjską nazwę cyrylicą stwierdził, że może się to dziać również za Żelazną Kurtyną, ale od razu dodał, że ta cyrylica może być po prostu kaprysem projektanta szyldu. Więc jakby science fiction w tej jakby specyficznej i nadzwyczaj ważkiej odmianie zwanej dystopia: na krytyce publicznej i społecznej zbudowany, posępny, do katastrofizmu skłaniający się rodzaj utopii. Kolejne z szeregu imponujących dzieł jakie stworzyli nie tylko George Orwell, bo i Zamiatin, Aldous Huxley, Ayn Rand, Karin Boye i wielu innych. A teraz Anthony Burgess
Żydowski telegram:
„Się zaczynaj martwić. Szczegóły wkrótce.”.
Co przynieśli Żydzi ludzkości?
MOSZE podstawy prawa.
JEZUS miłość bliźniego
MARKS pojęcie sprawiedliwości społecznej.
FREUD podświadomość.
Po czym przyszedł EINSTEIN i stwierdził:
- Moi państwo, wszystko to względne.
Te miłe staruszki, zawsze gotowe za byle co do fałszywych zeznań na korzyść przestępców, ci poczciwi rodzice, przymykający oko na zwyrodnialstwo bez przeszkód rozkwitające w ich własnym domu, te puste dziewuszki, roślinne pełznące za chętką i niczym więcej, ci porządni ludzie, których świat bez reszty zaślepił się w krystalografii, kotach lub kaznodziejstwie.
- Wyobraź sobie, że Urząd Skarbowy się likwiduje.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Dostałem od nich wezwanie, na którym jest wyraźnie napisane: Ostatnie Upomnienie”.
Zarówno szanujący się czytelnik polski, jak i angielski highbrow na ogól nie splamią się gruntowniejszą znajomością literatury rozrywkowej i poważnym jej traktowaniem. Snobizm włada niepodzielnie w tych enklawach społecznych, gdzie obowiązkowe czytanie książek wynika z nablesse oblige(...)
(...)Snobizm zastępuje w nich gust, intelekt, otwarte oczy i rzeczywiste poczucie wartości
Burgess nieźle znał język malajski, w którym do podstawowych słów należy orang: człowiek. Też umiem po malajsku i od razu miałem to skojarzenie. Tamtejszym półanalfabetom zaś wyraz ten z reguły myli się z orange i tak bywa pisany