cytaty z książek autora "Adam Robiński"
...Żeby iść przed siebie, potrzeba tylko nóg. Możesz kroczyć, nie posiadając nóg, ale jeśli się nie rozglądasz, wędrówka będzie tylko powolnym przemieszczaniem się w przestrzeni.
Jedna z największych wartości, jakie mamy w Polsce to pola, krajobraz pól. Harmonijny krajobraz kulturowy. Trzeba go za wszelką cenę chronić, zanim go do końca zadepczemy. Jest o krok od Warszawy, pośrodku Polski, na przykład koło Wyszogrodu, Płońska, Nasielska. Tam znajdzie się Pan w tak fantastycznym krajobrazie rolniczym, że pośród tych pól pan usłyszy w sobie Polskę.
Coś mówią? (...) Tak, to musi być modlitwa, bo wszyscy mówią, ale nikt nie słucha.
Dziś rano moja religia żadna. Moim bogiem jest bóg piechurów. Jeżeli maszerujesz wytrwale, nie potrzeba ci innego boga".
...Czyż nawet najbardziej leniwi nie zawahają się podążyć za mną, by zaznać przyjemności, która nie sprawi im kłopotu i nie będzie nic kosztować? Zatem odwagi, ruszajmy! (...) Będziemy iść powoli, po drodze śmiejąc się z tych, którzy widzieli Paryż i Rzym. Nic nas nie powstrzyma. Słuchając naszej wyobraźni, podążamy tam, gdziekolwiek będzie miała kaprys nas poprowadzić.
Kto raz zobaczy, że tramwajowy kasownik ma w spojrzeniu obłęd, sam jest o krok od paranoi. Podobno wzięło się to nam za sprawą eonów doboru naturalnego. Wszędzie widzimy twarze, bo im szybciej odczytamy negatywne emocje u napotkanej na drodze istoty, tym większe mamy szanse na przeżycie.
Spojrzałem na niebo. Spośród tysięcy migotań wyłowiłem intensywnie jasny punkt. Sunął ku wschodowi, Astronauci z Międzynarodowej stacji kosmicznej kreślili nową konstelację.
Dziś rano moja religia żadna. Moim bogiem jest bóg piechurów. Jeżeli maszerujesz wytrwale, nie potrzeba ci innego boga".
Krygowski zwykł mawiać, że bez wyobraźni nie ma po co patrzeć na góry. To dzięki niej tworzy się nowy, lepszy, piękniejszy świat. Autorski, taki, którego nie widzi i nie zobaczy nikt inny. I dopiero wtedy wiadomo, po co w te góry się poszło.
Że w góralskich izbach zegary, te z wyskakującym ptaszkiem, tykają powoli. Trochę szybciej na zachodzie gór, ale im dalej na wschód, tym wolniej (miał rację!). I że niezawodnym zegarem dla nieba jest słońce, a dla ziemi spokojny krok człowieka. Że niziny rodzą pośpiech, a góry trwanie.
[...] gdy w górach zawołasz głośno, zawsze ktoś ci odpowie, a niektóre miejsca są szczególnie gadatliwe. I właśnie dlatego żadna górska wycieczka nie jest do końca samotna.
Większość z nas żyje w świecie, w którym coraz więcej miejsc i rzeczy ma oznaczenia, etykiety, a tym samym również oficjalne interpretacje. To wszystko zmienia nasze realia w wirtualną rzeczywistość. I właśnie dlatego chodzenie, jazda na rowerze czy pływanie będą zawsze działalnością wywrotową. Pozwalają nam odzyskać poczucie tego, co stare i dzikie.
Ich zapiski nazwalibyśmy dziś po prostu przewodnikami. Mimo to trudno byłoby się według nich poruszać. Posługiwali się enigmatycznymi miarami długości, jak połowa góry czy strzał z kuszy. Unikali nazw własnych, bo ich nie było. Drzewa, według których się orientowali, dawno wycięto lub padły siłami natury. Ale nawet jeśli wytyczonych przez nich dróg nie da się dziś odnaleźć, wciąż istnieją w sferze opowieści, równie kręte i wyboiste jak kiedyś.
...Perspektywa. Wraz z nią zmieniają się krajobrazy. Nie oglądamy ich, lecz czytamy i interpretujemy.
Gdyby żył w czasach telefonów komórkowych, pewnie rzadko by je włączał, przekonywała jego żona w jednym z wywiadów. Ludzie, którzy bez przerwy się komunikują, nie mają kiedy przetrawić własnych myśli.
(...) radość zjazdu rodzi się z trudu podejścia i kto tego nie rozumie, nigdy nie zrozumie gór ani współżycia z nimi.
Krajoznawca musi czytać krajobraz, a nie Wikipedię.
Pierwsze rzucało się w oczy to, że nic się nie rzuca w oczy.
Jeśli rolnik się wkurza, że bobry przewaliły mu trzy drzewa, i niszczy im tę tamę, to efekt będzie taki, że wywalą mu trzy kolejne. Po paru takich akcjach zostanie bez drzew. I będzie opowiadał, że stracił je przez bobry. Tymczasem gdyby tej tamy nie niszczył, miałby i drzewa, i zretencjonowaną wodę w gospodarstwie.
-Ciągle nie zdajemy sobie sprawy, że dopiero dzięki bobrom potoki zaczynają wyglądać tak, jak powinny - mówił. -Przed XVI wiekiem każdy ciek wodny, który dało się zatamować, po prostu był tamowany. Bobrowe rozlewisko było naturalnym stanem rzeczy na większości płynących wód, więc to, co tu widzimy, jest nie jakąś aberracją, tylko normą. Powrotem do tego, co było i co być powinno.