cytaty z książek autora "Robert Seethaler"
Blizny są jak lata, uważał, nawarstwiają się na sobie i dopiero wszystkie razem tworzą człowieka.
- Kulejesz - powiedział - do niczego nam się nie przydasz.
- W całej okolicy nie ma lepszego robotnika ode mnie - odparł Egger - Jestem silny. Wszystko potrafię. Wszystko zrobię.
- Ale kulejesz.
- Może w dolinie - rzekł Egger - w górach tylko ja idę prosto.
Od człowieka można kupić godziny, można mu ukraść dni albo zrabować całe życie. Ale nikt nie może odebrać człowiekowi choćby jednej jedynej chwili.
- O, nie - odparł Egger i wstał. - Każdy kuśtyka na własny rachunek!
(...)z czasem człowieka po
prostu ubywa. U jednego idzie to szybko, u innego może potrwać. Od chwili narodzin tracisz po kolei jedno po drugim, najpierw palec, potem całe ramię, najpierw ząb, potem wszystkie zęby, najpierw wspomnienie, potem całą pamięć i tak dalej, i tak bez końca, póki w którymś momencie nic już nie zostaje. Wtedy zgarniają resztkę ciebie do dołu, zakopują i fertig.
Gdy i tak już idziesz do piekła, mówił, śmiej się razem z diabłami, to nic nie kosztuje, a łatwiej ci będzie to wszystko znieść.
- Miłość jest pożarem, którego nikt ugasić nie chce, a i nie może wcale - stwierdził, przyglądając się, jak wirujące płatki popiołu powoli osypują się na żwir.
(...) chętnie przytuliłby ją do policzka i po prostu tak stał. Zamiast tego zrobił wielki krok i prędko ruszył dalej.
A może to właśnie o to chodzi, pomyślał, po prostu tak stać i się nie ruszać. Wtedy czas przepływałby obok człowieka i nie trzeba by już było ani płynąć z prądem, ani wierzgać przeciw niemu.
Nigdy nie zwątpił w Boga i nie bał się śmierci. Nie potrafił sobie przypomnieć, skąd pochodzi , a koniec końców nie wiedział też, dokąd zmierza. Jednak mógł bez żalu spoglądać na czas między tymi punktami , na swoje życie, z raptownym śmiechem i jednym wielkim zdumieniem.
Dobry traficant sprzedaje przyjemność i pożądanie, a czasem grzeszne namiętności!
Opuścił wzrok na swoje ręce. Nagle wydały mu się dziwne, gdy tak leżały; ciężkie, bezużyteczne i głupie.
- Jeszcze jednego? - zapytała młoda kobieta, a Egger kiwnął głową. Wzięła nowy kieliszek, a gdy się pochyliła, by postawić go na stole, musnęła ramię Eggera fałdką bluzki. Muśnięcie było niemal niewyczuwalne, a jednak zostawiło po sobie subtelny ból, który z każdą sekundą zdawał się coraz głębiej wnikać mu w ciało. Spojrzał na nią, a ona się uśmiechnęła.
Andreas Egger przez całe życie wracał myślami do tej chwili, do tego ulotnego uśmiechu tamtego popołudnia przy cicho trzaskającym piecu gospody.
Ale w zasadzie naszym przeznaczeniem nie jest wiedzieć, dokąd idziemy. Naszym przeznaczeniem jest raczej nie wiedzieć o tym. Nie przychodzimy na świat po to, by znaleźć odpowiedzi, lecz by stawiać pytania. Można by rzec, że na ślepo wymacujemy drogę w wiecznych ciemnościach i tylko czasem, przy mnóstwie szczęścia , widzimy blask światełka. I tylko dzięki mnóstwu odwagi lub uporu, lub też głupoty, lub najlepiej dzięki temu wszystkiemu naraz udaje się czasami tu i ówdzie zatknąć własny drogowskaz.
Na skałach kobiecości roztrzaskują się nawet najlepsi z nas!
Naturalnie ją kochał! Kochał, kochał, kochał!. Bardziej niż cokolwiek na świecie! Bardziej nawet niż własne serce i własną krew, i własne życie.
Najwyraźniej ludzie szukali w górach czegoś, o czym sądzili, że zgubili to dawno, dawno temu. Nigdy się nie domyślił, o co tu dokładnie chodziło, jednak w miarę upływu lat był coraz bardziej przekonany, że turyści w gruncie rzeczy kuśtykali nie tyle za nim, co za jakąś nieznaną, nienasyconą tęsknotą".
Jego życie bezustannie dyndało na włosku między niebem a ziemią (...)Wedle jego rozeznania nie ciążyła na nim żadna poważna wina i nigdy nie uległ pokusom tego świata, pijaństwu, rozpuście czy obżarstwu. Zbudował dom, spał w niezliczonych łóżkach, w oborach, na rampach ładunkowych, a kilka nocy nawet w rosyjskiej drewnianej skrzyni. Kochał. I zaznał przedsmaku tego, dokąd ta miłość mogła zaprowadzić. Widział, jak kilku mężczyzn spacerowało po Księżycu. Nigdy nie zwątpił w Boga i nie bał się śmierci. Nie potrafił sobie przypomnieć skąd pochodzi, a koniec końców nie wiedział też,dokąd zmierza. Jednak mógł bez żalu spoglądać na czas między tymi punktami, za swoje życie, z raptownym śmiechem i jednym wielkim zdumieniem.
Ale stał tak niczym drzewo, którego wnętrze jest już spróchniałe.
A może tak po prostu dzieje się w życiu - od chwili narodzin człowiek z każdym kolejnym dniem oddala się od siebie coraz bardziej i bardziej, póki wreszcie sam już nie wie, kim jest.
Żmudnie wymacujemy drogę przez ciemność, żeby przynajmniej tu i ówdzie natrafić na coś przydatnego.
...to, co dla jednego jest istotne, dla drugiego może być zupełnie nieciekawe do nieużytecznego włącznie.
Tak czy owak większość dróg wydaje mi się jakoś znajoma. Ale w zasadzie naszym przeznaczeniem nie jest wiedzieć, dokąd idziemy. Naszym przeznaczeniem jest raczej n i e wiedzieć o tym. Nie przychodzimy na świat po to, by znaleźć odpowiedzi, lecz by stawiać pytania. Można by rzec, że na ślepo wymacujemy drogę w wiecznych ciemnościach i tylko czasem, przy mnóstwie szczęścia, widzimy błysk światełka. I tylko dzięki mnóstwu odwagi lub uporu, lub też głupoty, lub najlepiej dzięki temu wszystkiemu narzaz udaje się czasami tu i ówdzie zatknąć własny drogowskaz!
Z kobietami jest tak jak z cygarami. Jeżeli pociągniesz za mocno, nie dadzą ci przyjemności.
Właściwie to dziwne, myślał dalej Franz, jak gazety wielkimi, grubymi literami trąbią o tych swoich prawdach tylko po to, by już w następnym wydaniu pisać o nich drobnym drukiem bądź w ogóle wyrzucić na śmietnik. Prawda porannego wydania jest w praktyce kłamstwem wydania wieczornego.
Może miłość jest nie dla mnie. A może ja nie jestem dla miłości. Nie wiem. A może Ty wiesz? Wiesz, czy nadaję się do miłości! Wiesz, czym jest miłość? Wiesz w ogóle cokolwiek o miłości?