cytaty z książek autora "Stacey Marie Brown"
Prawda jest taka, że czasem jakieś wydarzenia po prostu następują. Wydarzenia, które nie są w porządku ani nie mają sensu. Jednak niezależenie od tego, czy dzieje się dobrze, czy źle, trzeba pamiętać, że po prostu takie jest życie.
Zostaliśmy pozbawieni niewinności poprzez doświadczenie śmierci.
Nic co dobre, nie mogło mnie poruszyć, ponieważ to co złe, ciągnęło mnie w dół i zatapiało.
Owinęłam ramiona wokół siebie, tak jakbym potrzebowała
bariery, która ochroni mnie przed tym, co nadchodziło. Serce
biło mocno o żebra. Czułam się jak dziewczyna z horroru, powinnam uciekać przez drzwi, ale zamiast tego wchodziłam do domu po schodach z nożem do masła.
W tamtej chwili wszystko było idealne. Filmowe zakończenie. Ale życie tak nie działało, toczyło się dalej i rzucało pod nogi
kolejne kłody.
Sądzę, że żadna z rzeczy, które wymieniłaś, tak naprawdę cię nie uszczęśliwia. Powiedziałaś to, bo tak wypadało powiedzieć.
Ale są takie wydarzenia, które nas kształtują.
Zmieniają.
Połykają i pozostawiają nas złamanymi od środka.
- Wiem - przytaknęłam. - I nie będę tego żałować. Życie jest zbyt krótkie, a ja nie będę marnować swojego na to, żeby być kimś innym.
Problem był taki, że nigdy nie oszuka się samego siebie, bo przed samym sobą kłamstwa nie zmieni się w prawdę.
W oczach stanęły mi łzy. Jego nieobecność niosła się echem
po małym pokoju. Bolało mnie serce, kusiło, żeby za nim pobiec, powiedzieć że popełniłam błąd i zgodzić się zostać z nim.
Rozumiałam. Jeśli przyjaciele mogli być bratnimi duszami,
ona była moją. Chociaż bardzo różniłyśmy się od siebie, to dogadywałyśmy się jak nikt inny.
Fragment serca, który zrzuciłam z mostu, nagle odrósł i zaczął
łomotać boleśnie o żebra.
Ale nasze życia podążyły różnymi ścieżkami. I musiałam nauczyć się żyć, kochając kogoś, kogo nie mogłam mieć.
Miałam nadzieję, że pewnego dnia ponownie odnajdę spokój.
Znajdę takie szczęście, jakie czułam będąc z nim.
Ścisnęło mi się serce. Wsiadłam do jeepa i odjechałam. Bolało jak cholera, ale prawdopodobnie oboje powinniśmy to zrobić – zachowywać się jak obcy sobie ludzie, aż wreszcie się nimi naprawdę staniemy.
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli nie będziemy rozmawiać. W przeciwnym razie zrobię coś, czego będę żałować. (…)
- Zrób to- jego uśmiech został zastąpiony kamiennym wyrazem twarzy- Uczyń mi najgorsze, na co cię stać.
- Bo nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie myślą- odparł, patrząc mi głęboko w oczy. (…)
- To dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo przy tobie nagle zaczęło mi zależeć.
Ta energia sprawiała, że czułam, iż żyję. Nigdy
nie sądziłam, że mogłabym się tym zmęczyć.
Nie byłam jedynie w stanie otrząsnąć się z tego uczucia…
Gdybym tylko potrafiła je określić. Czułam, jakby pragnienie
zdarcia z siebie skóry lub chęć ucieczki bez przerwy stukały
w mój kręgosłup.
Nic porywającego.
Nie tak, jak…
Odsunęłam tę myśl, zanim zdążyła się w pełni rozwinąć. Nie.
Te myśli były zabronione. Na zawsze.
Jaymerson rozumiała, że wewnętrzne blizny nie są zagojone
tylko dlatego, iż na zewnątrz wyglądasz w porządku, koszmary
ustały, a twoje kości się zrosły. Wiedziała o mnie więcej niż ktokolwiek, a i tak były rzeczy, o których nie miała pojęcia. Prawdy, których nie mogłam jej zdradzić.
- To chyba nie jest niespodzianka. Od dnia, kiedy tutaj weszłaś, szukając pracy, zadurzyłem się w tobie. Nie mogę wyrzucić cię z głowy. - Ruszył, by złapać mnie za ręce.
Zabawne jest słowo crush: jedna definicja oznacza żywić do
kogoś uczucia, druga - zgnieść, zdewastować, zmasakrować.
Zgadnijcie, którą z nich prawdopodobnie wybrałam.
- Liam, przestań. - Zabrałam ręce poza jego zasięg. - Uwierz
mi, nie chcesz mnie.
Jego usta już otwierały się, by kontrargumentować.
- Nie. - Przerwałam mu. - Nie znasz mnie. Naprawdę. Byłabym twoim najgorszym koszmarem.
- Żartujesz? Jesteś moją największą fantazją!
- Uwierz mi. Mówię poważnie. Jestem w rozsypce. I jestem
okrutna - powiedziałam wprost.
Tarzan był zakłóceniem w moim oprogramowaniu. Zwarciem
w mózgu, które spowodowało, że uzależniłam się od niego na
znacznie dłużej niż od kogokolwiek innego. Ktoś, kto nie miał
być nikim więcej niż pseudonimem z Disneya, z którym uprawiałam przygodny seks przy każdym spotkaniu.
- Masz na myśli to, że zachowuję się jak ty? - Obrócił się głową w moją stronę, oczy miał zmrużone.
- Co to, do diabła, miało znaczyć? - Jego słowa odebrałam jak
cios.
- Pamiętaj, że nie możesz oszukać oszusta - szydził. - Dlatego
nigdy by się nam nie udało. Oboje jesteśmy skryci. I nawet najbliższa osoba nie wie, jak mroczni potrafimy być.
Czułam jego ból. Jego dusza krzyczała, by ktoś go złapał
i nie puścił. Potrafiłam to rozpoznać, ponieważ w moim wnętrzu
można było znaleźć to samo; jeśli tylko ktoś odważyłby się spojrzeć poza mój gniew i mury, które wokół siebie wzniosłam. Ale nikt tego nie robił...
- Stevie… - westchnął, łapiąc się za nos.
- Co? Czy nie wolno mi mieć koszmarów? Większość ludzi
ma ich wiele w swoim życiu.
- Czy to nie męczące stać cały czas na baczność? Kłamać?
- jęknął, wpatrując się w sufit.
- Nie wiem, jest męczące? - Uniosłam brew, patrząc na niego,
opadając z powrotem na poduszkę.
- Wrzeszczałaś… - Głos mu się załamał, wzrok skupił na narzucie. - Czy coś się stało? Czy ktoś cię skrzywdził?
- Wiele osób mnie rani. Ale takie jest życie, prawda?
Po raz kolejny Chris prowadził mnie nad przepaść. A co, jeśli tym razem spadnę?
Zamiast czuć się pocieszona, że mnie zdobył, to tylko dodało
ciężaru do moich ramion. Do mojej duszy.
W moim burzliwym świecie był dla mnie wszystkim”.
-Hej kochanie, jesteśmy w domu! - donośny głos Chrisa odbił się echem od wysokich sufitów. - Lepiej, żebyś miał coś do picia w tym żałosnym domu! - Usłyszałam, jak wchodząc za nim Stevie prychnęła.
Hunter skierował się w ich stronę.
-Woda toaletowa. To wszystko, na co nas stać.
- I niech zgadnę. Wasza woda toaletowa to Evian.
- Perrier.
- Oczywiście.
Nie możesz kontrolować innych ludzi. Masz kontrolę tylko nad sobą.