cytaty z książek autora "Alice Miller"
Pogarda dla mniejszego i słabszego jest najlepszą obroną przed ujawnieniem własnego poczucia niemocy, jest przejawem odciętej słabości. Ten, kto jest naprawdę silny, zna swoje poczucie słabości i nie musi demonstrować mocy przez upokarzanie innych.
Każdy człowiek ma w swoim wnętrzu mniej lub bardziej ukrytą komórkę, w której znajdują się rekwizyty dramatu jego dzieciństwa. Osobami, które na pewno zyskają do niej dostęp, są jego własne dzieci.
Kiedy się dziecko wychowuje, uczy się je wychowywać. Kiedy prawi się mu morały, uczy się ono prawić morały, kiedy się mu wymyśla, uczy się wymyślać, kiedy się je wykpiwa, uczy się wykpiwać, kiedy się je upokarza, uczy się upokarzać, kiedy się je duchowo zabija, uczy się zabijać. Pozostaje mu tylko do wyboru, czy zabijać siebie, czy innych, czy też i siebie, i innych.
Matka nie będzie traktować swego dziecka z szacunkiem, dopóki nie zacznie dostrzegać, że aby np. skryć własną niepewność, zawstydza swoje dziecko ironiczną uwagą. Ale nigdy nie zauważy, jak bardzo dziecko czuje się upokorzone, lekceważone i niedoceniane, jeżeli nie nawiąże świadomie kontaktu z tymi uczuciami zamiast bronić się przed nimi ironią.
Mimo najlepszych chęci nie potrafimy wyzwolić się ze schematów zachowania, którymi w najwcześniejszym dzieciństwie obciążyli nas rodzice. Dopiero gdy pozwolimy sobie poczuć i doświadczyć w pełni cierpienie, jakiego doznaliśmy w ramach tych scenariuszy, możemy odzyskać swobodę. Wtedy też tylko jesteśmy w stanie zrozumieć, jak bardzo były i są destrukcyjne.
Każda matka i ojciec mogą być empatyczni tylko w tym obszarze, w którym uwolnili się od swego dzieciństwa, i muszą reagować brakiem empatii, jeśli na skutek wyparcia swego losu dźwigają niewidzialne łańcuchy.
Pogarda jest bronią słabych, która chroni przed uczuciami przypominającymi własną historię. A u źródeł każdej pogardy, każdej dyskryminacji odnaleźć możemy mniej lub bardziej świadomą, niekontrolowaną, ukrytą i tolerowaną (poza przypadkami zabójstwa i najcięższego okaleczenia) władzę dorosłego nad dzieckiem.
Pełne podporządkowanie dzieci woli dorosłych zaowocowało (...) gotowością młodego człowieka, z chwilą gdy opuszczał dom rodzicielski, do podporządkowania się komukolwiek innemu.
Odwaga do zmiany powstaje w wyniku świadomego i przepracowanego oburzenia na to, co niszczyło i niszczy życie.
Same piękne i przyjemne uczucia nie wystarczają, aby utrzymać nas przy życiu, by uczynić nasze istnienie głębokim, cennym i pełnym decydujących wgłądów. Często to właśnie te niewygodne, nieprzystosowane uczucia, przed którymi najchętniej byśmy uciekli - niemoc, wstyd, zawiść, zazdrość, pomieszanie, wściekłość, smutek - mają dla życia decydujące znaczenie.
Dlaczego rodzice nie rozumieją, że fizyczna przemoc i psychiczne "razy" są upokarzaniem i maltretowaniem dzieci, które wcześniej lub później w sposób otwarty wejdą na drogę niszczenia?
Każdy człowiek przychodzi na świat z wyraźną, a nie ambiwalentną potrzebą kochania, bycia kochanym i zachowania życia. Ale gdy dziecko zamiast miłości, prawdy i opieki doświadcza nienawiści i kłamstwa, gdy jest bite, musi krzyczeć i szaleć z wściekłości, aby bronić się przed głupotą i złością. Gdyby tak zachował się dorosły człowiek, byłaby to zdrowa, naturalna reakcja na atak. Ten protest uratowałby jego psychiczne zdrowie, jego godność, jego poczucie wartości, jego integralność i poczucie odpowiedzialności.
Bitemu, upokarzanemu i maltretowanemu dziecku nie wolno się jednak bronić. Dane mu przez naturę sposoby obrony własnej integralności są mu zabronione, taki protest mógłby kosztować je życie.
Pewnego razu powiedziała: "Wydaję się sobie śmieszna, tak jakbym przemawiała do ściany, oczekując, że mi odpowie; zupełnie jak jakieś głupie dziecko". Zapytałam: "Czy Pani śmiałaby się, widząc dziecko, które musi powierzyć swoje smutki ścianie, gdyż nikt inny nie chce go wysłuchać?". Rozpaczliwy płacz w odpowiedzi na moje pytanie otworzył pacjentce dostęp do fragmentu minionej rzeczywistości, pełnej nieskończonej samotności. Jednocześnie uwolniła się w końcu od męczącego, destrukcyjnego uczucia wstydu.
Rodzice są zdolni do bezkarnego i nieustannego dręczenia własnych dzieci tylko dlatego, że nie wierzą, co przydarzyło się im samym w dzieciństwie.
Ponieważ dziecięcy organizm nie jest w stanie znieść tak wielkiego cierpienia, każde maltretowane dziecko musi całkowicie wyprzeć doświadczenie bólu, opuszczenia i dezorientacji, aby nie umrzeć.
Warto przeżyć dawny ból, aby się od niego uwolnić - dla życia.
Bólu, przez który nie możemy świadomie przejść, pozbywamy się, delegując go na własne dziecko...
aby człowiek mógł organizować swoje życie, musi mieć dostęp do swoich emocji.
Do swego rozwoju każde dziecko potrzebuje traktowania go z szacunkiem przez bliskich, tolerancji dla swoich uczuć, wrażliwości na swoje potrzeby i braki oraz wewnętrznej niezależności własnych rodziców, których własna wolność - nie zaś przepisy pedagogiczne - zakreśla naturalne granice dla zachowań dziecka.
Zarówno człowiek cierpiący na manię wielkości, jak i cierpiący na depresję całkowicie odrzuca rzeczywistość swego dzieciństwa, żyjąc tak, jakby wciąż można było zdobyć miłość rodziców: pierwszy - podtrzymując iluzję sukcesów, drugi zaś doświadczając nieustannie lęku, że z własnej winy utraci ich sympatię. Jednak ani jeden, ani drugi nie jest w stanie zaakceptować prawdy, że w przeszłości nie było żadnej miłości i że największe nawet wysiłki tego nie zmienią.
[...] konfrontacja z prawdą dzieciństwa uwalnia nas od destruktywnych wzorów. Abyśmy mogli znieść tę bolesną prawdę, potrzebujemy wsparcia ludzi, którzy wiedzą, że to, co wcześniej było uważane za grzech - krytyka rodziców - tak naprawdę jest jedyną szansą na wyzdrowienie. Nasze ciało nie daje się oszukać. Respektując jedynie prawdę naszych uczuć i myśli, tylko z nimi jest gotowe współdziałać na dłuższą metę. Niestety, młodym ludziom stale odbiera się odwagę bycia szczerymi i stawia im się zarzut, że są niemoralni. Początkowo z pomoca rodziny, potem religii, a w końcu z pomocą psychiatrii.
Zdolność do stawiania oporu otaczającej nas rzeczywistości nie zależy głównie od stopnia inteligencji, ale od dostępu do swego prawdziwego ja.
Nie chcę być taka, jak wy byście tego chcieli. Ale nie mam odwagi być taka, jak bym sama tego chciała, bo ciągle jeszcze boję się odrzucenia i samotności.
Przeszło dwa lata temu wysłałam do Watykanu materiały dowodzące destrukcyjnego wpływu bicia dzieci na ich dalsze życie, z prośbą, aby Kościół mocą swojego autorytetu zwrócił na to uwagę młodych rodziców. O pomoc w tej sprawie poprosiłam również kilku kardynałów. Jak już wspomniałam, nie udało mi się niestety, wzbudzić w żadnym z nich nawet krzty zainteresowania tym powszechnie lekceważonym, choć niezmiernie ważnym problemem. Nie okazali nawet śladu chrześcijańskiego miłosierdzia dla bitych dzieci.
Lęk słabego i bezbronnego dziecka daje dorosłemu poczucie
siły i możliwość manipulowanie potrzebami i lękami innych – mimo że nie potrafi poradzić sobie z własnymi.
Udawanie wydaje się uniwersalną metodą sprawowania władzy, także i w pedagogice.
Dorosły człowiek może doświadczyć swoich uczuć także jedynie wtedy, gdy dorastał w otoczeniu akceptujących go prawdziwych bądź zastępczych rodziców.
Każda matka i ojciec mogą być empatyczni tylko w tym obszarze, w którym uwolnili się od swego dzieciństwa, i muszą reagować brakiem empatii, jeśli na skutek wyparcia swego losu dźwigają niewidzialne łańcuchy.
Zarówno człowiek cierpiący na manię wielkości, jak i cierpiący na depresję całkowicie odrzuca rzeczywistość swego dzieciństwa, żyjąc tak, jakby wciąż można było zdobyć miłość rodziców: pierwszy - podtrzymując iluzję sukcesów, drugi zaś doświadczając nieustannie lęku, że z własnej winy utraci ich sympatię. Jednak ani jeden, ani drugi nie jest w stanie zaakceptować prawdy, że w przeszłości nie było żadnej miłości i że największe nawet wysiłki tego nie zmienią.
Pogarda dla mniejszego i słabszego jest najlepszą obroną przed ujawnieniem własnego poczucia niemocy, jest przejawem odciętej słabości. Ten, kto jest naprawdę silny, zna swoje poczucie słabości i nie musi demonstrować mocy przez upokarzenie innych.