Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Na wstępie zaznaczę, że dopuściłem się przed chwilą małego kłamstwa. Jeszcze przed napisaniem recenzji, ale w dobrej wierze. Mianowicie, nie przeczytałem tej książki! Jej nie da się przeczytać; nie jest powieścią, wierszem, tudzież innym utworem literackim, który można przeczytać "od deski do deski". Niestety, algorytm serwisu nie pozwolił mi na zeznanie zgodne z prawdą - nie można dać opinii do książki w trakcie czytania. A ja jestem w chronicznym stanie "Teraz Czytam". To była moja pierwsza książka o drinkach (nie lubię tego słowa, ale o tym dalej). Kupiona niebawem po tym, kiedy stałem się właścicielem pierwszej rasowej scotch whisky, co miało miejsce w roku publikacji polskiej edycji (!) . Ta lektura zdecydowanie wyprzedzała moje studenckie możliwości co do zapełnienia barku odpowiednimi woluminami ;). Książka zastępuje wiele innych, które pojawiły się w księgarniach później, często miały większy format ..., i których nigdy nie kupiłem. Polecam z całego serca, pomimo tego, że nie ma w niej przepisu ani na Vesper Martini (nie jestem pewien, czy J. Bond to wybaczy) ani na Porn Star Martini. Z tym drugim nieobecnym sprawa jest jasna - receptura powstała 5 lat po premierze leksykonu. Dlatego czekam na nowe wydanie ... i nowy tytuł polskiej edycji, który nie jest tłumaczeniem tytułu oryginału. Jeżeli jednak dalej tytuł miałby być "lokalny", to wybitnie niegodne zawartości leksykonu słowo drink (czyli w polskim wydaniu przemawiający do wyobraźni dwuskładnikowy tandemem wódka + cola itp.) należy zastąpić adekwatnym słowem KOKTAJL - tempus fugit, spiritus manet!