Kubatura, czyli elektryczne wagary Kuba Sienkiewicz 6,3
ocenił(a) na 83 lata temu 17/2021
Nigdy nie byłem fanem Elektrycznych Gitar ani miłośnikiem talentów artystycznych Jakuba Sienkiewicza. Nic się w tym względzie nie zmieniło do dzisiaj.
Jednak okres największej popularności tego, skądinąd sympatycznego, zespołu przypadł na czas mojej wczesnej młodości, czasu buntu i poszukiwań.
Czasu bardzo dla mnie ważnego – z czego zdaję sobie sprawę dopiero obecnie. Jak by to ujął Kaczmarski: pierwsza miłość, pierwsze rozczarowanie miłością, pierwsze zaangażowanie w wielkie sprawy i pierwsze rozczarowanie wielkimi sprawami.
Wszystko to sprawia, że mam do – przynajmniej ówczesnej części – dyskografii Elektrycznych Gitar ogromny sentyment. I gdy tylko usłyszę gdzieś, np. w radiu, któryś z tamtych utworów – zamykam oczy i jakiś wewnętrzny portal teleportacyjny przenosi mnie w omawiany czas.
Zarówno Elektryczne Gitary, jak i ich lider dawno już zniknęli z mainstreamu. Czas biegnie nieubłaganie i patrząc na notki biograficzne naszych idoli czy po prostu artystów, którzy towarzyszyli nam “od zawsze” - człowiek zdaje sobie sprawę, że dla niego ten sam czas biegnie tak samo.
Dlatego właśnie sięgnąłem po autobiografię Kuby Sienkiewicza. Liczyłem na to, że oprócz opowieści o nim samym, odnajdę ducha tamtego czasu.
Nie zawiodłem się.
Za to się zdziwiłem.
Oczywiście – wspomnianego ducha tamtego czasu odnalazłem.
Nie spodziewałem się jednak tak smutnej książki…
“Kubatura, czyli elektryczne wagary” to bowiem książka gorzka, kwaśna, momentami nawet przygnębiająca.
Żeby było jasne: to nie jest zarzut!
Sienkiewicz operuje świetnym językiem, dysponuje tym rodzajem poczucia humoru, które bardzo lubię i cenię, czyli takim humorem wisielczym, momentami bywa mistrzem sarkazmu.
Jednak opowieść dojrzałego faceta, który patrzy wstecz – tym razem nie jest hagiograficznym autoportretem.
To opowieść, z której przebija rozczarowanie a może nawet dramat człowieka, który całe życie poświęcił dwóm pasjom: muzyce i medycynie. Dramat polega na tym, że jedna z tych pasji ciągle powodowała zaniedbywanie drugiej, w związku z tym po latach – człowiek zdał sobie sprawę, że nie spełnił się do końca w żadnej z nich.
Nie dowiecie się z tej książki praktycznie niczego na temat życia osobistego Kuby. Gdzieś tylko, tak mimochodem, Autor rzuca pojedyncze zdania, niczym podczas popijania przy barze ze starym przyjacielem, któremu jednak nie chce się zwierzać.
Nie przeczytacie o romansach, rozwodach i zawodach – o powodach tychże I ich konsekwencjach. Jedyna konsekwencja to ta, z którą Jakub unika przekroczenia pewnej granicy w opowiadaniu.
Przeczytacie za to kolorową, świetnie napisaną opowieść o dziejach pewnego zespołu, ludziach współtworzących klimat tamtych czasów, realiach społeczno – polityczno – muzycznych.
Może skłoni to Was - tak jak mnie - do wycieczki muzycznej w świat Elektrycznych Gitar.
Albo - po prostu – znów zaczniecie się zastanawiać: “Co ja tutaj robię…?”