cytaty z książek autora "Franz-Olivier Giesbert"
Z przedmowami jest tak jak z kobiecymi sukienkami. Powinny być na tyle długie, by wyglądały przyzwoicie, i na tyle krótkie, by budziły zainteresowanie.
Trzeba szybko pić życie, zanim zabiorą kieliszek.
Życie jest jak książka, która się nam podoba, opowiadanie, powieść, dzieło historyczne. Przywiązujemy się do bohaterów i wciąga nas bieg zdarzeń. Gdy się kończy, nieważne, czy się ją pisze, czy czyta, nie ma się ochoty jej zamknąć.
Ale to jednak dziwne, że miłość czyni człowieka tak głupim i jednocześnie tak szczęśliwym.
Wyznaję zasadę, że trzeba żyć tak, jakby każda chwila była ostatnią, Każdy gest, każde słowo.
Ze szczęściem nie należy się tez obnosić. Najprostszym sposobem aby z przyjaciół zrobić sobie wrogów, jest demonstrowanie swojego szczęście. Ludzie tego nie znoszą. Szczęście jest arcydziełem, które za wszelką cenę trzeba trzymać w tajemnicy, zachować je dla siebie, jeżeli człowiek nie chce narażać się na nieprzyjemności ani kusić losu.
Nie lubię zachodów, mam wrażenie, że pozbawiają mnie życia. Świat jest źle pomyślany: słońce zachodzi zawsze wtedy, gdy się go najbardziej potrzebuje.
Jeśli kapitalizm był wyzyskiem człowieka przez człowieka, to komunizm był czymś odwrotnym, tylko w znacznie gorszej wersji.
Gdy nic się nie układa, nie ma lepszego lekarstwa na smutek niż gotowanie.
Gdy wszystko jest w porządku, historia wtrąca swoje trzy grosze.
Zawsze trzeba szukać w sobie dziecka - mawiała moja babcia. - To w nim odnajdziesz wszystko. Boga, miłość, szczęście.
Moralność, choć ignoruje tę prawdę, ma swoje granice, które wyznacza rozsądek.
Zraniona miłość jest jak śmierć matki lub ojca - nigdy nie można się z niej wyleczyć.
O ile historia jest piekłem, o tyle życie jest rajem.
Może wydam się wam, zresztą słusznie, naiwna, ale powiem, że na tym właśnie polega szczęście: dni mijają ospale, czas dłuży się w nieskończoność, wydarzenia powtarzają się, bez żadnych niespodzianek, wszyscy się kochają i nikt nie krzyczy ani na zewnątrz, ani w domu, gdy zasypia się tuląc kota.
Może wydam się wam, zresztą słusznie, naiwna, ale powiem, że na tym właśnie polega szczęście: dni mijają ospale, czas dłuży się w nieskończoność, wydarzenia powtarzają się, bez żadnych niespodziankę, wszyscy się kochają i nikt nie krzyczy ani na zewnątrz, ani w domu, gdy zasypia się, tuląc kota.
Na tym polega problem wieku: pewnego dnia ma się w głowie taką graciarnię, tyle ludzi i rzeczy, że trudno się w tym połapać.
Zawsze trzeba pić, jakby piło się ostatni, Jacky. Nie będę cię przecież uczyć, że umiera się, bo się nie pożyło, a jeśli się pożyło, to i tak się umiera.
Kiedy w tym samym kraju jeden naród chce wymordować drugi, dzieje się tak dlatego, że ten drugi przybył tam niedawno. Albo dlatego, że żył tam wcześniej.
Nie mogłam znieść myśli, że w moim brzuchu będzie rosło nazistowskie nasienie. Czułam się jak cykada, którą osa zamknęła w dziurze przykrytej kamykiem, po czym zniosła w jej wnętrzu jajo - po wyjściu z błony ohydna larwa zje ją żywą, aż do ostatniego włókna.
Historia to paskudztwo. Zabrała mi wszystko. Moje dzieci, Moich rodziców. Moją wielką miłość. Moje koty. Nie rozumiem tego głupiego uwielbienia, jakie wzbudza u ludzi.
W gruncie rzeczy jedynym, co nas odróżnia od zwierząt, jest nie sumienie, którego w naszej głupocie ich pozbawiamy, ale właśnie ta skłonność do rozczulania się nad sobą ściągająca ludzkość w dół. Jak można jej ulegać, skoro na zewnątrz woła nas przyroda, słońce, ziemia?
Z reguły - stwierdziłam - facet, który przysięga, że jest niewinny, zawsze jest winny.
Kobieta pochodzi od małpy, ale małpa pochodzi od mężczyzny.
Historia zawsze wchodzi bez pukania, nieraz moja nas, a my ledwie ją dostrzegamy. Chyba że przetacza się po nas...
Gdyby Chateaubriand był kobietą, poznałby ogromne szczęście wydania na świat dziecka. To wewnętrzne uniesienie. Krwawa radość, której towarzyszy uczucie religijne. Po porodzie, gdy Edouard spał na moim brzuchu pod okiem Gabriela, płakałam z zachwytu; czułam się tak, jakbym unosiła się nad sobą. Mogłabym tkwić w tej pozycji aż do śmierci.
Nie kłamałam. Kochałam tylko jego, nawet gdy robiłam z Gilbertem głupstwa, które w moich oczach nie miały żadnych konsekwencji: uprawianie z nim seksu to nie była miłość.
Nic nie pomagało. Zraniona miłość jest jak śmierć matki lub ojca: nigdy nie można się z niej wyleczyć. Po kilkudziesięciu latach rana nadal się nie zabliźniła.
Nie wierzę w zmartwychwstanie. Ani ciała, ani miłości.
Z przemowami jest tak, jak z kobiecymi sukienkami. Powinny być na tyle długie, by wyglądały przyzwoicie i na tyle krótkie, by budziły zainteresowanie.