cytaty z książek autora "J.S. Scott"
Czy to wystarczy? Czy gdyby znalazł sposób aby ją posiąść, mógłby
naprawdę uwolnić się od swojej obsesji na punkcie tej kobiety?
Chryste!
Musiał coś zrobić, żeby ją mieć. Jego irracjonalne zainteresowanie Karą
przybrało na sile w ciągu ostatniego roku, powodując obojętność wobec każdej
kobiety, która nie jest nią. Od ponad roku osiągał orgazm na własną rękę, z
nikim innym tego nie robił, a naprawdę potrzebował podrapać swędzącego fiuta.
Jednak... nie mógł. Gdy próbował umówić się, zadzwonić do innej kobiety,
widział ładną twarz tuż obok Kary i odkładał słuchawkę.
Mam po prostu, kurwa, obsesję na jej punkcie.
Simon spojrzał na zbliżającą się sylwetkę i jego umysł niemal
natychmiast odrzucił ciemnowłosą kobietę, ubraną w krótką, czarną, skórzaną
spódnicę i jasny, czerwony sweter. Nigdy nie widział Kary ubranej w coś innego
niż dżinsy i t-shirt z logo restauracji, czyli standardowe ubranie czasowych
pracowników w lokalu jego mamy. Zaskoczony sprawdził ponownie, gdy
kobieta była nieco bliżej. Gapił się na jej twarz.
Święty Jezusie! To była Kara. Była na tyle blisko, że mógł zobaczyć rysy
jej twarzy, te same, które nękały jego mokre sny każdej nocy, ale cholerny
strój...
Co do diabła ona ma na sobie?
Simon widział niemal każdy centymetr jej długich, smukłych nóg w
bardzo krótkiej mini, w sumie cały strój idealnie opinał jej piersi, tułów i
pośladki. Jego fiut stał na baczność, w pełnej gotowości. Wyciągnął ręce z
kieszeni, zwinął dłonie w pięści, gdy kropla potu spłynęła mu po twarzy. Jedna
za drugą.
Cholera! Co ona sobie myśli? Ubrana w ten sposób praktycznie prosi się,
żeby ktoś podszedł i porwał ją z ulicy.
Na Boga! To on będzie tym człowiekiem. Nie zostawi takie okazji innemu
mężczyźnie, komuś, kto mógłby zrobić jej krzywdę.
Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że jesteśmy w Tampie? W dużym mieście.
To nie była jakaś mała mieścina, w której mogłaby chodzić po ulicach w nocy
niezauważona i niezaczepiana.
Simon Hudson stał cicho w cieniu bogatego holu, z rękoma w kieszeniach
dżinsów i z ramieniem opartym o duże okno wychodzące na ulicę. Całe jego
ciało było napięte, ciemne, brązowe oczy skanowały przechodniów z
intensywnością i pełną koncentracją, godną szaleńca. Do diabła! Gdzie ona jest?
Jest dwudziesta druga czterdzieści pięć.
Wiedział, że Kara była dzisiaj w pracy. Chorowała dwa ostatnie wieczory,
ale wróciła do pracy w Helen Place, gdzie była kelnerką na popołudniowej
zmianie. Sprawdził. Jego matka była właścicielką bistro, w którym pracowała
Kara i mógł uzyskać informacje, gdyby chciał, ale Simon był ostrożny. Gdyby
nie był, jego jedyny rodzic – matka – wierciłaby mu dziurę w brzuchu tak długo,
aż dowiedziałaby się dlaczego potrzebuje informacji na temat Kary. Jego
wspaniała, ale ciekawska mama ruszyłaby jak ogar po zapachu, gdyby
wytropiła, że zainteresowanie Simona było nie tylko okazjonalne. Zostałby
zagderany na śmierć przez chęć dowiedzenia się przez jego matkę jakie
dokładnie są jego intencje wobec Kary.
Simon zmarszczył brwi. Czyżby miał jakieś intencje? Miał fantazje i
wszystkie uwzględniały Karę rozłożoną na łóżku, krzyczącą jego imię, podczas
gdy on brałby ją raz za razem. Simon wziął głęboki wdech i powoli wypuścił
powietrze, starając się zrelaksować ciało i przekonywał siebie, że musi być
szalony, skoro co noc przyjmuje tą samą pozycję obserwując kobietę, której
oficjalnie nawet nie znał. Ale był tam… ponownie, wrócił do ciekawskiego
portiera, sprytnie patrząc przez okno jak niezrównoważony prześladowca,
czekając na spojrzenie na Karę Foster.
Jego matka opowiadała o Karze, jak o córce i Simon wiedział, że łączyła je
szczególna więź, stworzona nie przez krew, ale przez niezwykłą przyjaźń.
Cholera… Simon był przekonany, że gdyby Kara była młodsza jego matka bez
wahania by ją adoptowała. Jego usta lekko zadrgały, miał nadzieję, że matka nie
oczekiwała od niego żadnych braterskich uczuć wobec Kary. To się nie wydarzy. Jego kutas stał na baczność. Twardy jak skala i gotowy za każdym
razem, gdy ją widział. Co, do diabła, było w tej konkretnej kobiecie, że robił się
przy niej nerwowy i niespokojny?
Simon pieprzył kobiety, które były bardziej atrakcyjne i bardziej
wyrafinowane, ale żadna z nich nie działała na jego emocje. Był samotnikiem,
wolał spędzać czas ze swoim komputerem, a nie udzielać się społecznie, jednak
były momenty, kiedy potrzebował kobiety by doznać fizycznej ulgi.
Okazjonalne robienie sobie dobrze samemu nie dawało już tego czego
potrzebował. Simon znał kilka kobiet na takie okazje, kobiet, które bez
zbędnych pytań, dawały mu kontrolę, której potrzebował, a wręcz musiał mieć
w sypialni. Niech to szlag! To mu wystarczało... aż zobaczył Karę.
Zgarbił się nie spuszczając oczu z ulicy, wsadził ręce głębiej do kieszeni
poprawił lekko swoje oparte o ścianę ramię. Boże, ale był żałosny. Jak długo
będzie chodził bezmyślnie za kobietą, która nigdy go nawet nie poznała? Aż
skończy szkołę pielęgniarską i odejdzie? Dopóki nie wyjdzie za mąż? Niemal
warknął na myśl o innym facecie kładącym ręce na przemiłym ciele Kary.
Simon walczył z czystym, dzikim instynktem, który obudził się w nim na myśl o
innym mężczyźnie dotykającym jego kobiety.
Ona nie jest twoją kobietą, dupku! Weź się w garść.