„Alpinizm to nie góry, lecz ludzie, którzy ożywiają materię“ – Krzysztof Wielicki i jego „Solo“

LubimyCzytać LubimyCzytać
17.01.2022

Urodzony 1950 roku Krzysztof Wielicki jest piątym człowiekiem na świecie, który zdobył wszystkie czternaście ośmiotysięczników, jest też członkiem prestiżowego The Explorers Club. To legenda himalaizmu, obok Reinholda Messnera, Wojtka Kurtyki i Jerzego Kukuczki uważany za najlepszego himalaistę naszych czasów.

  „Alpinizm to nie góry, lecz ludzie, którzy ożywiają materię“ – Krzysztof Wielicki i jego „Solo“ Wydawnictwo Agora

Jako pierwszy człowiek na świecie (wraz z Leszkiem Cichym) zimą 1980 roku zdobył najwyższy szczyt Ziemi Mount Everest. Również jako pierwszy wszedł na Lhotse (samotnie, zimą i w gorsecie, który musiał nosić po uszkodzeniu kręgosłupa). Zimą wspiął się również na Kanczendzongę (1986 roku wraz z Jerzym Kukuczką). Samotnie, w ciągu jednej doby pokonał drogę baza - szczyt - baza na Broad Peak. Wielicki był wielokrotnie nagradzany za swoje osiągnięcia. Jedną z ostatnich nagród było wyróżnienie księżnej Asturii w dziedzinie sportu (2018). W 2019 roku otrzymał Złotego Czekana — potocznie zwanego wspinaczkowym Oscarem — za całokształt dokonań wspinaczkowych.

Na łamach swojej pierwszej autorskiej książki Krzysztof Wielicki, jeden z ostatnich Lodowych Wojowników wspomina: „Nawet gdy jestem sam, nie czuję się samotny. Wiem, że ktoś na mnie czeka w bazie, w domu. Dwudniową samotność można polubić, bo ona wynika z realizacji marzenia. Boję się samotności w życiu”. „Solo. Moje samotne wspinaczki” Krzysztofa Wielickiego to wspomnienia solowych wejść autora na najwyższe szczyty świata i żywa, pełna anegdot historia zza kulis polskiego alpinizmu.

Alpinizm stawia na wartości, które wykluczają samotność: partnerstwo liny, zaufanie, uważność, troska o drugiego człowieka. Wspólne przeżycia są pełniejsze, wtedy lepiej smakują sukcesy, a porażki są mniej gorzkie. Skąd zatem ta potrzeba samotnej wspinaczki? Czy jest świadomym wyborem, czy dręczącą ambicją? Efektem splotu okoliczności? Czy samotność w górach jest głębsza, pełniejsza, bardziej dojmująca? Pomaga czy przeszkadza? Paraliżuje, czy da się ją oswoić? Czegoś uczy, a może dodaje jedynie strach do ciszy i pustki? Czy autor poznał odpowiedzi na te pytania?

W pierwszej biografii jednego z ostatnich Lodowych Wojowników („Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało” autorstwa Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego) alpinista mówi: „Mam szczęście, bo jeszcze żyję”. „Solo. Moje samotne wspinaczki” tylko potwierdza te słowa.

Co powoduje, że człowiek decyduje się na samotne wspinanie? Że mimo: niepokoju, stresu, strachu podejmuje to wyzwanie i realizuje je z pokorą pomieszaną z brawurą i zuchwałością? Na te pytania Wielicki stara się odpowiedzieć w tej książce. Analizuje swoje wielkie samotne wspinaczki na ośmiotysięcznikach, próbuje odnaleźć ich przyczynę. Dociera jednak do zaskakującego odkrycia: gdy w samotności, przygotowując posiłek, rozlewa herbatę do dwóch kubków. Uzmysławia sobie, jak wielką sprawą jest w górach partnerstwo.

Janusz Majer, himalaista

Lata 80. to złota era dla polskiego himalaizmu. Choć ówczesny ustrój oraz puste półki w sklepach mogły świadczyć o czymś zupełnie innym, to wtedy Krzysztof Wielicki zaczął budować swoją legendę. Zamknięte granice, nic nie warte pieniądze, puste półki oraz zrujnowana gospodarka wydają się być przeszkodami nie do ominięcia, jednak niektórzy znaleźli w tym systemie szansę dla siebie i dla swoich marzeń. To właśnie te marzenia były dla polskich alpinistów furtką do tego, aby zapisać się na kartach historii himalaizmu.

Zawarliśmy z władzą rodzaj układu. Naszymi marzeniami będziemy zapisywać historię Polski. Chętnie na to przystali, cena nie była wysoka. Dali nam paszporty, wypuszczali w świat — to było aż nadto. Odpłacaliśmy uczciwie. Chętnie godziliśmy się składać osobistą chwałę na ołtarzu wspólnego wysiłku. Liczyła się drużyna. Nikt nie mówił, że Wielicki i Cichy po raz pierwszy zdobyli Everest zimą. Wszyscy powtarzali, że zrobili to Polacy. Szczyt za szczytem, kolejne polskie sukcesy — to była nasza waluta.

Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało”, Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski

W lutym 1980 r. wszystkie agencje świata podały wiadomość: „Polacy jako pierwsi osiągnęli zimą najwyższy punkt kuli ziemskiej." Niespełna trzydziestoletni wówczas Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy jako pierwsi ludzie w historii zdobyli zimą ośmiotysięcznik i to od razu najwyższy, dając początek nowej epoce w dziejach himalaizmu. To właśnie wtedy polskich wspinaczy zaczęto nazywać mianem Lodowych Wojowników. Nigdy wcześniej w historii polskiego alpinizmu żadna wyprawa nie cieszyła się tak ogromnym zainteresowaniem jak ta — zimowa wyprawa na Mount Everest.

Od lat Lodowi Wojownicy działali jako drużyna. Nikt z nich nie był indywidualnie wyróżniony. To była ich siła. Krzysztof Wielicki wraz z resztą grupy zdobywali szczyt za szczytem, szli jak przysłowiowa „burza” i nie dawali za wygraną. W ten sposób postawili poprzeczkę naprawdę wysoko. Za sukcesem Lodowych Wojowników stoi także fakt, że po licznych osiągnięciach zagranicznych kolegów i koleżanek zaczęli szukać dla siebie pewnego rodzaju niszy, działań i szczytów z pozoru niemożliwych do zdobycia. Los, szczęście oraz determinacja zaważyły na ich sukcesie.

Co więc zadecydowało o samotnych wyprawach Krzysztofa Wielickiego? Pierwszą znaczącą wyprawą solo Wielickiego było bez wątpienia zdobycie zimą szczytu Lhotse (8511 m n.p.m.). Było to także pierwsze samotne wejście o tej porze roku. „Tylko że ja nie jestem samotnikiem, muszę mieć ludzi wokół siebie, bo alpinizm to nie góry, lecz ludzie, którzy ożywiają materię. Tym razem zostałem samotnikiem, bo nie miałem innego wyboru” — czytamy na łamach książki.

Samotne wyprawy w góry są zawsze ryzykowne. Mimo stałego kontaktu z bazą oraz świadomością, że „ktoś na dole czeka” alpiniści są zdani jedynie na siebie i swoje własne umiejętności. Czy „Solo” to podsumowanie zamykające karierę wspinaczkową Wielickiego, czy może dzieląc się z czytelnikami refleksjami snuje plany na przyszłość? „Czasem można zrezygnować i świat się nie zawali. Góry też się nie przewrócą. Zawsze można do nich wrócić, będą czekały” — pisze Wielicki. I dalej: „Wycofuję się, ale nie poddaję. Nigdy nie będę za stary, alpininizm można uprawiać aż do śmierci. Trzeba jednak obniżać poprzeczkę”.

Jak ten „Asteriks” to robi? I po kiego diabła? - Trudno Go nie podziwiać. Równie trudno nie lubić. Najtrudniej nie być go ciekawym. Co w nim siedzi? Co jest jego magicznym napojem? I jakim cudem przeżył, wyzywając na solo tyle najpotężniejszych szczytów? Odpowiedzi znajdziecie w tej książce. Nie oderwiecie się od niej.

Jacek Żakowski, „Polityka”, Collegium Civitas, współautor „Rozmów o Evereście”

Przeczytaj fragment książki „Moje samotne wspinaczki”

Solo. Moje samotne wspinaczki

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Autorka: Marta Szewczyk

Książka „Solo. Moje samotne wspinaczki” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 17.01.2022 16:31
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post