Książki, przy których się dobrze zasypia
Czasami mam problemy ze spaniem. I to w obie strony – albo nie mogę zasnąć w ogóle, albo wręcz przeciwnie – oczy zaczynają mi się kleić już koło 20:00 i żadna ilość kofeiny nie jest mi w stanie pomóc. Są jednak też i takie przypadki, że pomimo tego, że absolutnie nie chce mi się spać, zasypiam zaraz po przeczytaniu kilku stron jakiejś książki.
Pierwszy taki przypadek odnotowałam jeszcze w głębokiej podstawówce, gdy próbowałam przebrnąć przez lekturę O krasnoludkach i sierotce Marysi – w ogóle mnie nie interesowały ich przygody i nijak nie potrafiłam się przejąć smutnym losem sierotki. Krasnoludki wydawały mi się przerażające pomimo pięknych ilustracji Janusza Grabiańskiego, a język jakim książka jest napisana był dla mnie po prostu nie do zaakceptowania. Wystarczyło, że przeczytałam dwie, trzy strony i zasypiałam natychmiast – na kanapie, na niewygodnym krześle, na podłodze. Najgorsze było to, że za każdym razem musiałam zaczynać od początku, bo nie pamiętałam tego, co przeczytałam przed zaśnięciem. Wydaje mi się, że nigdy nie doczytałam jej do końca.
Drugim najlepszym usypiaczem jest dla mnie Proces Franza Kafki, czyli lektura chyba licealna. Zaczynałam ją czytać niezliczoną ilość razy. Słyszałam o niej same pozytywne opinie (w latach 90. nie było jeszcze LC, więc o tym, czy książka jest warta przeczytania czy nie dowiadywałam się od starszej siostry, brata oraz nauczycieli). Dochodziłam chyba do drugiego rozdziału – chociaż nie mogę wykluczyć, że z reguły nie dawałam rady dojść aż tak daleko – i wpadałam w objęcia Morfeusza. Byłam jednak ambitna i za wszelką cenę chciałam „Proces” ukończyć, ale niestety opór materii był zbyt duży. Pewnego dnia zrezygnowana po prostu wzięłam i przeczytałam ostatnie strony. Przynajmniej wiem, jak to się skończyło.
Na studiach polonistycznych najczęściej zasypiałam nad podręcznikami do gramatyki opisowej – ale to nie jest żadna perwersja. Nawet „Dafne drzewem bobkowym” przeczytałam z zainteresowaniem. Tylko poemat, na temat którego pisałam pracę magisterską działał na mnie lepiej niż miks mianseryny z zolpidemem. Jeśli ktokolwiek z tutaj obecnych musiał mierzyć się z Quidamem Norwida, to wie, o czym piszę. Podejrzewam, że jestem jedną z nielicznych osób, które obroniły pracę magisterską na bdb i nie przeczytały w całości utworu, któremu praca była poświęcona. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że przeczytałam za to wszystkie artykuły i książki, które na temat „Quidama” kiedykolwiek napisano.
Obecnie nie jest dla mnie istotne, czy książka jest pisana wierszem czy prozą, czy jest to fantastyka, romans, powieść obyczajowa czy horror. Wystarczy, że czytam ją na papierze. Po kilku stronach czuję jak powieki zaczynają mi opadać, przewracanie kartek staje się olbrzymim wysiłkiem, a książka – nawet jeśli wydana na lekkim papierze makulaturowym – zaczyna ważyć tonę. Jestem już tak przyzwyczajona do czytnika, że mam problemu z wciągnięciem się w książkę papierową – wiem, że jeśli nie skończę jej za jednym podejściem, to szanse na powrót do niej są znikome. Jeśli więc mam do przeczytania tytuł, który jeszcze nie został wydany w e-formacie, a ja z różnych przyczyn muszę go przeczytać, to biorę się na sposób: w pokoju musi być bardzo jasno, musi szumieć w podkładzie komputer i grać jakaś muzyka (jestem w stanie zasnąć tylko w absolutnej ciszy, nawet chrapanie sąsiada piętro wyżej jest mnie w stanie obudzić!), pod ręką muszę mieć czarną kawę albo inny mocny trunek w niewielkich ilościach. Od kilku miesięcy mam na wyposażeniu mieszkania dwa koty, które uwielbiają mnie gryźć w palce od stóp, gdy czytam (gdy nie czytam też) – więc jeśli mam do przeczytania książkę papierową to celowo zostawiam odkryte stopy, licząc na to, że czasami ich ostre zęby mnie otrzeźwią. Ewentualnie przenoszę się z książką do kuchni, na niewygodne krzesło i do bardzo niewygodnego stołu – dzięki czemu nie dość, że nie jestem w stanie zasnąć, to jeszcze czytam w zastraszająco szybkim tempie, byleby tylko mieć tę papierową torturę za sobą.
A jak jest u Was? Macie tytuły, przez które pomimo wielu prób nie udało Wam się przebrnąć, bo działały na Was usypiająco? A może macie gatunki, które tak na was działają? I podzielicie się swoimi sposobami na niezasypianie nad lekturą!
komentarze [43]
Mnie usypiają najbardziej te książki, które są nie tyle nudne co dające do myślenia, inspirują i działające na wyobraźnie. Wtedy jeśli to noc, lub jestem w podróży to choć ciekawi mnie ciąg dalszy to nie aż tak, by się chwile nie zatrzymać nad jakąś myślą. Powieki tymczasem robią się ciężkie... zamykam oczy...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMnie się nigdy nie zdarzyło zasnąć przy książce. Zdarzały się nudne, ale nie do tego stopnia żeby ziewać i zapadać w sen.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMiej nadzieję, że Cię promotor tutaj nie rozpozna. Szkoda, że zasypiacie nad książkami, które mają duży ładunek wiedzy o czasach, w których powstały. "Proces", "Lalka". I nie tylko o tych czasach, ale nawet są uniwersalne. Wnioski z "Lalki" są mocne. "Proces" jest ponad czasowy. Nie przyzwyczajajcie się tak mocno do elektroniki. To nie jest korzystne. Nie moralizuję, są...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejOOO Lalka Prusa mnie zabiła po pierwszych chyba pięciu stronach, próbowałem kilkukrotnie i nic z tego finał był taki, że odpuściłem (co skończyło się niestety "pałą" z kartkówki) na szczęście to było dobre 10 lat temu i nikt już mnie nie zmusza do czytania tego typu "dzieł". Na studiach gorzej było przebrnąć tez przez "wykłady z geometrii analitycznej z algebrą...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Kojarzę takie sytuacje głównie z lektur szkolnych szczerze powiedziawszy. Z niedowierzaniem w oczach widzę, że koszmar z dzieciństwa - Sierotka Marysia był utrapieniem przynajmniej połowy użytkowników serwisu :) Do listy "wspaniałych" zaliczyć mogę również Anię z Zielonego Wzgórza oraz Lalkę Prusa. W przypadku tej drugiej próbowałam nawet audiobooka, ale widać trafiło na...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejDla mnie usypiaczem byli Chłopi. Nigdy ich nie skończyłam i zawsze zastanawiałam się dlaczego właśnie to dzieło dostało nobla.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto
Witam :), popieram dla mnie Sienkiewicz tez jest nie do przejścia, :)
Pozdrawiam
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Nie potrafię wyjaśnić tego fenomenu, ale zasypiam przy każdej książce, która jest lekturą (jeszcze nie omówioną) na studiach. Nieważne jak ciekawa by była, to po kilku stronach śpię jak małe dziecko. Jak tylko dana lektura zostanie przerobiona na zajęciach, to od razu przestaje być "narkoleptyczna". :D
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post