rozwiń zwiń

„Mroczne materie”. Relacja z londyńskiej premiery serialu

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
19.10.2019

Philip Pullman był niemalże pewien, że – jak zawsze – sprzeda góra dwa tysiące egzemplarzy swojej nowej powieści, która będzie kurzyła się na bibliotecznych półkach. Bo nie dość, że był już nauczony doświadczeniem – podobny los podzieliły jego poprzednie książki – to jeszcze na dodatek nie miał zbytniego pojęcia o fantastyce. Uparł się jednak, że do opowiedzenia wymyślonej przez siebie historii inna droga prowadzić nie może.

„Mroczne materie”. Relacja z londyńskiej premiery serialu

Dziwnie się słuchało tej anegdoty podczas środowej londyńskiej premiery „Mrocznych materii”, po niemal ćwierćwieczu od wydania pierwszego tomu serii, która okazała się międzynarodowym bestsellerem i – pożądanym – świadectwem pomyłki Philipa Pullmana. Brytyjski pisarz, zapowiadając przed międzynarodową publicznością uroczysty pokaz pierwszego odcinka serialu nakręconego przez BBC i HBO, był ewidentnie usatysfakcjonowany tym, co mieliśmy zobaczyć. „Lepiej, żeby wam się podobało!”, pożegnał się.

Premiera „His Dark Materials” w Londynie

Ba, nic dziwnego, bo przecież filmowa ekranizacja „Złotego kompasu”, pierwszej powieści z trylogii o młodziutkiej Lyrze, została swojego czasu przyjęta na świecie tak lodowato, że na długie lata zatrzasnęła przed Pullmanem hollywoodzkie drzwi. Stąd do dwóch razy sztuka – kolejnego rozczarowania mógłby już nie znieść. Londyńska premiera, zorganizowana w gościnnych progach Brytyjskiego Instytutu Filmowego, miała oczywiście przede wszystkim wymiar promocyjny i towarzyski. Lecz mamy przecież do czynienia z wysokobudżetową adaptacją jednej z najlepszych powieściowych serii fantastycznych minionego stulecia (chciałem dodać „dla młodzieży”, lecz Pullman podkreślał podczas swojej zapowiedzi, że pisał z myślą o dorosłych, ale mając przy tym na uwadze czytelnika dziecięcego), a konkurencja z innych stacji i platform streamingowych nie śpi, stąd trzeba nastroszyć piórka. I udało się znakomicie. Seans poprzedziła konferencja prasowa, niestety objęta jeszcze embargiem narzuconym przez producenta, oraz szybki drink. Ale to nie przekąski czy alkohol stanowiły główne atrakcje umilające przeszło półgodzinne oczekiwanie, lecz mała, acz efektowna wystawka z rekwizytami z planu i dwaj strażnicy rodem z siedziby książkowego Magisterium, którym nawet nie drgnęła powieka mimo ciągle błyskających fleszy. Byli niewzruszeni jak słynni żołnierze spod pałacu Buckingham.

Trylogia „Mroczne materie” trafia do telewizji

A sam seans? Dzisiaj, kiedy telewizja oferuje praktycznie nieprzebrany katalog seriali, te muszą człowieka zainteresować już na etapie pierwszego odcinka. I „Mroczne materie” odpalają cały swój arsenał, zbytnio nie przejmując się tymi, którzy książek nie czytali i, być może, nie nadążą. Bo dzieje się tutaj sporo, praktycznie co scenę nawlekane są na sznureczek kolejne fabularne koraliki, a na ekranie pojawiają się nowe twarze. Przy tym tempo rozgrywania się samych wydarzeń – jeszcze przed końcem odcinka Lyra wyleci do Londynu – jest szybsze niż samo ich opowiadanie, co może wydać się paradoksalne. Lecz chodzi o to, że rytm narracji jest nieśpieszny, choć upchano tu wydarzenie po wydarzeniu. Zakładając, mniej lub bardziej trafnie, że czytającym te słowa fabuła jest z grubsza znana, nie przywołuję jej dokładnie i powiem tylko, że Lord Asriel podejmie próbę wyjaśnienia natury Pyłu, pojawi się pani Coulter, a Cyganie ruszą na ratunek uprowadzonym dzieciom.

Ewidentnie ten pierwszy odcinek, wyreżyserowany zresztą przez Toma Hoopera, laureata Oscara za „Jak zostać królem”, posłużył głównie do rozstawienia figur na szachownicy. Poza tym nikomu się chyba specjalnie tu nie śpieszy, bo sezony – z których każdy będzie adaptacją jednej książki – mają liczyć po osiem odcinków. Jak mówiła po seansie producentka Jane Tranter, druga seria już powstaje, a trzecia ma być nawet odrobinkę dłuższa.

James McAvoy, Ruth Wilson, Andrew Scott… i dajmony

Główną bohaterkę, dociekliwą Lyrę, gra 14-letnia Dafne Keen – znana ze znakomitego „Logana” – i choć wydawała się cokolwiek ospała, ufam, że jeszcze się rozkręci, bo charyzmy jej nie brakuje. Za to niezmiennie fantastyczna jest Ruth Wilson jako wykwintna manipulantka pani Coulter, która jest dla dziewczyny tak troskliwa i uprzejma, że od razu coś tutaj śmierdzi. Miło będzie patrzeć na ich charakterologiczne starcia, zwłaszcza że serial z dwiema kobiecymi antagonistkami to rzadkość. James McAvoy pełni tutaj, przynajmniej na razie, rolę swoistego ornamentu, bo jego Lord Asriel, jak wiemy z książki (oraz wypowiedzi samego aktora), nie ma jeszcze za dużo do roboty. Stąd główna rola męska przypadnie pewnie aktorowi Linowi-Manuelowi Mirandzie, który jednak stacjonuje na dalekiej Północy i jeszcze się na ekranie nie pojawił.

Rzecz jasna bohaterami pierwszego planu są też wygenerowane komputerowo dajmony. Po pokazie, podczas krótkiego spotkania z obsadą i twórcami, Dafne, Ruth i Clarke Peters, grający rektora Kolegium Jordana, gdzie dorasta Lyra, zachwalali robotę specjalistów od marionetek służących aktorom za punkty odniesienia. Peters mówił nawet, że zadbano o takie szczegóły, jak ruch zwierzęcego pyszczka przy oddychaniu, co z perspektywy laika wydaje się może nawet i zbędne, skoro na ekranie oglądamy tylko efekty pracy ekipy od grafiki cyfrowej. Ruth miała nieco trudniejsze zadanie, bo jej dajmon nie mówi, dlatego nie pracowała z aktorem, od którego mogłaby „odbijać” swoje kwestie. Ale nie wydawała się tym zrażona, bo, jak podkreśliła:

czy można było w ogóle odrzucić rolę kobiety opisanej jako „samo dno moralnego zepsucia”?

Od „Mrocznych materii” do „Gry o tron”

Na koniec Jack Thorne, scenarzysta serialu, autor sztuki „Harry Potter i Przeklęte Dziecko”, zapytany o wyzwanie, jakim niewątpliwie jest adaptacja tekstu Pullmana, odparł, że robota nie była skomplikowana, gdyż akurat tak dobre książki wystarczy przenieść na ekran niemalże jeden do jednego. Łatwo powiedzieć, lecz trudniej zrobić.

Jak wyszło, przekonamy się już czwartego listopada na HBO. Pierwszy odcinek „Mrocznych materii” pozwala sądzić, że tym razem się uda, a zarazem odetchnąć z ulgą. Ale książki Pullmana z każdym kolejnym rozdziałem są coraz trudniejsze do przeniesienia na ekran, zwłaszcza zwieńczenie trylogii. Thorne, Tranter i reszta ekipy odpowiedzialnej za serial umyślnie podkreślali na spotkaniu, że serial nie ma za zadanie zasypać dziury po „Grze o tron”. Lecz nawet jeśli nie mierzą się z niedawnym hitem, to i tak złapali za rogi opowieść, która miała zostać zapomniana, a podbiła świat. Lecz może przesadzam. Wystarczy tylko usatysfakcjonować marne kilka milionów ludzi.


komentarze [11]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
panna_lovegood 21.10.2019 09:56
Czytelniczka

Mroczne materie Pullmana to jedna z najbardziej poważnych lektur mojego dzieciństwa. Zrobiła na mnie jako dziecku ogromne wrażenie i mam nadzieję, że serial pozwoli mi wrócić do tamtego uczucia, chociaż już niemal nic nie pamiętam z fabuły. A Dafne Keen jest świetna, nie wyobrażam sobie lepszej aktorki do tej roli!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
EDYTA 21.10.2019 09:54
Czytelniczka

Cieszę się, ponieważ od dawna chciałam to przeczytać, ale nakład jest już wyczerpany. Mam nadzieję, że z okazji premiery serialu pojawi się jakiś dodruk😎.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Glonek 22.10.2019 21:05
Czytelnik

Jest! :D
https://mag.com.pl/zorza-polarna/

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ola 20.10.2019 12:52
Czytelniczka

Mi się ekranizacja "Złotego kompasu" podobała. Serial wygląda mi na młodzieżówkę. Do książek nie zajrzę, bo to już nie moja kategoria wiekowa. Natomiast zachęca obsada (R. Wilson magnetyzuje w rolach perfidnych kobiet) i wartka akcja.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Fredkowski 19.10.2019 11:16
Czytelnik

Yyyy... to jest chyba portal o literaturze, a nie serialach czy filmach. Nawet, jeśli są to adaptacje książek, to jednak chyba powinniśmy zachęcać do czytania, a nie siedzenia w ekranach. Nie oszukujmy się, filmowcy rzadko kiedy odnoszą się do pierwowzoru z szacunkiem. Prędzej żerują na nim, biorąc z niego to i owo i robią temat po swojemu, a nazwisko autora książki w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Kuba 19.10.2019 11:38
Czytelnik

Wyluzuj, czasami ekranizacje bywają lepsze niż książki. Porównywanie dwóch "interpretacji" tego samego tematu, to akurat ciekawa rzecz, nie zawsze musimy się z nimi zgadzać :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
TeteWu 19.10.2019 12:19
Czytelnik

Od siebie dodam tylko, że pisarze, o ile sami nie dadzą się zrobić w bambuko, dostają dość konkretne pieniądze za prawa do ekranizacji. Myślicie, że dlaczego Stephen King jest najbogatszym pisarzem świata?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Fredkowski 19.10.2019 12:59
Czytelnik

Okej, okej… Dżizyz. Macie rację. Ale i tak uważam, że wszystkie książki są lepsze od filmów :P

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
konto usunięte
19.10.2019 13:47
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
19.10.2019 10:09
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Bartek Czartoryski 18.10.2019 15:58
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post