Jeszcze jeden, zapewnie równie czczy, elaborat o lekturach szkolnych
Jeśli prawdziwe jest porzekadło, że nieważne, jak mówią, byle w ogóle mówili, to powinniśmy się cieszyć za każdym razem, kiedy na nowo wzniecana jest jak tumany kurzu dyskusja o lekturach szkolnych. Dyskusje te mają charakter wyraźnie sezonowy i stały się dość regularne: kiedyś był minister Giertych, potem na łamach magazynu "Książki" Rudnicki, któremu skórę łoił na łamach "Przekroju" Pilch, no a teraz znów mamy – a raczej mieliśmy – wielkie wzburzenie, że "Pana Tadeusza" wykreślą.
Z tymi polemikami problem jest podwójny, bo to nie chodzi tylko o to, że dyskutanci przeważnie słabo się orientują, jak naprawdę jest z lekturami i co próbuje się zmieniać (bądź nie). Sęk także w tym, że takie debaty zwykle sprowadzają się do uporczywej i bezrefleksyjnej obrony własnego stanowiska. Często debatując nad wyższością rzeczy A nad rzeczą Z, bronimy A tylko dlatego, że sami A mamy/używamy. Kierowcy benzynowych aut bronią benzyny, a dieslowcy diesli. Ci, co jeżdżą do Chorwacji przez Budapeszt dowodzą wyższości trasy budapesztańskiej nad austriacką, a ci, co jeżdżą przez Brno i Graz, zapewniają o wyższości swojej. Analogicznie, jeśli czytaliśmy "Pana Tadeusza" w szkole, to będziemy bronić jak niepodległości obowiązku czytania go przez następne pokolenia.
No a sprawa jest, oczywiście, ciekawa i nie taka prosta, bo lektury szkolne mają wypełnić dwa, kompletnie różne zadania. Tak, to ma być taki podręczny kanon, żeby każdy Polak jarzył, choćby z grubsza, pewien zestaw utworów i tematów – ale tę rolę lista lektur szkolnych pełnić zaczyna dopiero najwcześniej w gimnazjum. Bo z drugiej strony chodzi przecież o to, żeby dzieci do czytelnictwa wciągnąć, pokazać, że książki są fajne, ale i przydatne, że fikcyjne postaci i wydarzenia mogą niezwykle dużo powiedzieć o zupełnie autentycznych problemach, że konkretną wiedzę i korzyść poznawczą wyciągniemy nie tylko z encyklopedii czy publikacji specjalistycznych (to zresztą pole zawłaszcza coraz mocniej Internet), ale także z wierszy, powieści i opowiadań.
To szczególnie ważne w nauczaniu podstawowym, acz istotne przecież i dalej: jak taki dorastający delikwent będzie miał nagle oddać się wyłącznie lekturze "Dziadów" i "Panów Tadeuszów", a akurat wielkim fanem romantycznych eposów i dramatów nie jest, to może całkiem ochłonąć w czytelniczych zapałach. Z wczesnoszkolnymi dziećmi kłopot zaś polega przede wszystkim na tym, że ich rozwój intelektualny rozmija się znacząco z możliwościami czytelniczymi. Taki siedmiolatek, który dopiero składa literki, jest w stanie wysłuchać, zrozumieć i wciągnąć się w całkiem poważne dziecięce książki, regularne fabuły z litym tekstem, normalnymi opisami i dialogami. Tymczasem czytać może tylko teksty proste, które w żaden sposób nie satysfakcjonują go/jej intelektualnie, bo są na poziomie wczesnego przedszkolaka. Jak dobrać zatem sensowną lekturę? Zdarzają się wyjątkowe książki pomyślane właśnie na ten wiek, acz za dużo ich nie ma (dla przykładu: seria Martina Widmarka "Biuro detektywistyczne Lassego i Mai"; szwedzki autor, były nauczyciel zresztą, układa całkiem skomplikowane kryminalne intrygi napisane jednak niezmiernie prostym językiem, w myśl zasady „tylko dialogi i akcja, zero opisów” – to są książeczki dokładnie skalibrowane pod kątem dziecka zaczynającego samodzielnie czytać).
Drugi problem z lekturami dla dzieci młodszych jest taki, że książki klasyczne, cośmy je w pacholęctwie czytali, często nijak nie pasują do aktualnej rzeczywistości. Z jednej strony dzisiejsze dzieci są bombardowane telewizją, radiem, Internetem, Syrią, małą Madzią i kolejną pedofilską aferą w Kościele – z drugiej zaś dajemy im do czytania sielankowe opowiastki o dzieciństwie w Bullerbyn, tudzież urocze perypetie piesków Puca i Bursztyna, albo plastelinowego ludka w drewnianym piórniku (dla jasności: uwielbiam "Dzieci z B." i bardzo dobrze wspominam książki Grabowskiego oraz "Plastusia"). Dobrze by jednak było, gdyby ta klasyka została pożeniona z książkami współczesnymi, pozwalającymi wprowadzać tematy poważne, trudne i aktualne. Tu jest w czym wybierać, mamy przecież cały nurt dziecięcej literatury „niegrzecznej”, która zrywa z klasycznymi stereotypami dobra i zła, zawsze zacnych rodziców i zawsze słodkich dzieci. Są tacy, którzy z oburzeniem przyjmują powieści w rodzaju "Matyldy" Dahla czy "Serii niefortunnych zdarzeń" Snicketa, bo jak że to można dzieciom pisać, że ojciec takiej Matyldy jest oszustem, a rodzeństwo Baudelaire musi mierzyć się nie tylko z klasycznie demonicznym szwarccharakterem hrabią Olafem, ale także spotyka na swej drodze niby poczciwych dorosłych, którzy jednak zamiast pomóc – zawodzą: z głupoty, tchórzostwa czy własnej wygody. No ale tak przecież jest, ludzie bywają głupi, tchórzliwi i egoistyczni znacznie częściej niż demoniczni, i dziecko się o tym dowie prędzej czy później. To może lepiej już prędzej, z dobrej książki.
Na sensowną dyskusję o doborze lektur jest miejsce i czas, bo to rzecz ważna, tyle że trzeba by ją oprzeć na kryteriach literackich i pedagogicznych, mniej mówić o wartościach narodowych i obywatelskich postawach, a więcej o tym, po co właściwie czyta się książki i co dziecko ma z tego mieć. A dorośli, jeśli chcą mieć coś do powiedzenia w sprawie lektur dzieci, powinni po prostu czytać dziecięce książki – i to nie tylko te swoje ukochane z dzieciństwa.
____________________________________________
Polecamy także inne artykuły Tomasza Pindla:
O zawartości soli w zupie
Czytanie jako forma zboczenia
Co widzi osioł, czyli wojna książkowa
komentarze [32]
"Moim zdaniem za dużo mamy w obowiązkowych lekturach Żeromskiego, trzy pozycje ("Syzyfowe prace", "Ludzie bezdomni", "Przedwiośnie"). Zostawiłabym tylko "Przedwiośnie"."
"Syzyfowych prac" w podstawie programowej nie ma. W ogóle kanon lektur obowiązkowych jest mocno okrojony (moja wiedza dotyczy gimnazjum) i naprawdę bardzo dużo zależy od nauczyciela. Są tacy, którzy...
A może byśmy tak konkretnie zastanowili się, co z tych lektur powinno być usunięte, a co dodane? Że ta lista się musi zmieniać, to jest jasne. Zacznę pierwsza. Moim zdaniem za dużo mamy w obowiązkowych lekturach Żeromskiego, trzy pozycje ("Syzyfowe prace", "Ludzie bezdomni", "Przedwiośnie"). Zostawiłabym tylko "Przedwiośnie". W zamian proponuję "Solaris" Lema (następne...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejMam pewne uwagi dotyczące lektur właśnie w klasach najmłodszych. Problem nawet nie polega na tym, że nie ma na tym poziomie właściwych lektur, bo w klasach I-III (wg podstawy programowej) nie ma wyznaczonych tytułów. Problem w tym, że nauczyciele w tych klasach sami powinni dobrać dzieciom książki do czytania (we współpracy z nauczycielami bibliotekarzami!), ale robią...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
" Dobrze jednak by było, gdyby ta klasyka została pożeniona z książkami współczesnymi, pozwalającymi wprowadzać tematy poważne, trudne i aktualne".
Dokładnie tak - jestem za! Mam znajomą, która kocha literaturę historyczną i prawie nic nie czyta ze współczesnej. Taki wybór mnie absolutnie nie odpowiada! Doceniam wartość i znaczenie klasyki (" a klasyka, która wytrzymuje...
Mam wrażenie, że większość z was przydaje zdecydowanie za duże znaczenie szkole, maturom, programom, tego typu bzdetom. Kolega wyżej, twierdzi, że wybór poziomu matury tworzy sztuczne podziały, że ci którzy wybierają podstawową, są pokrzywdzeni. Ja wybrałem podstawową, bo byłem wiecznie wciętym bumelantem, ale naprawdę nie przeszkadzało mi to w przyswajaniu szerokiej gamy...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejNie wiem, jak sprawa wygląda obecnie, bo przestałem śledzić tematy matur z takim zaangażowaniem jak kiedyś, kilka lat po własnym egzaminie dojrzałości (ta nazwa zawsze mnie bawiła, dlatego jej użyłem). Niemniej, to co wówczas rzuciło mi się w oczy, dotyczy rozdzielenia na poziom podstawowy i rozszerzony. Sam podział rozumiem, jest oczywisty, jednak zwróćcie uwagę, jak...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejNie wiem po co wszyscy piszą o "Panu Tadeuszu" i Mickiewiczu. Przecież ten tekst zostaje. Stefan Żeromski jest bardziej pokrzywdzony. "Przedwiośnie" i "Ludzie bezdomni" to moim zdaniem najciekawsze lektury obok "Granicy" i nie należy ich w jakikolwiek sposób okrajać. Poza tym gdzie są najpopularniejsi polscy pisarze w kanonie? Stanisław Lem i jego "Solaris" to klasyk na...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Czytanie na silę wszelkiej maści klasyków na pewno nie spowoduje masowego zainteresowania lub też nie wywoła dyskusji o wpływie Mickiewicza na świadomość młodego pokolenia w Polsce roku 2013.
Właściwością klasyki jest jej ciągła obecność w kulturze - można jej nie lubić ale jest po prostu faktem, że pewne motywy wracają jak bumerangi. To istotne dla obioru...
Tomaszu
No cóż, zdaje się, że rzeczywiście Twój elaborat jest dość czczy.
"Obrona swojego stanowiska" oraz "obrona jak niepodległości benzyny, diesla lub Pana Tadeusza" jest przez Ciebie deprecjonowana i atakowana, jako coś złego. Jako swoiste zacofanie, więdnięcie przy coraz cieńszym strumyku dawnego, żywiołowego odbioru literatury niegdyś aktualnej. Dla mnie...