W krainie „prawie“, ale „niezupełnie“
Właśnie takimi słowami Frank Ahrens, amerykański dziennikarz, który rozpoczął pracę w korporacji Hyundai, określił Seul. Stolica Korei Południowej przybyszowi z Zachodu może na pierwszy rzut oka wydawać się znajomym, dużym miastem. Ale kiedy pozna się ją bliżej, dochodzi do poważnego szoku kulturowego…
Rozbieżności zaczynają się od błahostek: np. popularne w Korei barbaque, do którego zamiast tradycyjnego, słodkiego amerykańskiego sosu, podaje się kimchi (czyli kiszone warzywa o bardzo mocnym i charakterystycznym aromacie, który można poczuć na niemal każdej seulskiej ulicy). Albo karetki pogotowia, których sygnalizacja zamiast na niebiesko, błyska na zielono.
Prawdziwe różnice widoczne są jednak w korporacyjnym życiu i kulturze pracy – to właśnie z nimi musiał się na co dzień mierzyć Frank Ahrens, autor książki Koreańczycy. W pułapce doskonałości. Przykładowo korespondencja mailowa. W zachodnich firmach stanowi podstawowe i szybkie narzędzie wymiany informacji, a w Korei Południowej przybiera bardzo oficjalną formę. Wysłanie wiadomości napisanej nieformalnym językiem albo bez odpowiedniego powitania, jest całkowicie nie do pomyślenia. Ogromne znaczenie ma też ranga pracowników, którzy wymieniają ze sobą e-maile. Jeśli dyrektor jednego działu chce uzyskać jakąś informację od zastępcy kierownika innej jednostki, powinien zwrócić się do niego przez kilku pośredników.
Dołącza do tego cały szereg innych kwestii obcych Amerykaninowi: firmowe siłownie, na których wszyscy pracownicy ćwiczą w identycznych, niemal służbowych strojach, obowiązkowe wyjścia integracyjne z udziałem przełożonych, w trakcie których alkohol leje się strumieniami do późnej nocy czy widywane w biurowych korytarzach połączenie eleganckich garniturów z klapkami.
Sprawą, która budzi chyba największe zdziwienie podczas zderzenia z kulturą Korei, jest jednak tytułowa pułapka doskonałości i fundament, na którym się opiera – rywalizacja. Zaczyna się ona już w dzieciństwie, gdy mali Koreańczycy poświęcają nauce nawet kilkanaście godzin dziennie, uczęszczając na niezliczone zajęcia pozalekcyjne, które potrafią trwać nawet do godziny 22. Co ciekawe, takie nocne zajęcia są oficjalnie zakazane, ale przedsiębiorczy rodzice wciąż opłacają nielegalne korepetycje dla swych pociech. W dorosłym życiu przekłada się to na gorliwe wypełnianie obowiązków zawodowych i niezachwianą lojalność wobec czebolu (korporacji) oraz przełożonych. Rywalizacja ta nie sprowadza się tylko do wykształcenia i życia zawodowego. Koreańczycy przykładają równie dużą wagę do swojego wyglądu. To właśnie w tym kraju na przeciętnego obywatela przypada średnio najwięcej operacji plastycznych, a po takie zabiegi jak przeszczep włosów sięgają nawet dwudziestolatkowie. I to wcale nie przedwcześnie wyłysiali!
Przez taką właśnie Koreę, pozornie bliską, a jednak obcą, prowadzi czytelnika Frank Ahrens. Dlatego też lektura jego reportażu to doskonały sposób na zrozumienie Koreańczyków… Prawie. Ale niezupełnie.
komentarze [4]
Jestem straszliwie ciekawa tej książki, bo wydaje mi się, że autor widzi Koreańczyków dokładnie w taki sam sposób jak ja po 5 latach studiów koreanistycznych i dwóch latach pracy z nimi. Jestem ciekawa, jakie jeszcze obserwacje poczynił :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post