rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przyznam Wam absolutnie szczerze – gdyby nie autorka, prawdopodobnie nie sięgnęłabym po tę książkę. Ale wcześniejsza powieść Victorii Mas, "Bal szalonych kobiet", urzekła mnie tak bardzo, że choć "Cud" klimatami nie do końca mi odpowiadał (a przynajmniej tak mi się zdawało), postanowiłam się z nim zapoznać. I... bardzo dobrze, że tak się stało, bo ta książka jest fenomenalna – tajemnicza, dramatyczna i poruszająca.

W "Cud" Victorii Mas wplata wątki mistyczne i ludzkie dramaty, kreśląc obraz niezwykłych zdarzeń, które trzęsą fundamentami życia mieszkańców małego miasteczka Roscoff w Bretanii. Akcja powieści rozgrywa się na pograniczu czasów, przenosząc czytelnika zarówno do 1830 roku, jak i współczesności. Historia rozpoczyna się od objawienia maryjnego, które doświadcza Catherine Labouré, a następnie przenosi się w czasie do momentu, gdy siostra Anna przyjeżdża z z nadzieją na dostąpienie tego samego daru, co jej poprzedniczka. Jednocześnie poznajemy losy Isaaca, młodego mieszkańca wyspy Batz, który doświadcza niezwykłych wizji, wprowadzając chaos w życie lokalnej społeczności.

"- Niebiosa zawsze zstępują na ziemię, by zapowiedzieć coś złego."

Mas mistrzowsko buduje napięcie, prowadząc czytelnika przez labirynt ludzkich emocji i przekonań religijnych. Opisuje reakcje mieszkańców na niezwykłe zjawiska, ukazując różnorodność ludzkich postaw wobec nadprzyrodzonych przejawów. Czytelnik zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, niepewny, co przyniesie kolejna strona powieści. W tej powieści autorka nie tylko opowiada historię mistycznego doświadczenia, ale również stawia pytania o wiarę, ludzką naturę i społeczne konsekwencje przekonań. Czytelnik zostaje skonfrontowany z trudnymi dylematami moralnymi i filozoficznymi, które prowokują do refleksji nad własnymi przekonaniami. Fenomenalna jest także narracja, ponieważ język autorki jest pełen poetyckiej siły, przeniknięty głęboką refleksją nad ludzkimi losami i relacją człowieka z sacrum.

"Cud" Victorii Mas to poruszająca i wciągająca powieść, która skłania do refleksji nad granicami ludzkiej wiary i nadziei, a także nad siłą, jaką może mieć nadprzyrodzone w życiu jednostki i społeczności. To pozycja obowiązkowa dla miłośników literatury z pogranicza realizmu magicznego i filozoficznych rozważań nad sensem istnienia. Polecam z całego serca!

Przyznam Wam absolutnie szczerze – gdyby nie autorka, prawdopodobnie nie sięgnęłabym po tę książkę. Ale wcześniejsza powieść Victorii Mas, "Bal szalonych kobiet", urzekła mnie tak bardzo, że choć "Cud" klimatami nie do końca mi odpowiadał (a przynajmniej tak mi się zdawało), postanowiłam się z nim zapoznać. I... bardzo dobrze, że tak się stało, bo ta książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

TA KSIĄŻKA TO JAKIEŚ WARIACTWO. Pomiędzy jedzeniem a morderstwami, perfekcyjnie przygotowanymi daniami a smakowitymi intrygami, "Ten głód" przenosi w świat, gdzie granice między pożądaniem a obsesją są niejasne, a moralność popłynęła gdzieś z czerwonym winem. Mówiąc prosto z mostu – to książka o kobiecie z wysublimowanym podniebieniem, która pożera swoich byłych...

"Królestwo za rozpływający się w ustach pieczony pasternak, doskonale przyrządzony comber jagnięcy, plaster karczku dojrzewającego z dzika coppa di cinghiale, kieliszek Montevertine Le Pergole Torte. Mogłabym zabić za odrobinę biodynamicznej organicznej oliwy z oliwek rodem z Toskanii. Nie przesadzam ani nie grożę – przynajmniej na razie."

Chelsea G. Summers, w swojej niezwykle kontrowersyjnej opowieści, przedstawia nam postać Dorothy Daniels. To nie tylko wybitna krytyczka kulinarnego świata, ale także pełna uroku psychopatka skrywająca mroczne tajemnice. Ta niebanalna postać potrafi przyrządzać doskonałe potrawy tak samo sprawnie, jak i planować morderstwa. Na dodatek jest świetną narratorką. Cała opowieść prowadzona jest zza więziennych krat, gdzie też bohaterka snuje swoją historię z wprawą bardzo wygadanego mistrza kuchni. Momentami czujemy się jak degustatorzy stojący przed nieznanym daniem – zaintrygowani, ale i trochę przerażeni tym, co nas czeka. Jednak nie tylko ta osobliwa fabuła czyni tę książkę wyjątkową. Chelsea G. Summers odważnie zagłębia się weń w tematykę feminizmu i płci, rzucając wyzwanie społecznym normom i oczekiwaniom. Dorothy to osobistość, która odważnie staje w obliczu patriarchalnych konwencji, wykorzystując swoją seksualność jako broń.

Sceny morderstw i ich opisy nie pozostawiają obojętnym, bywają szokujące, ale i przez to fascynujące. Chelsea G. Summers posługuje się językiem tak plastycznym, że można niemal poczuć zapach krwi i potu. To wykwintny horror dla umysłu – podróż przez mroczne zakamarki ludzkiej psychiki, gdzie granica między ofiarą a oprawcą staje się niewyraźna. Mimo dość upiornej tematyki, nie brakuje w tej książce także momentów humoru i ironii. Autorka doskonale balansuje na granicy między grozą a groteską, tworząc atmosferę, która nie pozwala czytelnikowi oderwać się od lektury, a to wszystko dzięki ciętemu językowi Dorothy i jej nietuzinkowemu sposobowi bycia.

"Czyż mówiąc o miłości, nie wspomina się o różnych narządach, takich jak krwawiące serca, falujące piersi, spocone lędźwie i aksamitne genitalia? Nie ma erotyki bez smrodliwej namacalności brudnych ciał, które – jak pragnienia – bywają odrażające."

"Ten głód" to idealna lektura dla tych, którzy szukają czegoś osobliwego i odważnego. Przez pryzmat kulinarnych doznań, Chelsea G. Summers eksploruje weń ludzkie pragnienia i namiętności, ukazując ich mroczną stronę. To powieść, która potrafi szokować, bawić i poruszać, i gwarantuję, że pozostanie z Wami na długo po pochłonięciu ostatniej strony. Polecam z calutkiego – skradzionego i pożartego przez Dorothy – serca!

TA KSIĄŻKA TO JAKIEŚ WARIACTWO. Pomiędzy jedzeniem a morderstwami, perfekcyjnie przygotowanymi daniami a smakowitymi intrygami, "Ten głód" przenosi w świat, gdzie granice między pożądaniem a obsesją są niejasne, a moralność popłynęła gdzieś z czerwonym winem. Mówiąc prosto z mostu – to książka o kobiecie z wysublimowanym podniebieniem, która pożera swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W gąszczu współczesnej literatury, czasami trudno znaleźć książkę, która nie tylko wciągnie czytelnika swoją fabułą, ale także skłoni do refleksji nad głębszymi społecznymi problemami. "Kontratak Sohn Won-Pyung" jest właśnie takim dziełem, które nie tylko zapewnia rozrywkę, ale również pobudza intelektualne zmysły, podsuwając czytelnikowi obraz współczesnej Korei Południowej w całej swojej złożoności.

"Nadal panuje niesprawiedliwość, a era zwyczajnych ludzi nadal nie nadeszła. Zamiast tego nastał świat, w którym trzeba z pochyloną głową podążać za ogólnymi trendami, a jednocześnie wołać o uwagę, krzyczeć, że jest się kimś innym, kimś szczególnym, wykorzystując przy tym wszelkie metody i środki. Tak się składa, że jestem jedną z tych osób, które właśnie w tym czasie zakończyły etap swojej młodości."

W centralnym punkcie tej opowieści stoi Ji-hye, młoda Koreanka, której życie jest naznaczone monotonną pracą w korporacji, ciągłym lękiem przed niepewną przyszłością i poczuciem bezradności w obliczu absurdalnych struktur społecznych. Ji-hye jest jedną z wielu trzydziestolatków z pokolenia 880 000 wonów, którzy mimo ukończonych studiów muszą godzić się na niskopłatne prace i ciągłe poczucie braku perspektyw. Jednakże, gdy w życiu Ji-hye pojawia się Gyu-oka, nowy stażysta w firmie, wszystko zaczyna się zmieniać. Razem z nim podejmują działania mające na celu przeciwstawienie się systemowi, który ich zdominował. Ich konspiracyjne akcje stają się nie tylko sposobem na ucieczkę od monotonii, ale również formą protestu przeciwko niesprawiedliwościom społecznym.

"Naszym celem byli Ci, którzy nadużywali władzy i trzymali świat w sztywnych ryzach, a misją- zawstydzenie ich, upokorzenie i sprawianie, by poczuli się niekomfortowo."

Sohn Won-Pyung w "Kontrataku" znakomicie ukazuje złożoności ludzkiego doświadczenia poprzez bogato wykreowane postaci, które stają się nośnikami głębokich emocji i zmagają się z różnymi aspektami życia w koreańskim społeczeństwie. Autorka eksploruje nie tylko trudy codziennego życia, ale również pragnienie wolności i autonomii, które stanowią istotną część ludzkiego dążenia do spełnienia. Poprzez subtelne opisy codziennych sytuacji oraz wewnętrznych konfliktów bohaterów, autorka rzuca światło na tajemnice i paradoksy współczesnego życia w Korei Południowej. Ciężka praca i walka o przetrwanie konfrontowane są tu z pragnieniem wolności, niezależności i realizacji osobistych marzeń. Choć atmosfera książki bywa refleksyjna i poważna, tak towarzyszy jej także subtelna pociecha. Sohn Won-Pyung wplata w narrację humorystyczne i ironiczne elementy, które dodają lekkości opowieści i jednocześnie pogłębiają jej przekaz. Poprzez zrównoważenie dramatycznych momentów z momentami humoru, tworzy realistyczny obraz życia, który może poruszyć czytelnika na wielu poziomach.

"Silna mniejszość ma zawsze z górki, a bezsilna większość wątpi, że coś da się zmienić i uważa, że trzeba iść pod górkę."

"Kontratak" to piękna opowieść o młodych ludziach walczących z przeciwnościami losu. Sohn Won-Pyung mistrzowsko łączy weń elementy humoru, dramatu i społecznej krytyki, tworząc książkę, która z pewnością zatrzyma czytelnika na dłużej, pozostawiając go z refleksją nad własnym życiem i światem, który go otacza. Mimo że poprzednia książka autorki, "Almond", podobała mi się znacznie bardziej, tak i tą uważam za bardzo udaną przygodę literacką. Może zwyczajnie tamtym tytułem postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko? Ciężko stwierdzić, niemniej i tak będę z niecierpliwością oczekiwać kolejnych powieści spod jej pióra! Polecam z całego serca twórczość tej autorki!

W gąszczu współczesnej literatury, czasami trudno znaleźć książkę, która nie tylko wciągnie czytelnika swoją fabułą, ale także skłoni do refleksji nad głębszymi społecznymi problemami. "Kontratak Sohn Won-Pyung" jest właśnie takim dziełem, które nie tylko zapewnia rozrywkę, ale również pobudza intelektualne zmysły, podsuwając czytelnikowi obraz współczesnej Korei...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zazwyczaj nie przepadam za romansami. Nie jestem typem czytelnika, który regularnie sięga po historie o miłosnych perypetiach. Jednak raz na jakiś czas lubię odejść od swojego typowego czytelniczego repertuaru i otworzyć się na coś nowego. Wtedy też sięgam po książki takie jak "Forget me not" autorstwa Julie Soto.

"Aby z powodzeniem zaplanować ślub, kieruję się pięcioma zasadami (cóż, to nie do końca prawda; jestem pewna, że mam ich znacznie więcej, ale wiem również, że gdybym powiedziała któremuś z klientów: „Mam siedemdziesiąt sześć zasad i za chwilę je wszystkie wyłożę”, chyba nie chciałby skorzystać z moich usług)."

Wkraczając w świat pełen błyszczących obrączek i perfekcyjnie ustawionych dekoracji, poczułam, że ta opowieść ma coś więcej do zaoferowania. Ama Torres i Elliot Bloom, choć na pierwszy rzut oka wydawali się być stereotypowymi bohaterami romansu, szybko odmienili moje wrażenia. Ich historia okazała się być znacznie bardziej skomplikowana i interesująca niż przypuszczałam. Bo wyjątkowa jest narracja – obecne wydarzenia prezentuje nam Ama, podczas gdy ich przeszłość maluje przed nami Elliot. To właśnie ta subtelna układanka uczuć sprawia, że "Forget me not" wyróżnia się spośród innych romansów. Zresztą, musicie przyznać sami, że to bardzo ciekawy zabieg. Ja bardzo lubię takie niespodzianki! Ciekawa symbolika kwiatów wpleciona w treść także była dla mnie jak najbardziej na plus - dodawała wręcz odrobiny melancholii, subtelności i dodatkowego uroku całości.

"Małżeństwa nigdy nie będą idealne. To ciągła praca. Ale wesele? Wesele to tylko chwila w czasie, którą możemy uczynić idealną."

Smaczku opowieści nadaje też zamieszanie związane z przygotowaniami do ślubu pewnej influencerki. Widok świata influencerów, z jego egzotycznymi wymaganiami, kaprysami i burzliwymi relacjami, stanowi interesujące tło dla głównej historii miłosnej. Wprowadza ono dodatkowe wyzwanie dla naszych bohaterów i pogłębia złożoność sytuacji, w której się znaleźli (szczególnie, że dwie panny młode próbują ich spiknąć, nie znając ich relacji w pełni). My zresztą też jej nie znamy – wiemy o niej, ale tak naprawdę odkrywamy ją stopniowo. Jeśli chodzi o pikantniejsze sceny, wypadają one całkiem nieźle, co też było dla mnie miłą odmianą, bo – niestety - w obecnych romansach często wypadają one dość... cringowo. A przynajmniej ja miałam ostatnimi czasy pecha do takich pozycji. Niemniej wiedzcie, że nie jest to książka idealna, bo JEDNAK jest tu trochę wspomnianego cringu, jak choćby zbieg okoliczności typu nazwisko Elliota – Bloom + florysta + tatuaże z kwiatami... i parę innych kwestii. I wątki fabularne bywają przewidywalne, ale jednak te się niejako wybraniają, bo sposób, w jaki Julie Soto przedstawia relacje między bohaterami, sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Szkoda tylko, że nie dopracowała ich charakterów, bo historie i motywacje to jedno (to jest spoko), a reszta cech to drugie - i wypada kiepściej.

"Świadomość, że ma tatuaż, na który nie mogę spojrzeć i którego nie mogę dotknąć...boli. Boli mnie, że nigdy nie będę mogła go zapytać, jaki wymarły kwiat ożył na jego skórze."

Cóż więcej mogę dodać? "Forget me not" to lekka i przyjemna lektura, idealna dla miłośniczek pikantnych i zabawnych opowieści, zaserwowanych w bardziej nietypowy sposób. To historia o miłości, drugich szansach i odkrywaniu siebie w najmniej spodziewanych chwilach. Dlatego jeśli szukasz czegoś, co oczaruje cię niepowtarzalnym urokiem oraz klimatem przedślubno-ślubnej krzątaniny – gorąco polecam!

Zazwyczaj nie przepadam za romansami. Nie jestem typem czytelnika, który regularnie sięga po historie o miłosnych perypetiach. Jednak raz na jakiś czas lubię odejść od swojego typowego czytelniczego repertuaru i otworzyć się na coś nowego. Wtedy też sięgam po książki takie jak "Forget me not" autorstwa Julie Soto.

"Aby z powodzeniem zaplanować ślub, kieruję się pięcioma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Witajcie w magicznym świecie "Akademii Ransmoor"! To moja pierwsza przygoda z książką paragrafową, aczkolwiek miałam już przyjemność z interaktywnymi historiami w formie komiksów, tudzież gier komputerowych czy filmów. Bardzo cenię w takiej rozrywce możliwość wyboru – to nie tylko angażuje bardziej w opowieść, ale i... pozwala na uniknięcie frustracji. Jestem przekonana, że wielu z Was rozumie, co mam na myśli – czasami bohaterowie postępują bardzo głupio, bezsensownie, niezgodnie ze swoim charakterem. W grze książkowej Katarzyny Tkaczyk to my decydujemy, jak zachowa się bohaterka, a tym samym jak potoczą się jej losy...

"(...) mogła sięgnąć po wszystko. Znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania, zyskać nowych znajomych, a może nawet... Dać się poznać jako wielka czarownica? Kto wie? Może los miał dla niej jeszcze więcej niespodzianek?"

Zacznijmy jednak od samego początku. Historia rozpoczyna się od momentu, w którym stajemy przed bramą Ransmoor . Wcielamy się tutaj w młodą wiedźmę, Medeię Rockster, która została szczęśliwie wybrana z pośród rozmaitych istot nadprzyrodzonych do niesamowitej akademii. Już po jednej stronie historii mamy szansę podjąć pierwszy fabularny wybór – czy nasza postawa będzie bardziej nieśmiała, czy też będziemy śmiałą buntowniczką. Od tego – i kolejnych decyzji – będzie zależało to do jakiego domu trafimy (są trzy), relacje z niektórymi postaciami oraz... ogólnie jak będzie wyglądała nasza przygoda w Ransmoor (i tarapaty, w które wpadniemy). Dla ciekawskich – ja wybrałam bardziej odważną drogę i świetnie się przy niej bawiłam. Zresztą, możliwość kształtowania historii poprzez własne wybory sama w sobie była fenomenalną zabawą, a w takiej oprawie... no po prostu cud, miód i orzeszki!

Interaktywna część nie jest jednak jedynym atutem "Akademii Ransmoor". Wykreowany tutaj świat jest pełen detali i klimatycznych opisów, a kreacje niektórych bohaterów przywodziły mi na myśl dawne opowieści paranormalne, ale akurat dla mnie było to na plus, lubię nostalgię. Sama Akademia Istot Nadprzyrodzonych jawi się jako miejsce pełne tajemniczych zakamarków, gdzie każdy krok może odkryć nową zagadkę lub uchylić rąbka rozwiązania jakiegoś sekretu. Krótko mówiąc, Katarzyna Tkaczyk stworzyła tu złożony i przemyślany świat magii, który zachwyca. a każda kolejna strona tej książki to nowa przygoda, nowe wyzwania i nowe decyzje do podjęcia. Przeczytałam (a może raczej przeszłam?) tę książkę jedynie raz i gryzie mnie myśl, że mogłam pominąć coś istotnego, że w tej historii może kryć się jeszcze więcej (a wręcz wiem, że kryje się więcej), że... ARRR! Jestem pewna, że niebawem usiądę do niej po raz drugi, bo to rozrywka wprost stworzona na długie jesienne wieczory.

Cóż mogę dodać? "Akademia Ransmoor" to przyjemne fantasy, w którym sami kształtujemy losy bohaterki. Klimat całości odrobinę przypomina serial o Wednesday Addams, a w zasadzie atmosferę Akademii Nevermore, bo i tu, i tu mamyszkołę z różniastymi istotami nadprzyrodzonymi i liczne sekrety do odkrycia (również nieco mrrroczne). I... myślę, że spodoba się ona szerokiemu gronu odbiorców, nie tylko nastolatkom, do których zdaje się być skierowana. To także pozycja idealna dla dorosłych, którzy uwielbiają historie osadzone w świecie magii (w tym motyw magicznej szkoły) lub... zwyczajnie poszukują wyjątkowych doświadczeń czytelniczych. Ten tytuł oferuje coś więcej niż tradycyjna lektura. Polecam z całego serca!

PS. Zapomniałam dodać, że książka jest przepięknie wydana - od okładki, przez wyklejkę z majestatycznym R, po malownicze zdobienia brzegów stron. I LOVE IT! 💜

Witajcie w magicznym świecie "Akademii Ransmoor"! To moja pierwsza przygoda z książką paragrafową, aczkolwiek miałam już przyjemność z interaktywnymi historiami w formie komiksów, tudzież gier komputerowych czy filmów. Bardzo cenię w takiej rozrywce możliwość wyboru – to nie tylko angażuje bardziej w opowieść, ale i... pozwala na uniknięcie frustracji. Jestem przekonana, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mieko Kawakami jest mistrzynią sztuki dotykania najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. W "Piersi i jajeczka" maluje intymny portret kobiet, który skłania do refleksji na temat współczesnych wyzwań, z jakimi borykają się kobiety na całym świecie. Robi to poprzez historię trzech postaci - Natsuko, Makiko i nastoletniej Midoriko (córki Makiko). Z ich losów wręcz wyzierają problemy odnośnie tożsamości płciowej, samoakceptacji i walki z narzucanymi przez społeczeństwo standardami piękna...

Makiko, samotna matka pracująca jako hostessa, walczy z kompleksami związanymi z własnym ciałem, zwłaszcza z niezadowoleniem z rozmiaru swoich piersi. Jej córka, Midoriko, uwięziona w milczeniu, próbuje zrozumieć siebie i swoje dojrzewające ciało w świetle obsesji matki na punkcie wyglądu, zwierzając się swojemu pamiętnikowi. A Natsuko, siostra Makiko, podróżuje w głąb swojej przeszłości, próbując zrozumieć swoje pragnienia związane z macierzyństwem i swoje miejsce w społeczeństwie, które nie zawsze ułatwia kobietom osiągnięcie swoich marzeń...

"Drogi Pamiętniku!
Ostatnio, kiedy na coś patrzę, zaczyna boleć mnie głowa.
Przez oczy do głowy dostają się różne rzeczy. A potem muszą się z niej wydostać. Jako co? Słowa? Łzy? Ale jeśli ktoś nie może mówić ani płakać, to te rzeczy muszą zostać w głowie. Jest ich coraz więcej i rosną, pęcznieją. Coraz trudniej mi oddychać i nie mogę otworzyć oczu.
Midoriko."

Mieko Kawakami z wielką wrażliwością i delikatnością ukazuje te trzy niezwykle różne kobiety, przypominając nam, że każda z nas ma swoją własną drogę i unikalną historię. Jej piękny styl pisania przenika czytelników, sprawiając, że czujemy ból, nadzieję i pragnienia bohaterek. To historia, która pochłania bez reszty – jest niezwykle intymna i pełna kobiecych doświadczeń – jak choćby przypadek z niespodziewaną miesiączką czy walka z niedoskonałościami (wszak każda z nas ma jakieś kompleksy). W tej książce roi się od takich drobnych obserwacji codziennych sytuacji, które czynią tę powieść niezwykle autentyczną. Same bohaterki tej histori są dalekie od ideału, wręcz pokiereszowane przez los i rozmaite standardy kobiecości, niemniej bardziej lub mniej dają sobie radę – dzięki miłości (w nie do końca oczywistym znaczeniu).

Jednak to nie tylko opowieść o trzech kobietach. To również głęboka refleksja nad tym, co to znaczy być kobietą w dzisiejszym świecie. Kawakami z odwagą i delikatnością eksploruje trudności, z jakimi borykają się kobiety, próbując spełniać oczekiwania społeczeństwa, a jednocześnie pozostać wiernymi sobie. Pomiędzy kolejnymi stronami kryją się także inne historie – o niszczejącym wpływie ubóstwa, ambicjach czy... po prostu życiu. I wielu, wielu innych sprawach!

"Piersi i jajeczka" to feministyczna opowieść w dobrym smaku, która skłania do chwili zadumy nad własnym życiem, nad tym, co znaczy być sobą w świecie pełnym wyzwań i ograniczeń. To doprawdy prawdziwie japońska literatura w pełnej krasie, w której autorka błyskotliwie łączy intymność z uniwersalnością. Jestem przekonana, że ta lektura zostanie we mnie jeszcze na długo, przypominając o sile i determinacji kobiet w dążeniu do samorealizacji. Polecam z całego serca!

Mieko Kawakami jest mistrzynią sztuki dotykania najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. W "Piersi i jajeczka" maluje intymny portret kobiet, który skłania do refleksji na temat współczesnych wyzwań, z jakimi borykają się kobiety na całym świecie. Robi to poprzez historię trzech postaci - Natsuko, Makiko i nastoletniej Midoriko (córki Makiko). Z ich losów wręcz wyzierają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Gideon z Dziewiątego" jest absolutnie jedną z najdziwniejszych książek, jakie w swoim życiu przeczytałam. Moja relacja z tą powieścią również okazuje się cudaczna, ponieważ to dla mnie prawdziwy roller coaster wrażeń – i tych przyjemnych, i tych... mniej. Arrr! Mam mętlik w głowie po tej lekturze! Aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku całość spodobała mi się i im więcej czasu mija od skończenia tej historii, tym mam do niej więcej sympatii. I jestem pewna, że niejeden czytelnik przepadnie dla tego osobliwego sci-fi z nekromantami...

Przyznam szczerze – nie od razu polubiłam się z tą książką. Niełatwo było mi się zatopić w tę dość absurdalną wizję świata i kreację bohaterów, a i humor miejscami nie był tu zbyt lotny. Ale gdy wsiąkłam już w historię to... nie potrafiłam się oderwać! Z czasem nie tylko zatraciłam się w fabule, ale i dowcip bardziej mnie chwycił – warto dodać, że sporo tu wisielczego humoru. Myślę, że ta moja początkowa niechęć była spowodowana właśnie zakręconym konspektem całości, który łapie czytelnika stopniowo oraz tym, że dawno nie miałam w swoich rękach książki, do której zdecydowanie trzeba podejść z przymrużeniem oka i nastawieniem głównie na rozrywkę, bo gdy to już się zrobi, "Gideon z Dziewiątego" okazuje się nietuzinkową przygodą! Bo wyobraźnia Tamsyn Muir nie ma żadnych granic!

Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, co najbardziej przypadło mi do gustu w tej opowieści. Złożony i szczegółowy świat jest mocnym atutem, choć może przyprawić o zawrót głowy – ta nekromancka fantazja, wszystkie dziwne i niebezpieczne próby przed którymi stają bohaterki, moce, motyw nieśmiertelności. Warto tu nadmienić, że ciekawych postaci także jest tutaj całkiem sporo – wszak domów jest aż dziewięć domów, a każdemu nekromancie towarzyszy tu wojownik (dlaczego zawsze protagoniści należą do ostatniego?) – i nie każdego idzie zapamiętać, ale na szczęście przychodzi tu z pomocą spis na początku książki, bo inaczej... mogłabym się pogubić! Oczywiście, główne bohaterki wyróżniają się najbardziej, a moją faworytką okazała się tytułowa Gideon, bo... myślę, że była ona najbardziej ze mną relatable – niestandardowa, zabawna i... troszkę rubaszna. No i lubię bohaterki w stylu badass, a tego jej nie można odmówić! I – co ogromnie mnie zaskoczyło – całość okazała się ostatecznie nastawiona nie tylko na zabawę, ale i miewa naprawdę słodkie momenty i... potrafi uderzyć troszkę w serduszko czytelnika (szczególnie zakończenie).

"Gideon z Dziewiątego" to doprawdy niespotykany twór, czarna komedia sci-fi, która zaskakuje na każdym kroku. Oryginalna, niepowtarzalna, dziwna, krwawa, zabawna, wyjątkowa, choć i momentami frustrująca – i przede wszystkim w dalszym etapie niesamowicie wciągająca! Nie wiem, co jeszcze można powiedzieć o tej książce poza tym, że jeśli szukacie czegoś innego, naprawdę INNEGO, od wszystkiego, co dotychczas czytaliście – to z całą pewnością będzie TA KSIĄŻKA. Polecam z całego serducha!

"Gideon z Dziewiątego" jest absolutnie jedną z najdziwniejszych książek, jakie w swoim życiu przeczytałam. Moja relacja z tą powieścią również okazuje się cudaczna, ponieważ to dla mnie prawdziwy roller coaster wrażeń – i tych przyjemnych, i tych... mniej. Arrr! Mam mętlik w głowie po tej lekturze! Aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku całość spodobała mi się i im więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ach! "Tajemnica Lost Lake" to kolejna powieść młodzieżowa od Wydawnictwa Literackiego, która szturmem wkradła się do mojego serca. Uwielbiam takie tajemnicze historie, z lekka dziwne i nieco nawiedzone, od których nie można się oderwać i zarywa się kawał nocy, by tylko poznać zakończenie - a książka Jacqueline West oferuje to i znacznie więcej...

Do powieści od razu poczułam sympatię. Z całą pewnością przyczyniła się do tego przemagiczna okładka, która znakomicie oddaje klimat powieści, ale myślę, że przede wszystkim jest to wynik bardzo autentycznej narracji, przepełnionej prawdziwymi emocjami i realnymi relacjami, niepozbawionymi wad. Widać to wyraźnie w zarysowanych przez autorkę siostrzanych więziach, które poznajemy od strony gorszej – pełnej żalu, goryczy i bolesnych różnic. Ale tam gdzie upadki, tam są i wzloty – cudownie zostało tu uchwycone motyw przebaczania, próby zrozumienia i... znaczenia rodziny, jej wsparcia i siły. Wszystko to doświadczamy towarzysząc jedenastoletniej Fionie, której magiczne przygody rozpoczynają się od... poczucia niesprawiedliwości i samotności.

"- To był... – wykrztusiła Pearl. – To był Poszukiwacz.
- Poszukiwacz? – Pani Rawlins odwróciła się do dziewczynki. Zatroskany wyraz twarzy ustąpił miejsca oburzeniu. - Wpadasz tu jak szalona i bredzisz o starej legendzie? Ze strachu odebrało ci resztki rozumu!"

Elementy fantastyczne w "Tajemnicy Lost Lake" również wypadają znakomicie. Można się w tym zatracić – w niepokojących skrzypnięciach starego domu, odwiedzinach w zakurzonej acz przytulnej bibliotece, pochłanianiu książki, która nie powinna istnieć – i kryjącej w sobie tajemniczą historię o niewyjaśnionych wydarzeniach. Dodatkowo główna bohaterka stopniowo zatraca się pomiędzy rzeczywistością a fikcyjnymi dziejami, co czyni tę historię jeszcze bardziej osobliwą i mroczną, przyprawioną z lekka wątkami paranormalnymi. Sądzę, że niejeden czytelnik przepadnie dla tej książki, niezależnie od wieku, bo powieść prowadzona jest z wyczuciem i niepozbawiona suspensu. Znaleźć w niej można także wiele wartościowych lekcji i myśli, wcale moralizatorskich, które zachęcają do refleksji – choćby na temat tego, jak niektóre historie nas kształtują...

"Tajemnica Lost Lake" to niesamowita i klimatyczna opowieść, w której zakochają się i nastolatkowie, i dorośli. Choć śledzimy tu losy przede wszystkim jedenastoletniej bohaterki, nie jest to w żadnym stopniu infantylna historia. Jak wspomniałam wcześniej, nie sposób odłożyć ją na bok i... można się w niej zakochać. To piękna, przejmująca, delikatnie baśniowa i nastrojowa książka, o której nieprędko zapomnę. Gorąco polecam!

Ach! "Tajemnica Lost Lake" to kolejna powieść młodzieżowa od Wydawnictwa Literackiego, która szturmem wkradła się do mojego serca. Uwielbiam takie tajemnicze historie, z lekka dziwne i nieco nawiedzone, od których nie można się oderwać i zarywa się kawał nocy, by tylko poznać zakończenie - a książka Jacqueline West oferuje to i znacznie więcej...

Do powieści od razu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odrodzona jako czarny charakter w grze otome tom 6 Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Ocena 7,2
Odrodzona jako... Nami Hidaka, Satoru...

Na półkach: , ,

Uhuhu, ależ się tutaj zadziało! „Odrodzona jako czarny charakter w grze otome” po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła i po nieco słabszym tomie piątym, wróciła ponownie na wysoki poziom, rozkochując mnie po raz kolejny tym, co ma w sobie najlepsze – niepodważalnym urokiem oraz fascynującą kreacją świata, magii oraz bohaterów!

Absolutnie szczerze – tom szósty zmył wszelkie zażalenia, które miałam do poprzedniej mangi. Dzieje się tutaj całkiem sporo, a i motyw samego porwania Catariny jest przedstawiony bardzo wiarygodnie. Scenariusz znakomicie rozwija tutaj postaci poboczne, o które dotychczas jedynie mignęły nam w tle – i to jeszcze w mega majestatyczny sposób! Dodatkowo, pewnego bohatera pobocznego (choć w tym tomie bardzo istotnego) mam nadzieję spotkać w kolejnych częściach, gdyż… bardzo mnie zaintrygował! A jeśli chodzi o Catarinę – no cóż… wciąż jest ona roztrzepana i mało domyślna, ale za to ją wszyscy kochamy!

Wydaje mi się, że ten tomik jest także najbardziej wyważony jeśli chodzi o emocje. Mamy tutaj nieco dramatu, grozy, intrygę oraz – oczywiście – mnóstwo humoru. Jak wcześniej byłam dość obojętna względem Mary, tak tutaj absolutnie pozamiatała, przemieniając się chwilami ze słodkiej panienki w postać… co najmniej szaloną. Zresztą, inni bohaterowie także zaskakują – a zakończenie daje naprawdę dużo nowych znaków zapytania. Osobiście, bardzo chętnie poczytałabym więcej o ministerstwie magii (być może magicznie tak się stanie, bo ostatnio moje życzenie względem kolejnej części się spełniło!).

Jak w przypadku i innych tomów, tak i tutaj czeka na nas nowelka, tym razem nieco nawiązująca do Sailor Moon - Czarodziejki walczące o dobre zakończenie. I – jak zawsze – to miły dodatek, który fantastycznie oddaje charakter bohaterek, choć – prawdę mówiąc – niewiele wnosi do całości. Ja jednak świetnie się przy nim bawiłam – równie świetnie, jak przy przyglądaniu się poszczególnym kadrom mangi. Jestem absurdalnie zakochana w tej kresce, jest tak słodka, ładna i… cudacznie relaksująca – a najbardziej kocham memiczność Catariny – i Mary w tej nowej, konkretnej odsłonie.

Szósty tomik „Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome” to kolejna dawka fenomenalnej rozrywki, lekko romantycznej i bardzo humorystycznej. Ta manga jest nieco naiwna i może momentami zbyt słodka, ale bezsprzecznie każdemu poprawi nastrój. A jeśli dodacie do tego nutkę fantastyki i swoistego dramatu – wciągniecie się całkowicie! Polecam z całego serca każdemu – nawet jeśli za mangami nie przepadacie, ten tytuł pokochacie!

Uhuhu, ależ się tutaj zadziało! „Odrodzona jako czarny charakter w grze otome” po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła i po nieco słabszym tomie piątym, wróciła ponownie na wysoki poziom, rozkochując mnie po raz kolejny tym, co ma w sobie najlepsze – niepodważalnym urokiem oraz fascynującą kreacją świata, magii oraz bohaterów!

Absolutnie szczerze – tom szósty zmył...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Re: Zero - Życie w innym świecie od zera. Księga druga: Tydzień w posiadłości - 5 Tappei Nagatsuki, Shinichirou Ootsuka
Ocena 7,9
Re: Zero - Życ... Tappei Nagatsuki, S...

Na półkach:

„Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 05” to ostatni tom drugiej księgi, a więc spodziewałam się po nim najprawdziwszych fajerwerków. Nie do końca tak się stało, aczkolwiek i tak w moich oczach ta część wypadła rewelacyjnie, gdyż obfitowała w akcję, nie zabrakło w niej humoru, nowej intrygi i… pogłębienia niespodziewanej bohaterki oraz pojawienia się intrygującego bohatera.

Autorzy ponownie w interesujący sposób zamykają tu część historii, dodając wiele do wydarzeń znanych z poprzednich tomików tej księgi. Ot, dowiadujemy się więcej o bestiach, pewnej istotce, a i bohaterowie w naszych oczach się zmieniają (szczególnie Ros– no, może poza Subaru, bo Subaru… TO SUBARU. Pierwsza połowa mangi jest raczej sielska-anielska, nastawiona na zabawę i humor, ale druga połowa – oj, tu już wszystko leci na łeb na szyję. Wręcz trochę żałuję, że ta manga rozwija się w pewnym miejscu tak szybko, bo sądzę, że można było nieco więcej z pewnego motywu wyciągnąć, a biorąc pod uwagę, że to już koniec księgi drugiej… raczej nie zostanie ten temat rozwinięty. Szkoda.

Podoba mi się także sposób, w jaki autorzy wprowadzają tutaj z pozoru mało znaczące elementy, które dodają może niewiele do wydarzeń, ale pogłębiają świat, a i są miłym dodatkiem dla czytelnika. Szczególnie motyw pewnej bohaterki, pogłębiony na start, jest pociesznym gratisem, który fabularnie nie wnosi nic, acz i tak był przeze mnie mile widziany. Też rozwój naszego pojęcia o magii tego świata oraz jego rozpiętości uważam jak zawsze na plus – z każdym tomem wiemy coraz więcej, i więcej… i chcemy wiedzieć coraz więcej! I – oczywiście – nie można tu pominąć kwestii fantastycznej oprawy graficznej, bogatej mimiki postaci, kapitalnych scen akcji i… ogólnie całej kreacji wyglądu bohaterów oraz tła – jeśli chodzi o kreskę, wszystko jest weń fenomenalne!

„Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 05” to ciekawe zamknięcie kolejnego etapu w życiu Subaru i choć nie była ona tak zachwycająca, jak tomik czwarty, jestem nią usatysfakcjonowana. I – oczywiście – ogromnie ciekawa części kolejnych, bo ten świat ma jeszcze tyleee do odkrycia! Jeśli lubicie fantastyczno-przygodowe opowieści, z nietuzinkowymi bohaterami, efektowną i nietypową magią oraz przebogatym tłem – jestem przekonana, że towarzyszenie Subaru będzie dla Was wyśmienitą rozrywką! Polecam z całego serca!

„Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 05” to ostatni tom drugiej księgi, a więc spodziewałam się po nim najprawdziwszych fajerwerków. Nie do końca tak się stało, aczkolwiek i tak w moich oczach ta część wypadła rewelacyjnie, gdyż obfitowała w akcję, nie zabrakło w niej humoru, nowej intrygi i… pogłębienia niespodziewanej bohaterki oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mam wątpliwości, że każdy miłośnik rozrywkowej fantasy zakocha się w mandze "Re: Zero Życie w innym świecie od zera". Nietuzinkowa magia, barwni bohaterowie, liczne tajemnice, intrygi, świat rozbudowany o legendy i mnóstwo innych smaczków – jak tu się nie zadurzyć? Z każdym tomem ta historia nabiera barw i sprawia, że coraz trudniej się od niej oderwać. Choć sądziłam, że poprzedni tom był wyśmienity, tak ten… jest o niebo lepszy!

Wprost ubóstwiam sposób w jaki autorzy stale rozszerzają nasze pojęcie o świecie, do którego trafił Subaru. Robią to stopniowo, krok po kroku, wyjaśniając zaczęte wątki i wprowadzając elementy coraz to nowsze, zaskakujące, intrygujące. Uniwersum "Re: Zero" ma doprawdy wiele do zaoferowania i z każdym kolejnym tomem zadziwia mnie coraz bardziej, przez co jeszcze mocniej wciągam się w tę opowieść i na tym etapie… kocham ją już całym sercem. Ogromnie zaangażowałam się w losy bohaterów – o dziwo, szczególnie bliski mi stał się los Subaru – i nie spocznę póki nie dowiem się, jak jego podróż się zakończy. A nie wiem, czy wiecie, ale ta manga ma naprawdę wiele tomów…

To, co urzekło mnie w tym tomie, to cudowne rozwinięcie postaci bliźniaczek - Ram i Rem. Sięgamy do ich przeszłości, znaczenia ich umiejętności, a także zaczynamy lepiej rozumieć ich zachowanie. Intrygujący jest także motyw klątw, który jest kontynuowany, włącznie z ich działaniem, a także same diabelstwa dają do myślenia (któż nimi steruje?) oraz… umiejętności Subaru. Jejku, to wszystko zaczyna mieć coraz więcej kształtów, a jednocześnie wiem, że jeszcze tyle przede mną do odkrycia. W tym tomiku poznajemy także motywację Roswaala i powiem Wam, że… naprawdę cwany z niego lis!

W kwestiach wizualnych moja opinia absolutnie się nie zmienia. Wciąż jestem zachwycona, kocham sceny akcji, jak i te spokojne, twarze bohaterów pełne emocji i… uroku, bo nie ma co kryć – ta manga, choć posiada ceny iście gore, jest także dość cukierkowa – wystarczy spojrzeć na wygląd postaci kobiecych. Oj, a jeśli chodzi o dziewczęta, to jest tu co podziwiać. Miłośnicy ecchi będą ukontentowani, bo na ostatnich stronach znajduje się rysunkowa wersja Zebrania dziewcząt z posiadłości Roswaala - oczywiście w łaźni. Co ciekawe, po nim jest także jeden komiks, już całkiem humorystyczny o… odtwarzaniu majonezu. No cóż… mnie osobiście ogromnie rozbawił!

"Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 04" to fenomenalna rozrywka, pełna akcji i humoru, ekscytująca, rozbrajająca i… rozczulająca. Poważnie, nawet jeśli nie czytacie zazwyczaj mang, ale lubicie klimaty fantasy, koniecznie sięgnijcie po ten tytuł! To super pozycja do przekonania się do tego typu lektur i wyśmienita zabawa, w którą wciągnięcie się całym sobą! Cóż mogę napisać więcej? Polecam z całego serca!

Nie mam wątpliwości, że każdy miłośnik rozrywkowej fantasy zakocha się w mandze "Re: Zero Życie w innym świecie od zera". Nietuzinkowa magia, barwni bohaterowie, liczne tajemnice, intrygi, świat rozbudowany o legendy i mnóstwo innych smaczków – jak tu się nie zadurzyć? Z każdym tomem ta historia nabiera barw i sprawia, że coraz trudniej się od niej oderwać. Choć sądziłam,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odrodzona jako czarny charakter w grze otome tom 5 Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Ocena 7,4
Odrodzona jako... Nami Hidaka, Satoru...

Na półkach: , ,

Stęskniliście się za "Odrodzoną jako czarny charakter w grze otome"? Ja bardzo! To jedna z najprzyjemniejszych mang, po jakie ostatnio było mi dane sięgnąć. Kryje się tutaj wszystko, co lubię najbardziej – odrobinę fantastyki, wspaniałych bohaterów, mnóstwo humoru i nutkę romantyzmu. Z radością sięgnęłam po kolejny tom, bo byłam ciekawa, jak ta historia się rozwinie… i nie zawiodłam się!

Cały tomik poświęcony jest festynowi, który organizuje Akademia Magii. Prawdę mówiąc, większość tej mangi niewiele wnosi to głównej historii (poza praoma nowymi bohaterami – niestety, jeszcze nie pogłębionymi - i zakończeniem, które jest niezłym hardcliffem i sporym zaskoczeniem), ale i tak bardzo przyjemnie spędziłam z nią czas. Jest uroczo, Catrina jak zwykle nie zawodzi poziomem roztrzepania, sytuacje odrobine się komplikują, bohaterka zaskakuje talentem teatralnym, a i humor ma się dobrze. Myślę, że taki sielski klimat był zamierzony, aby ostatnie strony bardziej wbiły czytelnika w fotel i… zdecydowanie się to im udało! Dobra robota, Satoru Yamaguchi!

Tak jak w przypadku tomów poprzednich, tak i tutaj na ostatnich stronach mamy nowelkę, odbiegającą od całości – to bardziej twórczość fanfikowa, gdyż… dotyczy przedszkola postaci z gry otome. No cóż, ten temat też był dla mnie niemałym zaskoczeniem, ale muszę przyznać, że w pewnym momencie tej opowieści zaśmiałam się w głos! Wracając jednak do mangi właściwej, graficznie Nami Hidaka nie zawodzi – co przy piątym tomie nie jest zaskoczeniem, bo jestem zakochana w tej dość cukierkowej kresce. Emocje na twarzach postaci (i memiczność Catriny, o której muszę wspomnieć jak zawsze), kapitalnie zarysowane tło i drobne dowcipne elementy – ta manga jest cudowna i nie ulega wątpliwości, że niejedna nastolatka (i nie tylko) straci dla niej głowę!

Piąty tom "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" może nie jest przebogaty w akcję, ale jej ending wynagradza te chwilowe przystopowanie – a i nieco wnosi do kreacji znanych nam bohaterów. Jestem ciekawa, jak autorzy poprowadzą całość dalej, bo nie ukrywam, że nie do końca rozumiem motywację TEGO WYDARZENIA i nie mam pojęcia, w którą stronę historia pójdzie, więc… kolejna manga ma ogromny potencjał! Jeśli lubicie lekkie, fantastyczne opowieści, z lekka romantyczne i ociekające humorem – polecam Wam ten tytuł z całego serca! Wyśmienita zabawa!

Stęskniliście się za "Odrodzoną jako czarny charakter w grze otome"? Ja bardzo! To jedna z najprzyjemniejszych mang, po jakie ostatnio było mi dane sięgnąć. Kryje się tutaj wszystko, co lubię najbardziej – odrobinę fantastyki, wspaniałych bohaterów, mnóstwo humoru i nutkę romantyzmu. Z radością sięgnęłam po kolejny tom, bo byłam ciekawa, jak ta historia się rozwinie… i nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odrodzona jako czarny charakter w grze otome tom 4 Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Ocena 7,3
Odrodzona jako... Nami Hidaka, Satoru...

Na półkach: , ,

Po fenomenalnym trzecim tomie "Odrodzonej..." spodziewałam się nieco bardziej mrocznej kontynuacji, aczkolwiek… nie do końca ją otrzymałam. Prawdę mówiąc, czwarta część wypadła nieco słabiej w porównaniu do poprzedniczki, acz wciąż nie traci swojego czaru – można więc powiedzieć, że jestem zarazem nieco zawiedziona, jak i… zachwycona, bo bardzo lubię swoistą anielskość tego cyklu – a tu ona wraca z rozmachem!

O tym tomie ciężko powiedzieć za dużo, aby nie zdradzać bardziej lub mniej istotnych elementów z fabuły. W pierwszym rozdziale poznajemy uczucia, którymi darzą poszczególni bohaterowie Catarinę i dlaczego – jest to na swój sposób poruszająca scena, która – w ostatecznym rozrachunku – zamienia się w dość zabawną. Fascynującym elementem jest tutaj także chwilowy powrót głównej bohaterki do świata rzeczywistego, w którym mamy szansę zasmakować odrobiny jej wcześniejszego życia – został tutaj zastosowany także ciekawy zabieg, gdyż obramowanie kadrów jest wówczas czarne, co pozwala wyraźnie odróżnić dwa życia protagonistki. Dodatkowo dowiadujemy się więcej na temat czarnej magii oraz samego Siriusa i jego przeszłości, co wyjaśniło jego działania, a jednocześnie było doświadczeniem dość… przygnębiającym. W zasadzie ten tom z powodzeniem mogę nazwać najsmutniejszym – bo i spotkanie z przyjaciółką z poprzedniego życia i przeszłość Siriusa potrafią zarazem poruszyć, jak i nieco zdołować czytelnika.

Urocze buźki i zjawiskowa kreska także oddziałują na wyobraźnię – ciężko nie być wzruszonym, gdy lubianym postaciom z oczu rzewnie płyną łzy. Działa to też w drugą stronę – niełatwa nie zaśmiać się, gdy Catarina wpada na kolejny genialny plan – albo wciąż nie dochodzi do niej, co się do końca wokół jej osoby dzieje – zarówno w mandze, jak i w kolejnej krótkiej nowelce na ostatnich stronach. To oczywiście kolejny sen głównej bohaterki, w której… wszyscy bohaterowie zmieniają swoją płeć. No cóż… to było ciekawe doświadczenie.

Choć w czwartym tomie "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" znaleźć można wiele bólu i smutku, tak równoważy się on ze słodkimi ilustracjami oraz roztargnieniem Catariny. Jeśli lubicie humorystyczno-romantyczne historie z nutką magii, manga ta będzie idealnym wyborem dla Was. Bo zabawa się jeszcze nie skończyła – gra, w której bohaterka utknęła otrzymała kontynuację – o której Catarina nic nie wie! Oj, czuję, że będzie się w następnym tomie wieeele działo…

Po fenomenalnym trzecim tomie "Odrodzonej..." spodziewałam się nieco bardziej mrocznej kontynuacji, aczkolwiek… nie do końca ją otrzymałam. Prawdę mówiąc, czwarta część wypadła nieco słabiej w porównaniu do poprzedniczki, acz wciąż nie traci swojego czaru – można więc powiedzieć, że jestem zarazem nieco zawiedziona, jak i… zachwycona, bo bardzo lubię swoistą anielskość tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejny tom "Re: Zero Życie w innym świecie od zera" i kolejne świetne spotkanie z pętlą, której straszliwego zakończenia główny bohater stara się uniknąć. Z ogromnym zapałem zasiadłam do tej części, bo o ile wcześniejsza znakomicie wprowadziła mnie w życie w posiadłości Roswaala oraz nietuzinkowych postaci weń przebywających, tak przeczuwałam, że najlepsze dopiero przede mną. I nie myliłam się, bo drugi tom obfituje w niespodzianki!

"Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 02" to najlepszy z dotychczasowych tomików tej mangi. Od pierwszych stron wzbudza emocje i trzyma w napięciu – szturmem angażuje czytelnika w śledztwo odnośnie kolejnej tajemniczej śmierci Subaru. Oj, a dzieje się tutaj wiele – naprawdę wiele! Ponownie nie mogłam się od tej niepozornej książeczki oderwać, bo stale mnie czymś miło zaskakiwała. Autorzy rozszerzają weń pojęcie o świecie o kolejne szczegóły, dotyczące między innymi magii – rodzajów many, a także baśni, w których pojawia się pewien znajomy motyw – wiedźmy zazdrości…

Życie w rezydencji zdecydowanie straciło tu dużo swej sielskości, niemniej i humorystycznych akcentów tu nie zabrakło. Pack nie zawodzi, Emilia jest jak zawsze urocza, a i pozostali bohaterowie ujmują – Beatrice (tudzież Beatka) wciąż pozostaje enigmą, choć jest jej poświęcone nieco więcej miejsca. Prawdę mówiąc, po tym tomie mam jeszcze więcej pytań niż po pierwszym, bo choć poznałam ten świat lepiej, tak… otworzył więcej drzwi, więcej niewiadomych. I to ogromnie zachęca do sięgnięcia po kolejne części – twórcy mang naprawdę potrafią trzymać czytelnika w niepewności!

Kadry – co już nie będzie dla nikogo zaskoczeniem – wielce cieszą oczy. Kreska jest urocza, acz i niepozbawiona grozy – ba, nawet elementy bardziej gore prezentują się weń fenomenalnie. Sceny akcji, emocje bohaterów, dopracowane tła wydarzeń oraz inne aspekty graficzne tej mangi są po prostu przefantastyczne – tak jak na kreowanie fantastycznego świata przystało. Co więcej, w tym tomie także dostajemy mini-opowiadanie autorstwa Tappeia Nagatsuki, tym razem bardziej skupiające się na postaciach kobiecych tej mangi, co w zasadzie mnożna wywnioskować już po samym tytule - ,,Zebranie dziewcząt z posiadłości Roswaala: spotkanie w łaźni”. Miły dodatek.

"Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 02" to manga, w której można zaczytać się bez pamięci. Pochłania się ją jednym tchem, z każdym tomem zatracając się w tej fantastycznie przygodzie coraz bardziej – historia Subaru uzależnia! Jeśli lubicie klimatyczne fantasy, urokliwe, dowcipne, a i przy tym odrobinę niepokojące – polecam z całego serca!

Kolejny tom "Re: Zero Życie w innym świecie od zera" i kolejne świetne spotkanie z pętlą, której straszliwego zakończenia główny bohater stara się uniknąć. Z ogromnym zapałem zasiadłam do tej części, bo o ile wcześniejsza znakomicie wprowadziła mnie w życie w posiadłości Roswaala oraz nietuzinkowych postaci weń przebywających, tak przeczuwałam, że najlepsze dopiero przede...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odrodzona jako czarny charakter w grze otome tom 3 Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Ocena 7,6
Odrodzona jako... Nami Hidaka, Satoru...

Na półkach: , ,

Aaa! Co tu się zadziało? Trzeci tom "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" podążył w stronę, której absolutnie się nie spodziewałam i – choć już wcześniej darzyłam ogromną sympatią tę mangę – teraz jestem tym cyklem na maxa podjarana! To, co tu się wydarzało… o matko! Aż brakuje mi słów, żeby napisać, jakie było to dobre!

Przede wszystkim – co najbardziej zadziwiające – historia tu traci całą swoją sielankowość. Pod adresem Catariny padają oskarżenia, kłamliwe i zaskakujące, a z czasem – historia staje się coraz bardziej niepokojąca i mroczna, a i ma przyjemny zalążek detektywistyczny. Zostaje weń wspomniany także nowy rodzaj magii – czarnej magii, która budzi gęsią skórkę na plecach czytelnika. Co ciekawe, choć jest to tom najcieńszy, akcji jest tutaj najwięcej, a nawet… poznajemy perspektywę innego bohatera! I – oczywiście – na ostatnich stronach nie zabrakło miejsca na nowelkę z kolejnego snu Catariny, w którym tym razem ląduje w świecie RPG.

Nawet nie wyobrażacie sobie, jak dobrze ten tom poszedł w fantastykę. Nie jest to już nieco naiwna komedia z romantycznym zalążkiem i humorem na pierwszym planie – teraz to opowieść z prawdziwego zdarzenia, od której oderwać się nie można – ani na chwilę! Oczywiście, na stronach wciąż kryje się dowcip i urocze sceny, motyw przyjaźni i Akademii Magii też jest bez skazy, ale postawiono w tym tomie głównie na fabułę i… czy wspominałam już, że ten tom jest po prostu epicki? Od razu siadam do kolejnego tomu, bo nie wytrzymam tej niepewności – i tu pojawia się niski pokłon do Waneko, bo szczęśliwie jestem w niego zaopatrzona.

Nie wiem, czy jest sens ponownie rozpisywać się o kwestii wizualnej. Jest pięknie, odrobinę cukierkowo, fantastycznie – emocje bohaterów jak zawsze kapitalnie ukazane. Także mroczna strona pewnej postaci weń ukazana jest FENOMENALNA. Aż miałam ciarki, patrząc w te puste i złowrogie oczyska… BRRR! No i – naturalnie – memiczność Catariny bez zmian, kocham jej miny – szczególnie te zaskoczone (a czasami jest wręcz mangowym odpowiednikiem Pikatchu face).

No cóż, trzeci tom "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" jest rewelacyjny, wyśmienity, fantastyczny, cudowny, bezkonkurencyjny, nadzwyczajny i… dopiszcie sobie jeszcze kilka takich cudnych epitetów. Nie będę się rozdrabniać – jeśli lubicie historie komediowe, ale przyprawione magią i licznymi niespodziankami, koniecznie przysiądźcie do tej mangi. I to nawet, jeśli mang nie czytacie – bo w tej się zakochacie! Polecam z całego serducha!

Aaa! Co tu się zadziało? Trzeci tom "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" podążył w stronę, której absolutnie się nie spodziewałam i – choć już wcześniej darzyłam ogromną sympatią tę mangę – teraz jestem tym cyklem na maxa podjarana! To, co tu się wydarzało… o matko! Aż brakuje mi słów, żeby napisać, jakie było to dobre!

Przede wszystkim – co najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakże fantastycznie jest wrócić do tego cyklu! Ogromnie nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z "Re: Zero Życie w innym świecie od zera", bo bardzo polubiłam bohaterów weń występujących i – nie ukrywam – księga pierwsza zakończyła się w doprawdy intrygującym momencie. Muszę przyznać, że choć zmienia się weń scenarzysta, tak Makoto Fugetsu wspaniale kontynuuje naszą przygodę – i to w fenomenalnym wydaniu!

"Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 01" zaczyna się w dość niespodziewany sposób – pierwszy rozdział poświęcony jest wydarzeniom z księgi pierwszej, dzięki czemu osoby, które miały dłuższą przerwę od tej mangi, bez problemu odnajdą się w treści. Zaraz później zostajemy jednak wrzuceni w wir wydarzeń, pełny nowych nietuzinkowych postaci – tajemniczych i niejednoznacznych. Nie zabrakło tutaj oczywiście i znanej, uroczej półelfki oraz jej towarzysza Packa, a i Subaru wiele w tym tomie zyskał w moich oczach – jedno z jego życzeń było wprost przecudowne i… myślę, że miałabym podobne. Zaskoczyła mnie też odrobina klimatu ecchi tutaj, bo albo we wcześniejszych tomach ją pominęłam, albo dopiero tutaj się zarysowała – aczkolwiek ta warstwa jest bardzo subtelna.

Ten tom okazał się niebywale wciągający. Już wcześniej przepadałam dla tego tytułu, ale tę mangę dosłownie pochłonęłam w zastraszającym tempie. Wiele tu się dzieje, a nowe twarze napędzają ciekawość czytelnika. Autorzy zdradzają tutaj także istotę skradzionego wcześniej Emilii insygnium oraz co-nieco opowiadają o hierarchii weń występującej – swoistych statusów społecznych. Zresztą, sama posiadłość, w której rozgrywa się akcja, jest miejscem z całą pewnością niebanalnym – ot, sam motyw z biblioteką i jej strażniczką prezentuje się bardzo atrakcyjnie i… mam nadzieję, że w kolejnej części poznamy więcej szczegółów w tej kwestii! Warto także dodać, że na ostatnich stronach tej mangi, na czytelników czeka króciutka nowelka napisana przez samego autora – Tappeia Nagatsuki.

Graficznie oczywiście jest kapitalnie – artyści kontynuują tu swoją pracę wyśmienicie. Wygląd postaci potrafi oczarować – półelfka Emilia ma tutaj niezłą konkurencję, bo pokojówki Rem i Ram są po prostu prześliczne! Emocje bohaterów, ich postawa, cienie malujące się przy sekretach – wypada to w tej mandze wprost zjawiskowo. Nie można zapomnieć także o prezentacji malowniczej rezydencji i jej szczegółów. Wszystko tutaj jest na tip-top!

"Re: Zero Życie w innym świecie od zera. Księga 2 - Tydzień w Posiadłości 01" to zapowiedź jeszcze większej dawki humoru, rozrywki i przygód. Zawiązuje się tutaj intryga, przez którą główny bohater ponownie korzysta ze swojej mocy – oj, kolejne mangi zapowiadają się wprost przewybornie – bo kryminalnie! Aj, chciałabym Wam zdradzić więcej, ale nie chcę psuć nikomu przyjemności z odkrywania tego świata i przygody, choć nie obiecuję, że przy recenzji następnego tomu nie pisnę słówka – bo obawiam się, że tego elementu pominąć się nie da. Jeśli szukacie mangi z nieszablonowym światem fantastycznym – koniecznie sięgnijcie po ten tytuł!

Jakże fantastycznie jest wrócić do tego cyklu! Ogromnie nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z "Re: Zero Życie w innym świecie od zera", bo bardzo polubiłam bohaterów weń występujących i – nie ukrywam – księga pierwsza zakończyła się w doprawdy intrygującym momencie. Muszę przyznać, że choć zmienia się weń scenarzysta, tak Makoto Fugetsu wspaniale kontynuuje naszą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Odrodzona jako czarny charakter w grze otome tom 2 Nami Hidaka, Satoru Yamaguchi
Ocena 7,5
Odrodzona jako... Nami Hidaka, Satoru...

Na półkach: , ,

"Odrodzona jako czarny charakter w grze otome" zauroczyła mnie przeuroczą kreską i wyśmienitą rozrywką, która nie raz rozbawiła mnie do łez. Wręcz grzechem byłoby przygody z tym tytułem nie kontynuować! Kolejne perypetie z życia Catariny są równie ujmujące i komiczne, a i ukazują nam szerzej świat gry otome, do której trafiła nasza główna bohaterka.

Po wcześniejszym tomie byłam ogromnie ciekawa spotkania Catariny z protagonistką gry, Marią, za której sprawą (można rzec) czeka ją złe zakończenie. W końcu twarz czarnego charakteru Catarinie się przydaje i – oczywiście – zyskuje nową przyjaciółkę. Jednakże swoim działaniem - w dobrej wierze - ponownie miesza nieźle w grze (m.in. swoim obżarstwem), ale – o dziwo – bardzo na swoją korzyść, więc… kontynuuje swoje wcześniejsze plany, bawiąc czytelnika swoim roztargnieniem i doprowadzając go wielokrotnie do napadu chichotu.

Autorzy ponownie zagwarantowali mi mnóstwo świetnej zabawy, a i znacznie więcej dowiedzieliśmy się o krainie świata otome. W tym tomie wyraźniej widać zależności społeczne pomiędzy osobami nisko urodzonymi a szlachtą, a i Akademia Magii, do której udają się osoby obdarzone talentem magicznym, prezentuje się niebanalnie – choć mogłoby jej być tutaj nieco więcej (acz pewnie w kolejnych tomach dowiemy się o niej więcej). Troszkę ubogo było tu także jeśli chodzi o rozwoju postaci (poza Catariną, która m.in. odzyskuje odrobinę wspomnień z poprzedniego życia), acz rozumiem, że ten tom miał na celu przede wszystkim przedstawienie nam postaci Marii i... zabawnych wakacji.

Co warto dodać, w drugim tomie "Odrodzonej..." łagodnie jest ukazany motyw prześladowania (przez względu na status społeczny), a i kryje się niejaki przekaz - choćby oceniana kogoś na pierwszy rzut oka, przez niezbyt szeroki pryzmat. Na ostatnich stronach też ponownie wita nas nowelka, co ponownie uważam za miły dodatek, który co-nieco nam o Catarinie dopowiada (choć w tym przypadku w bardzo cudaczny sposób). A jeśli chodzi o kreskę mangi – moje wrażenia są bez zmian. Jest cukierkowa, ale kryje w sobie mnóstwo charakteru – na przykład w emocjach bohaterów czy w drobnych detalach, a niektóre kadry wręcz zapierają dech w piersi. Jest po prostu piękna!

Tom drugi "Odrodzonej jako czarny charakter w grze otome" to kolejna fenomenalna przygoda w niebanalnym świecie gry, w której główna bohaterka próbuje odmienić swój los. Jeśli szukacie tytułu, który poprawi Wam humor i zapewni mnóstwo rozrywki – koniecznie sięgnijcie po ten tytuł! To cudowna komedia romantyczna, obok której nie można przejść obojętnie – a już z całą pewnością miłośnicy gier otome nie powinni tego robić! Polecam z całego serca!

"Odrodzona jako czarny charakter w grze otome" zauroczyła mnie przeuroczą kreską i wyśmienitą rozrywką, która nie raz rozbawiła mnie do łez. Wręcz grzechem byłoby przygody z tym tytułem nie kontynuować! Kolejne perypetie z życia Catariny są równie ujmujące i komiczne, a i ukazują nam szerzej świat gry otome, do której trafiła nasza główna bohaterka.

Po wcześniejszym tomie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Znajdujemy ich, gdy są już martwi. Księga 1: Poszukiwacz Simone Di Meo, Al Ewing
Ocena 6,4
Znajdujemy ich... Simone Di Meo, Al E...

Na półkach: , ,

Cykl "Znajdujemy ich, gdy już są martwi" zaciekawił mnie nietuzinkowym pomysłem wykorzystywania ogromnych ciał bogów dryfujących w kosmosie jako jedynej szansy na przetrwanie – źródła niezbędnego pożywienia, minerałów i metali. Jest to wizja dość upiorna i – co tu dużo mówić – creepy, niemniej Al Ewing i Simone Di Meo z tego konspektu stworzyli coś więcej – zachwycającego, niepokojącego i na swój sposób pięknego. Zresztą, nie mogło być inaczej - wszak "Bogowie zawsze są piękni".

"Moment, w którym widzisz Boga po raz pierwszy na zawsze pozostaje w pamięci.
Niemożliwa do ogarnięcia skala. Majestat. Niewiarygodne piękno.
Bo Bogowie są zawsze piękni.
I nieodmiennie martwi."

W tym komiksie kryje się bezsprzecznie coś urzekającego. Nie spodziewałam się, że znajdę weń tak wiele emocji oraz momentów na zadumę – bo scenariusz zdecydowanie zachęca do refleksji. W tym nieco chaotycznym science-fiction można odnaleźć mnóstwo zaskakujących znaczeń i zapewne wielu z nich nie wyłapałam, niemniej i tak ogromnie się w tę historię zaangażowałam. Bohaterowie mają tutaj swój charakter i choć pierwsze skrzypce skrada historia Kapitana Malika, tak i pozostali intrygują – żałuję tylko, że nie każdy z nich otrzymał wystarczająco dużo czasu na właściwe poznanie. Najbardziej fascynującą kwestią zdają się być jednak bogowie – mam nadzieję, że zostaną oni bogaciej przedstawieni w kolejnych tomach, bo po księdze pierwszej czuję ogromny niedosyt… acz zakończenie napawa mnie optymizmem!

Pod względem graficznym, "Znajdujemy ich, gdy są już martwi. Księga I: Poszukiwacz" zachwyca. To komiks bardzo filmowy i widowiskowy, momentami wręcz z lekka neonowy, choć jego tło zazwyczaj wieje barwami mrocznymi. Dobrze oddaje to efekt kosmicznej pustki i wyraźnie czuje się tutaj klimat opowieści rozgrywającej się gdzieś miedzy gwiazdami w przyszłości – w scenach akcji także sprawdza się znakomicie. Postaci są bardzo estetyczne, ich kreacje są miłe dla oka, a wygląd charakterystyczny. Simone Di Meo jest wyśmienitym rysownikiem i z całą pewnością sięgnę po inne komiksy stworzone przez niego, bo – co tu dużo mówić – lubić atrakcyjne wizualnie opowieści, a ta jest doprawdy pod tym względem fenomenalna! Prawdziwe cudeńko.

"Znajdujemy ich, gdy są już martwi. Księga I: Poszukiwacz" to efektowny i zajmujący komiks science-fiction, w którym zakocha się każdy fan tego gatunku. Jest to bez wątpienia twór kreatywny i oferujący czytelnikowi wiele wrażeń, wywołujący wiele emocji – i niespokojnych myśli również. Jeśli lubicie nietuzinkowe wizje, zaskakujące, ekscytujące i nieco przerażające – ten tytuł jest wprost stworzony dla Was. Polecam z całego serca!

Cykl "Znajdujemy ich, gdy już są martwi" zaciekawił mnie nietuzinkowym pomysłem wykorzystywania ogromnych ciał bogów dryfujących w kosmosie jako jedynej szansy na przetrwanie – źródła niezbędnego pożywienia, minerałów i metali. Jest to wizja dość upiorna i – co tu dużo mówić – creepy, niemniej Al Ewing i Simone Di Meo z tego konspektu stworzyli coś więcej – zachwycającego,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Departament prawdy. Tom 01: Koniec świata Martin Simmonds, James Tynion IV
Ocena 7,0
Departament pr... Martin Simmonds, Ja...

Na półkach: , ,

Halo, czy mamy tutaj miłośników teorii spiskowych? Muszę przyznać, że o ile sama nie interesuję się tym tematem jakoś specjalnie, tak opis "Departamentu Prawdy, tom 1: Koniec Świata" ogromnie mnie zaintrygował. Wpływ na to miała także grafika komiksu, szczególnie dwa małe kadry na odwrocie, które przywiodły mi na myśl nieco Disco Elysium, ale uwierzcie – ten komiks jest dużo mroczniejszy niż gra stworzona przez Roberta Kurvitz.

"Im więcej ludzi w coś wierzy, tym bardziej prawdziwe się to staje. Tym bardziej rzeczywistość przechyla się na stronę tej wiary."

Ten tytuł uderzył mnie upiornymi i niepokojącymi kadrami, często niewyraźnymi ilustracjami, niekiedy rodem z koszmarów. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że całość będzie miała tak mocny i posępny wyraz, przerażający i fascynujący zarazem. Często klatki prezentują się niczym urojenia, a całość na pierwszy rzut oka wydaje się strasznie zabałaganiona – również przez wzgląd zmiany klimatu – niemniej wszystko powoli łączy się w pokręconą całość. Krótko mówiąc, od strony artystycznej jest to twór bardzo abstrakcyjny, ale jednak Martin Simmonds ukrył w nim sens, doskonale oddając nastrój treści i podkreślając jej tematykę.

"Informacje mogą być kurewsko niebezpieczne, mogą niszczyć życia i destabilizować rządy, a my najczęściej wymachujemy nimi jak niedorozwinięte dzieci."

Całość kręci się wokół Cole’a Turnera, który zostaje zrekrutowany do tytułowej organizacji, Departamentu Prawdy, zajmującego się pilnowaniem, aby… teorie spiskowe pozostawały teoriami spiskowymi. Nie jest to robota łatwa, budzi w bohaterze mnóstwo skrajnych emocji – wszak ludzie potrafią wierzyć w naprawdę paskudne rzeczy. Od początku wiedziałam, że będzie to zwariowany twór, ale w wielu miejscach zdaje się on być złudnie prawdziwy – wszak i poniekąd o wielu twarzach prawdy właśnie on opowiada. Mamy zawartych tu wiele teorii znanych i – można rzec – aktualnych, choćby o płaskoziemcach, widzimy także liczne odwołania do satanizmu, rytualnej pedofilii. James Tynion IV w budzący dyskomfort w czytelniku sposób ukazuje tu dwie strony medalu teorii spiskowych, wstrząsając i tym samym mocno oddziałując na emocje czytelnika. W tle maluje się także hipokryzja prasy oraz innych źródeł informacji oraz… tajemnicza postać kobiety w czerwieni (zresztą, nie jest ona jedyną enigmą tego komiksu).

"Współdzielona wiara kształtuje świat, toteż wszystko jest odrobinę prawdziwe bądź ma potencjał bycia prawdziwym."

"Departament Prawdy, tom 1: Koniec Świata" nie jest ani łatwy, ani przyjemny w odbiorze – potrafi nabałaganić w głowie, a w trakcie lektury stale towarzyszy czytelnikowi zaniepokojenie. Jednakże jest to też twór niezwykle zajmujący i intrygujący, a po jego zakończeniu czuję wyraźnie głód – chciałabym go więcej! Być może jestem masochistką, ale jedno jest pewne – to tytuł bezsprzecznie warty uwagi. Jeśli nie straszne wam mocne i złowieszcze treści – polecam z całego serca!

Halo, czy mamy tutaj miłośników teorii spiskowych? Muszę przyznać, że o ile sama nie interesuję się tym tematem jakoś specjalnie, tak opis "Departamentu Prawdy, tom 1: Koniec Świata" ogromnie mnie zaintrygował. Wpływ na to miała także grafika komiksu, szczególnie dwa małe kadry na odwrocie, które przywiodły mi na myśl nieco Disco Elysium, ale uwierzcie – ten komiks jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"O kurczę!" - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić po zakończeniu "Pacjenta". Co więcej, obawiam się, że wciąż nie jestem za bardzo zdolna do zebrania zbyt kompetentnie swoich myśli, więc jeśli ta recenzja będzie nieco chaotyczna – wybaczcie! Ale na takie cuda-cuda nie trafiam za często - to naprawdę boski komiks, o którym myśleć będę jeszcze długo!

"Każdy nosi maskę normalności. Musisz nauczyć się dostrzegać przez małe pęknięcia, co kryje się pod spodem."

Nawet nie wiem od czego zacząć – jak widzicie, Timothe Le Boucher zagwarantował mi niezły bałagan w głowie. Komiks wciągnął mnie od pierwszych stron, bo zaczyna się naprawdę mocno – na kadrach widzimy dziewczynę we krwi, z nożem w ręku i cholernie niepokojącym spojrzeniem. Już samo to robi na czytelniku wrażenie i sprawia, że od treści nie można się oderwać – koniecznie pragnie się dowiedzieć, co doprowadziło do takiej tragedii i… czy faktycznie odpowiedzialna za nią jest owa postać. Oj, a jest tu co odkrywać – treść trzyma w napięciu, jest intrygująca i zaskakująca. Obserwujemy budującą się więź pomiędzy jedynym ocalałym z masakry, a jego psycholożką, która… z czasem obiera dziwny obrót. Podobnie jak historia samego chłopaka wybudzonego ze śpiączki. W trakcie lektury wyraźnie można czuć dreszcze przebiegające po plecach i… ogrom fascynacji...

Komiks jest fenomenalnie zbudowany pod kątem historii psychologicznej – i samego scenariusza, i serwowanych nam ilustracji. W treści znajdujemy interesujące nawiązania (choćby do mitologii), ale i podejmuje problematykę bliską wielu osobom – choćby relacji międzyludzkich czy własnej tożsamości. Postaci drugoplanowe także zarysowane są w sposób wyjątkowo dobry – są charakterystyczni i zapadają w pamięć, są cudownym dopełnieniem przedstawianej historii. Pod względem wizualnym, "Pacjent" również nie zawodzi – pastelowa kolorystyka i dość przerażająca chwilami kreska robi wrażenie, choć najbardziej zapadł mi w pamięć wzrok bohaterów – ot, widać, w nich multum emocji – od prawdziwego szczęścia, po strach i wątpliwości, aż do… szaleństwa. Ten komiks to po prostu klasa sama w sobie, ogromnie oddziałująca na wyobraźnię czytelnika i… dłonie – bo kilka razy mi w trakcie lektury zadrżały, choć horrorem nie można tego tytułu nazwać. To po prostu genialny thriller psychologiczny, ozdobiony elementami obyczajowymi o... manipulacji.

"Pacjent" to komiks warty wszelkiej uwagi. Dawno żaden tytuł nie zrobił na mnie tak ogromnego wrażenia, jak ten. Timothe Le Boucher to po prostu geniusz suspensu oraz – można rzec – człowieczeństwa. Bohaterowie wypadają tu bardzo naturalnie, podobnie jak ich problemy – rodzinne, miłosne i inne – ich zagubienie i zwątpienie wyraźnie czuć na kartach tego dzieła. Zresztą, cała historia to sztos. Jeśli lubicie komiksy, o których zapomnieć jest rzeczą niemożliwą – polecam z całego serca!

"O kurczę!" - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić po zakończeniu "Pacjenta". Co więcej, obawiam się, że wciąż nie jestem za bardzo zdolna do zebrania zbyt kompetentnie swoich myśli, więc jeśli ta recenzja będzie nieco chaotyczna – wybaczcie! Ale na takie cuda-cuda nie trafiam za często - to naprawdę boski komiks, o którym myśleć będę jeszcze długo!

"Każdy nosi maskę...

więcej Pokaż mimo to