rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie mogę się zdecydować, co myśleć o kryminałach, w których do samego końca nie wiadomo, kim był trup z pierwszych rozdziałów, na którym zasadza się intryga. Dzieje się tak w przypadku „Zagadki trzeciej mili“ Colina Dextera. W połowie lektury zafundowałam sobie przerwę na inną książkę – czy było to spowodowane irytacją wywołaną zbyt wieloma niewiadomymi? Na to pytanie również nie znam odpowiedzi. Prawdopodobnie udzieliło mi się niezdecydowanie autora podsuwającego kolejne podejrzane… ofiary. Dexter wysyła czytelnika do fikcyjnego kolegium Lonsdale w Oksfordzie, każąc rozwiązać zagadkę zniknięcia jednej z uczonych głów, po czym serwuje wielokrotnie złożoną łamigłówkę do której rozwiązania wymagany jest geniusz detektywa Morse’a za rękę prowadzącego nas do kłębka przez labirynt londyńskich ulic i nie do końca jasnymi powiązaniami głównych aktorów dramatu. Przerzuciwszy ostatnią stronę nie czuję się bardzo oszukana, przewrotność intrygi rozbawiła mnie, aczkolwiek uważam, że jest ona zupełnie nieprawdopodobna z punktu widzenia psychologi postaci. W każdym razie przytulny ten Dexter.

Nie mogę się zdecydować, co myśleć o kryminałach, w których do samego końca nie wiadomo, kim był trup z pierwszych rozdziałów, na którym zasadza się intryga. Dzieje się tak w przypadku „Zagadki trzeciej mili“ Colina Dextera. W połowie lektury zafundowałam sobie przerwę na inną książkę – czy było to spowodowane irytacją wywołaną zbyt wieloma niewiadomymi? Na to pytanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Igor Ostachowicz napisał komediowy horror społeczny, którego bohaterem jest trzydziestokilkuletni, dyplomowany glazurnik mieszkający z niepracującą konkubiną w PRL-owskim bloku na warszawskim Muranowie. On wykłada kafelkami stolicę, porzucił młodzieńcze ideały, dostosował do wymagań rynku pracy, przybrał wygodnicką, popularną, egoistyczną postawę. Jej – anorektyczce i feministce - zapewnia dość wygodną egzystencję; żadne wycieczki po ciepłych krajach, ale mała stabilizacja pozwalająca na całodniowe czytanie książek i surfowanie po necie - jak najbardziej. Ich spokojna egzystencja zostaje zaburzona kiedy glazurnik udziela pomocy starszemu sąsiadowi, a Chuda (konkubina) zamawia prywatną lekcję jogi u młodego frustrata z dużymi wewnętrznymi pokładami zła. Staruszek wynagradza naszego bezimiennego bohatera żydowskim amuletem, którego zaginięcie w zawierusze wojennej spowodowało holokaust, a nagłe wypłynięcie wywołało samego diabła. Naruszony zostaje mir domowy w mieszkaniu glazurnika i Chudej a także w piwnicach bloku i okolicznych, rozległych kanałach, które, jak się okazuje, wcale nie są niezamieszkałe. Początkowo wypełzają z nich dziesiątki, a w miarę upływu czasu setki żywych trupów, które wkrótce zaleją ulice Muranowa.
„Noc żywych Żydów“ to opowieść przerażająco-śmieszna. Humor momentami jest może mało wybredny, ale zawsze skuteczny, może wywoływać histeryczny śmiech będący dobrym sposobem obrony integralności osobowości w obliczu obrazu zagłady Żydów, zła tak ogromnego, niewyobrażalnego a jednak przecież prawdziwego, tu nagle unaocznionego. W jakże odmiennej Warszawie, tej z okresu II wojny i z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, znaleźli się jej mieszkańcy. My tu spokojnie stąpamy sobie w kierunku Arkadii, a pod naszymi stopami niesłyszalnie już prawie chrupoczą przecież ludzkie kości. Ostachowicz przypomina o tym za pomocą obowiązującego aktualnie języka popkultury, przedstawiając przy tym szczery obraz naszego społeczeństwa. Ciekawa mieszanka.

Igor Ostachowicz napisał komediowy horror społeczny, którego bohaterem jest trzydziestokilkuletni, dyplomowany glazurnik mieszkający z niepracującą konkubiną w PRL-owskim bloku na warszawskim Muranowie. On wykłada kafelkami stolicę, porzucił młodzieńcze ideały, dostosował do wymagań rynku pracy, przybrał wygodnicką, popularną, egoistyczną postawę. Jej – anorektyczce i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam mieszane uczucia co do pierwszej z cyklu jak dotąd dwudziestu powieści o komisarzu Salvo Montalbano. Akcja toczy się na Sycylii, w miasteczku Vigata, którego próżno by szukać na mapie, a jednak podobnego dziesiątkom innych tamtejszych miasteczek. Miasteczek, na ulicach których, jeśli wierzyć Camilleriemu, często rozbrzmiewa huk wystrzałów i których bruk regularnie plami krew. To właśnie wydarzenia zaczerpnięte z prasy lokalnej stanowią tło dla śledztwa prowadzonego przez Montalbano, inspirują autora, który w przytoczonych przez tłumacza, Jarosława Mikołajewskiego, słowach przyznaje, że pisze „w sposób kapryśny, nieuporządkowany.“ W efekcie czytelnikowi prezentowany jest zbiór drobnych epizodów zupełnie niezwiązanych z główną intrygą, którego jedyną rolą jest przybliżenie specyficznego klimatu wyspy. Sycylijczyk zdaje się nie dostrzegać jej uroku naturalnego, koncentruje się na tym, jak szpeci ją działalność i obecność człowieka. Trup więc odnaleziony zostaje przez śmieciarzy na tzw. „pastwisku,“ którego nazwa pochodzi od funkcji, jaką ten nadmorski pas ziemi pełnił, zanim zbudowano na nim nieczynną już fabrykę i zanim zamienił się w burdel pod gołym niebem. Ciało zastygło w pozie kompromitującej polityka, do którego należało, nie nosi jednak znamion morderstwa. Bo śmierć okazuje się zupełnie naturalną. Istotne jest tu jednak co innego – komu i dlaczego zależało na tym, by zostało ono odnalezione właśnie tu i dokąd prowadzą pozostawione na miejscu ślady. Domyślić się tego wcale nie jest tak trudno, a kiedy już nasze przypuszczenia potwierdzone zostaną przez Montalbano, możemy czuć się rozczarowani tym, co z odkrytą prawdą zrobi komisarz.

Montalbano mnie nie uwiódł. Owszem, chadza na plażę, zażywa kąpieli morskich, zajada małże i krewetki, zna się na sztuce – to na plus. Nie jest jednak oszałamiająco bystry, błyskotliwy czy dowcipny. Może to sycylijska natura? Poważna, ściągnięta twarz, oszczędność słów i ruchów…? We wspomnianym już komentarzu tłumacz zauważa, że Camilleri pisze w dialekcie sycylijskim, co może szczególnie zainteresować italianistów. To chyba właśnie im może cykl o Montalbano najbardziej przypaść do gustu – wydawało by się, że zwykły miłośnik powieści kryminalnej może czuć się nieco rozczarowany, choć liczba wydanych przekładów świadczy jednak o sporej popularności włoskich kryminałów.

Mam mieszane uczucia co do pierwszej z cyklu jak dotąd dwudziestu powieści o komisarzu Salvo Montalbano. Akcja toczy się na Sycylii, w miasteczku Vigata, którego próżno by szukać na mapie, a jednak podobnego dziesiątkom innych tamtejszych miasteczek. Miasteczek, na ulicach których, jeśli wierzyć Camilleriemu, często rozbrzmiewa huk wystrzałów i których bruk regularnie plami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ach jak przyjemnie czytało mi się kolejną powieść Joe Alexa! Podobnie jak w przypadku „Zmąconego spokoju Pani Labiryntu,“ nową przygodę kryminalną zawdzięcza Alex swej ukochanej, Karolinie Beacon. Krewny Karoliny, emerytowany generał John Somerville, u którego jako dziecko mieszkała przez kilka lat, zaprasza parę do swej imponującej posiadłości malowniczo położonej na skraju urwiska w Devonshire. Jednocześnie do Alexa zgłasza się jego przyjaciel, zastępca szefa Wydziału Kryminalnego Scotland Yardu, Ben Parker, który otrzymał tajemniczą korespondencję z pogróżkami dotyczącymi generała. Listy zawierają informacje, w których posiadanie wejść mogła tylko osoba przebywająca w rezydencji. Somerville posiadłości nie opuszcza już z racji sędziwego wieku, a cały swój czas poświęca pracy nad kolejną książką o rzeźbie Indii będącej jego największą pasją. Gości u siebie amerykańskiego profesora, Reginalda Snidera, z córką Dorothy, młodą archeolog z Oksfordu, koleżankę ze studiów Karoliny, Meryl Perry, zdolnego rzeźbiarza Jowetta oraz metalurga Cowleya. Jest jeszcze Chanda, leciwy Birmańczyk opiekujący się generałem od lat, kucharka, pokojówka, ogrodnik… Czy to ktoś z nich życzy Somerville'owi śmierci? Zagadka komplikuje się jeszcze bardziej, gdy na horyzoncie pojawia się tajemniczy szantażysta, a generał czyni Karolinę swoim jedynym spadkobiercą…
Fanów wątków romantycznych ucieszy postęp, jaki nastąpi w związku Alexa i panny Beacon, fanów Słomczyńskiego natomiast informacja, że „Gdzie przykazań brak dziesięciu“ zostanie ponownie wydane w nowym roku. Słusznie, bo jest to zdecydowanie jeden z najlepszych polskich klasycznych kryminałów. Pisany lekkim piórem, czyta się naprawdę wspaniale. Wybaczam powieściom Joe Alexa to, że czasem trącą myszką. Doceniam bardzo dobry styl Słomczyńskiego i zmyślną konstrukcję zagadki.

Ach jak przyjemnie czytało mi się kolejną powieść Joe Alexa! Podobnie jak w przypadku „Zmąconego spokoju Pani Labiryntu,“ nową przygodę kryminalną zawdzięcza Alex swej ukochanej, Karolinie Beacon. Krewny Karoliny, emerytowany generał John Somerville, u którego jako dziecko mieszkała przez kilka lat, zaprasza parę do swej imponującej posiadłości malowniczo położonej na...

więcej Pokaż mimo to