-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać286
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać16
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2021-06-25
Zabawny komiks. Mam, czytałam, śmiałam się. Polecam :)
Zabawny komiks. Mam, czytałam, śmiałam się. Polecam :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-25
Bardzo lubię tę książkę. Zawiera masę ciekawych informacji z kategorii "sztuka o kotach". Lekki styl, prosty język i bogactwo ilustracji. Z kilku książek o kotach, które do tej pory wpadły mi w łapy, ta sprawiła mi najwięcej przyjemności. Nie do końca rozumiem, skąd taka niska ocena innych. Możliwe, że moje oczekiwania wobec tego typu pozycji nie są wygórowane. Szukam rozrywki i może inspiracji, jaką reprodukcję powiesić na ścianie. Ewenutualnie fajnej anegdotki, którą opowiem mężowi w samolocie, jak będziemy lecieć na wakacje. Nie oczekuję, że taka książka zmieni moje życie. Jeśli masz takie oczekiwania, nie polecam. Dla poszukiwaczy prostej rozrywki - a i owszem.
Bardzo lubię tę książkę. Zawiera masę ciekawych informacji z kategorii "sztuka o kotach". Lekki styl, prosty język i bogactwo ilustracji. Z kilku książek o kotach, które do tej pory wpadły mi w łapy, ta sprawiła mi najwięcej przyjemności. Nie do końca rozumiem, skąd taka niska ocena innych. Możliwe, że moje oczekiwania wobec tego typu pozycji nie są wygórowane. Szukam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-25
To jest dobra książka, dla bardzo specyficznego grona odbiorców. Jeśli ktoś uwielbia koty, to pewnie taka pozycja sprawi mu przyjemność. Mam koty i obsesję na ich punkcie, więc sięgnęłam po Kota w stanie czystym, kilka razy uśmiechnęłam się pod wąsem i tyle. Nie należy oczekiwać cudów od takich książek. Prosta rozrywka na pochmurne popołudnie. Nada się, jako prezent urodzinowy dla koleżanki. Są obrazki.
To jest dobra książka, dla bardzo specyficznego grona odbiorców. Jeśli ktoś uwielbia koty, to pewnie taka pozycja sprawi mu przyjemność. Mam koty i obsesję na ich punkcie, więc sięgnęłam po Kota w stanie czystym, kilka razy uśmiechnęłam się pod wąsem i tyle. Nie należy oczekiwać cudów od takich książek. Prosta rozrywka na pochmurne popołudnie. Nada się, jako prezent...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-24
Minęły lata, odkąd pierwszy raz przeczytałam serię o Harrym. Zmieniła się moja interpretacja, zmieniło się zdanie o bohaterach, ale nie zmienił się ogromny sentyment do książek. Harry dalej bawi, uczy, wskazuje właściwy kierunek. Mimo ogromu niedociągnięć - kocham miłością szczerą, wierną i oddaną. Nie ma fanowskiej teorii, której bym nie znała. Jeśli macie dzieci, to przedstawienie im świata wykreowanego przez Rowling, jest jednym z najlepszych sposobów żeby zachęcić do czytania.
Minęły lata, odkąd pierwszy raz przeczytałam serię o Harrym. Zmieniła się moja interpretacja, zmieniło się zdanie o bohaterach, ale nie zmienił się ogromny sentyment do książek. Harry dalej bawi, uczy, wskazuje właściwy kierunek. Mimo ogromu niedociągnięć - kocham miłością szczerą, wierną i oddaną. Nie ma fanowskiej teorii, której bym nie znała. Jeśli macie dzieci, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-24
Tkliwość - przede wszystkim ukłon w stronę pani Jagody za tytuł. Piękne słowo, które ma swoją wagę. Książka jest właściwie zbiorem anegdot z życia opiekunki osób starszych. Poznajemy blaski i cienie pracy Berry, Polki mieszkającej w UK. Rutyna jej podopiecznych. Rutyna jej podopiecznych, a później znów rutyna jej podopiecznych, okraszona sosikiem z wypadków, odchodów, wiatrów i śmierci. Można się zaśmiać, ale to taki śmiech przez smutek.
Wielu z nas boi się starości i nie ma się czemu dziwić, to dla nas często wizja samotności, bólu i niedołężności. Czasem świadomość odchodzi, zanim ciało się podda. Innym razem ciało jest bezużyteczne, ale rozum pozostaje bez zmian. Czasem szwankuje i jedno, i drugie, a przykłady każdej z tych sytuacji poznamy w Tkliwości.
Bohaterka pozostaje człowiekiem w świecie, gdzie obsługa ludzi starszych sprowadza się często do mechanicznych czynności. Nie tylko upupia się starszych, ale też odczłowiecza, odziera z godności - żeby było szybciej, żeby się odklikać na czas, bo przecież nikt nam nie zapłaci za dodatkowych kilka minut.
Książka pozostawiła mnie z pewnością, że praca opiekunki nie jest dla mnie (nie, żebym kiedykolwiek wcześniej miała takie plany). Pozostawiła mnie też z refleksją o skomplikowanych wyborach. Słusznym jest pomóc drugiemu człowiekowi, ale czy aby na pewno słusznym jest tyrać po godzinach? Przecież o sobie też należy pamiętać, a szacunek do własnego czasu wolnego to jedna z podstaw szczęścia. No to w końcu pomagać po godzinach, myć cudze pupy w ekstra minuty, kiedy rodzina nie jest tym zainteresowana? Pozostawiam każdemu do indywidualnej oceny.
Język mi się podoba, prosty, kilka wulgaryzmów, które są w mojej ocenie uzasadnione (nie lubię rzucania mięchem dla rzucania mięchem, chociaż w ustach niektórych to prawie poezja, ale w książkach lubię mieć jakiś sens).
Pewna cykliczność i powtarzalność anegdot (bohaterka wraca do tych samych podopiecznych), nadaje książce smutny ton.
Warto wspomnieć o dosyć surowej ocenie angielskiego społeczeństwa. Na pewno to wynika z indywidualnych doświadczeń, ale mam podobne odczucia i obserwacje, chociaż nie takie same.
Książka jest krótka, dwie godzinki czytania, kolejne dwie warto poświęcić na refleksję o człowieczeństwie, wieku i ciele, a później, jeśli tylko macie taką możliwość, cieszcie się życiem! Idźcie na spacer, weźcie prysznic i samemu zjedzcie posiłek - bo możecie.
Tkliwość - przede wszystkim ukłon w stronę pani Jagody za tytuł. Piękne słowo, które ma swoją wagę. Książka jest właściwie zbiorem anegdot z życia opiekunki osób starszych. Poznajemy blaski i cienie pracy Berry, Polki mieszkającej w UK. Rutyna jej podopiecznych. Rutyna jej podopiecznych, a później znów rutyna jej podopiecznych, okraszona sosikiem z wypadków, odchodów,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMoje osobiste 10/10. Za humor, za powagę, za skomplikowane sploty akcji i za to, że książkę można czytać wiele razy, za każdym razem odkrywając coś nowego. Literacka Czomolungma. Miłośnicy czytania już to znają, więc szczególnie polecam tym, którzy nie czytają dużo (skarbnica żartów i cytatów na insta), ale ostrzegam, trudna. Nie czytaj, jeśli boisz się kotów, nie pomoże z lękiem 😁
Moje osobiste 10/10. Za humor, za powagę, za skomplikowane sploty akcji i za to, że książkę można czytać wiele razy, za każdym razem odkrywając coś nowego. Literacka Czomolungma. Miłośnicy czytania już to znają, więc szczególnie polecam tym, którzy nie czytają dużo (skarbnica żartów i cytatów na insta), ale ostrzegam, trudna. Nie czytaj, jeśli boisz się kotów, nie pomoże z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-23
Jest już późny wieczór, a ja właśnie skończyłam czytać debiut Urszuli Zachariasz.
Na wstępię napiszę, że największe wrażenie zrobiła na mnie pewność siebie autorki. Już w dedykacji odważnie stwierdza, że odziedziczyła troszkę "genu talentu" po rodzicach. I brawo, tak trzymać dziewczyno! Pewność siebie jest super. Samo to sprawiło, że książkę oceniłam punkcik lub dwa wyżej.
Pomysł na historię jest świetny, według mnie 10/10. Osiemnastolatka, która opuszcza dom dziecka i zaczyna batalię sądową o prawa do opieki nad dwunastoletnim bratem. Bardzo mnie ucieszyły pierwsze rozdziały, w których nakreśla się nam relacja rodzeństwa, pełna pięknego uczucia i szacunku. Słowo "miłość" pada w powieści 43 razy. Niestety, historia rodzeństwa dosyć szybko schodzi na dalszy plan, przysłonięta niepokojącą relacją głównej bohaterki i Piotra, mężczyzny poznanego w kawiarni.
Mam już swoje lata (każdy ma swoje lata, co za głupie powiedzenie), dlatego intensywność Piotra sprawia, że zapala mi się czerwona lampka. Nie winię jednak autorki za to, że bohaterkę stworzyła dosyć naiwną, w końcu to nastolatka, desperacko spragniona miłości. Gdybym była Julki mamą, koleżanką, ciocią, babcią, sąsiadką albo listonoszem, to powiedziałabym "uważaj mała, dzisiaj się poznaliście, po kilku randkach cytowanie Sparksa i miłość, a za miesiąc będziesz zamknięta w piwnicy na klucz, bo kochaś będzie chciał mieć twe anielskie lico tylko dla siebie". Co zrobiłaby wtedy bohaterka powieści? Pewnie by mnie nie posłuchała, bo bycie nastolatką jest właśnie po to, żeby przeżywać takie disnejowskie uniesienia. Nie ma rady, kto się nie zakochał od pierwszego wejrzenia w czasach podstawówki/gimnazjum niech pierwszy rzuci kamień.
Nie umiem zastosować tego samego schematu do postaci Piotra, bo on jest jednak odrobinę starszy. Co więcej, niepokoi mnie fakt, że w jego życiu następuje kilka gigantycznych przełomów (śmierć obojga rodziców, poznanie mrocznego sekretu matki itp.), ale o tych przełomach bardzo szybko zapomina, bo się zakochuje. Ja wiem, że każdy ma inne priorytety i możliwe, że autorka chciała pokazać bohatera, który w burzy dramatów łapie się tej jednej, jedynej pozytywnej myśli, że czeka go szczęśliwy związek. Mogło tak być, ale te dramaty są bardzo pospieszone, zabrakło mi w nich pewnych elementów, np. budowania napięcia, czy konsekwencji. Rzeczy wielkie dzieją się nagle i nagle znikają z pola widzenia czytelnika.
Pozostawienie odbiorcy miejsca dla wyobraźni jest plusem. Tak samo, jak bardzo ambitne szarpnięcie się na pisanie w pierwszej osobie, i to z perspektywy kilku postaci. To nie jest łatwa sztuka, dlatego znów dodaję punkcik lub dwa za odwagę i ambicję. Prosty język, powiedziałabym nawet, że bardzo prosty sprawia, że właściwie każdy może przeczytać tę książkę, słownik nie będzie potrzebny. Co zaskakujące, najpoważniej wypowiada się bohater, który ma dwanaście lat. Mały Antoś jest szalenie wrażliwym chłopcem, dojrzałym jak na swój wiek, a jednocześnie ciągle zachowuje się jak dziecko (mało który dwunastolatek usiadłby siostrze na kolanach). Da się go polubić.
Wszyscy bohaterowie potrafią w cudowny sposób werbalizować swoje emocje. Bardzo łatwo wyrażają wdzięczność i zrozumienie. Dziękują na każdym kroku. To piękna wizja, chociaż mało realistyczna. Dom dziecka też jest przedstawiony dosyć pozytywnie. Na tyle, na ile można pozytywnie przedstawić taką instytucję.
Całość podsumowałabym słowami prostota i wrażliwość.
Tak odbieram książkę, chociaż mam solidne podejrzenia, że Piotr okaże się w przyszłości psycholem.
Zakończenie otwarte - lubię to. W kolejnych częściach wymarzyłabym sobie odrobinę więcej budowania napięcia wokół ważnych wydarzeń, trochę więcej opisów i trochę bardziej zróżniocowane dialogi. Może troszkę buntu? W końcu bohaterowie są tacy młodzi, a nie ma w nich żadnego sprzeciwu wobec okrucieństwa losu.
Wrzucam "Obiecaj, że wrócisz" do kategorii literatury dla wrażliwców. Jeśli uważasz się za osobę wrażliwą i szukasz na kartach powieści ciepła, rozmów o wdzięwczności i siedemnastu wyznań miłosnych, to masz pozycję dla siebie.
(Polecam do samolotu, bo powieść nie jest długa).
Jest już późny wieczór, a ja właśnie skończyłam czytać debiut Urszuli Zachariasz.
Na wstępię napiszę, że największe wrażenie zrobiła na mnie pewność siebie autorki. Już w dedykacji odważnie stwierdza, że odziedziczyła troszkę "genu talentu" po rodzicach. I brawo, tak trzymać dziewczyno! Pewność siebie jest super. Samo to sprawiło, że książkę oceniłam punkcik lub dwa...
Podchodzę sceptycznie do książek pisanych przez osoby publiczne, gwiazdy, gwiazdeczki i inne księżyce. Tu, muszę przyznać, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Przy pomocy doświadczonego pisarza (Tony Park), Richardson stworzył książkę, którą nie tylko da się czytać, ale też chce się czytać.
Recenzując utwory zagranicznych autorów, staram się być bardzo ostrożna w ocenie języka. W końcu, jeśli nie sięgam po oryginał, mam do czynienia tylko z językiem tłumaczenia, a z tym różnie bywa. W przypadku „Zaklinacza lwów” zgaduję, że wersja w języku polskim jest dosyć zgodna z anglojęzyczną. Nie mamy tu zawiłych metafor, potkniemy się o powtórzenia, na pewno nie powali nas na kolana dziesięciostronicowy opis przyrody 🤪
I dobrze, bo nie o tym i nie po to jest ta książka. Pierwszych kilka rozdziałów opisuje przemianę z niesfornego dzieciaka z pudełkiem żab pod łóżkiem (żeby to tylko były żaby!), przez zbuntowanego nastolatka, który kradnie samochody i podszywa się pod starszego brata, w dorosłego mężczyznę z niezwykłą pasją.
Kevin zajmuje się zwierzętami.
Głównie lwami, ale na kartach książki znajdziemy też anegdoty o hienach, ptakach i innych mieszkańcach parku, mieszczącego się na obrzeżach Johannesburga (RPA). Relacje człowieka z dzikimi kotami, łamanie zasad typowej tresury, refleksje na temat trzymania zwierząt w niewoli i niesamowite historie opisujące tamtejszą kulturę, wypełniają znaczną część książki. Jest to świat, którego nie znamy i nie rozumiemy. Świat, w którym chodzi się na czworaka, żeby mieć oczy na wysokości oczu lwa. Świat, w którym natura jednego dnia jest piękna, drugiego krwawa i brutalna.
Prawdziwa.
Richardson opisuje swoją rzeczywistość i swoje wybory bez zbędnego patosu. Książka jest poważna i zabawna jednocześnie. To skarbnica wiedzy na temat lwów i hien, ale należy pamiętać, że mamy do czynienia z punktem widzenia jednej osoby. Kevin nie narzuca czytelnikowi swojej wizji świata, z rozbrajającą szczerością przyznaje się do błędów i rzuca swój światopogląd na pożarcie dyskutantom.
„Zaklinacz lwów” to dla mnie przede wszystkim historia o szacunku do zwierząt, granicach i budowaniu relacji.
Jeśli macie ochotę na książkę kipiącą literackością, książkę, którą należy czytać ze słownikiem w ręku, to nie sięgajcie po moją dzisiejszą polecajkę,
Jeśli jednak jesteście w nastroju na urywek z życia mężczyzny, który jest „częścią stada”, to gorąco polecam!
Podchodzę sceptycznie do książek pisanych przez osoby publiczne, gwiazdy, gwiazdeczki i inne księżyce. Tu, muszę przyznać, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Przy pomocy doświadczonego pisarza (Tony Park), Richardson stworzył książkę, którą nie tylko da się czytać, ale też chce się czytać.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRecenzując utwory zagranicznych autorów, staram się być bardzo ostrożna w ocenie...