rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To więcej niż dobre, takie bardziej krwawe, ale zabawniejsze „Wodnikowe Wzgórze” (choć te wciąż oceniam wyżej). Świat dzielnych myszy, partyzanckich ryjówek, Sztygarkreta, Parchokłaka i innych wciągnął mnie bez reszty. Nie jest to powieść infantylna jakby się wydawało, nie pozbawiona wad, ale czyta się ją bardzo przyjemnie. Dobra odskocznia od literatury „cięższego kalibru”. I znakomita robota tłumacza, który zachował i przysposobił większość żartów językowych w brawurowym stylu. Przykładem ryjówki, które tłumaczą, że ich nazwa pochodzi od darcia na siebie ryja. Gorąco polecam.

To więcej niż dobre, takie bardziej krwawe, ale zabawniejsze „Wodnikowe Wzgórze” (choć te wciąż oceniam wyżej). Świat dzielnych myszy, partyzanckich ryjówek, Sztygarkreta, Parchokłaka i innych wciągnął mnie bez reszty. Nie jest to powieść infantylna jakby się wydawało, nie pozbawiona wad, ale czyta się ją bardzo przyjemnie. Dobra odskocznia od literatury „cięższego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dygresje są bezspornie ciepłym promieniem słońca (…) Wyrzućcie je na przykład z tej książki - ach, moglibyście równie dobrze wyrzucić z nimi całą książkę” - mówi nam tytułowy bohater na jednej z kart powieści świetnie recenzując utwór swojego twórcy. „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy’ego” są bowiem jedną wielką dygresją/przypisem/anegdotą podaną w dość przewrotnej formie strumienia świadomości. Nie jest to jednak Ulisses czy inny Finneganów tren, ale bardziej luźna, rabelaisowska forma choć i przy lekturze „Tristrama” warto się skupić bo chwila nieuwagi momentalnie prowadzi do zagubienia sensu i spójności utworu. Powieść jest miejscami zaskakująco współczesna w swojej formie, ale lwia cześć to odwołania czy parafrazy (plagiaty wg krytyków niechętnych autorowi) oraz dosłowne cytaty np. Z „Anatomii Melancholii” Burtona. Konkludując, nie jest to lektura łatwa, ale napewno przyjemna.

„Dygresje są bezspornie ciepłym promieniem słońca (…) Wyrzućcie je na przykład z tej książki - ach, moglibyście równie dobrze wyrzucić z nimi całą książkę” - mówi nam tytułowy bohater na jednej z kart powieści świetnie recenzując utwór swojego twórcy. „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy’ego” są bowiem jedną wielką dygresją/przypisem/anegdotą podaną w dość przewrotnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„… szrapnel urwał mu pół głowy, jakby ją obciął, i on w tym ostatnim momencie tak się zesrał, że mu płynęło przez kamasze do okopu razem z krwią. A ta połowa jego czaszki razem z mózgiem leżała akurat pod tym” - opowiadał Szwejkowi jeden z żołnierzy.. Akurat tak się złożyło, że równocześnie z ponowną lekturą „Przygód…” oglądam nową ekranizację „Na zachodzie bez zmian”. Zacząłem się więc zastanawiać na ile obie powieści są zbieżne, jak wypadną wsadzone w komparatystyczne młyny? „Szwejka” czytuję od dziecka i jakoś tak utarło mi się, że jest to taka powiastka o wesołym rubasznym-grubasznym wojaku i dobrotliwej aczkolwiek nieco zmurszałej C.K monarchii ze Starym Prochazką na czele. Nie wiem czy to kwestia innego, chyba poważniejszego nawet dosadniejszego tłumaczenia (Antoniego Kroha), ale podczas tej lektury Haszka te antywojenne przesłanie wydaje mi się bardziej wyraźne, że wojna to smród, bród i flaki a monarchia to nie Sisi i Franz z bujnymi bokobrodami tylko, że zacytuję, „banda idiotów do kwadratu” pchająca w okopy kolejne pokolenia Szwejków. Przesłanie antywojenne Remarque'a i Haszka jest więc zbieżne, zasadniczą różnicą jest chyba to, że Szwejk wyruszał na wojnę bez złudzeń ze zdrową dawką sceptycyzmu i daleki od bogoojczyźnianego huraoptymizmu a chłopcy Remarque'a uczyli się tego dopiero w okopach. Tak czy owak Szwejka polecam :)

„… szrapnel urwał mu pół głowy, jakby ją obciął, i on w tym ostatnim momencie tak się zesrał, że mu płynęło przez kamasze do okopu razem z krwią. A ta połowa jego czaszki razem z mózgiem leżała akurat pod tym” - opowiadał Szwejkowi jeden z żołnierzy.. Akurat tak się złożyło, że równocześnie z ponowną lekturą „Przygód…” oglądam nową ekranizację „Na zachodzie bez zmian”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fascynująca i wciągająca powieść. Formalnie jeśli chodzi o nurt stylistyczny można ją zakwalifikować jako wiktoriański steampunk choć raczej z gatunku soft czyli przedstawiony świat jest niemal dokładną kopią naszego. Tym małym wyjątkiem jest srebro, które nabywa "magicznych" właściwości w niezwykły sposób. Srebro ulepsza potem urządzenia i stanowi o bogactwie narodów. Ten fantastyczny entourage pozwala autorce przekazać pewne prawdy o świecie. Nie jest to powieść historyczna (choć niektórzy bohaterowie i wydarzenia są autentyczne) dlatego pani Kuang nie jest związana konkretną historiografią, ale to akurat jest przewagą książki. (lub przedstawia mix tejże historiografii bo autorka jest zakorzeniona w chińskiej kulturze, wychowana w Stanach Zjednoczonych i po studiach na Oksfordzie)
A jest "Babel" bardzo mocną krytyką kapitalizmu ery kolonialnej. Pokazuje jak europejskie mocarstwa, w szczególności Imperium Brytyjskie, ograbiały z bogactw naturalnych, ale również kulturowych, inne kraje. Będąc przy tym skrajnie rasistowskimi w stosunku do obywateli eksploatowanych kolonii. Mamy więc w "Babel" przegląd wszystkich grzechów kolonializmu i kapitalizmu, nie tylko tych XIX-wiecznych bo w powieści wyraźnie widać odniesienia do współczesności. Zapewne dla wielu polskich czytelników wychowanych na rodzimych prawilnych autorach "Babel" będzie utworem lewackim :) ale liczę na to, że ten kaganek oświaty historycznej, który znajdą na kartach tej powieści oświeci ich i pozwoli im zrozumieć mechanizmy maszyny, w której tryby wpada większa część globu.
Drugim ważnym elementem tej książki jest podjęta, rękami bohaterów, że tak powiem, dyskusja na temat oporu. Jakie metody są moralne i dozwolone. Czy będzie to ahimsa, bierny opór, strajk, powstanie czy wręcz zamach. A jeśli tak to gdzie jest granica i czy dla jednych zamach terrorystyczny dla innych będzie walką wyzwoleńczą.
To wszystko stanowi o mocy przesłania powieści, po za tym jest ona po prostu dobrze napisana, akcja jest wartka a rozważania na temat teorii tłumaczeń czy słowotwórstwa sztosowe. Polecam.

Fascynująca i wciągająca powieść. Formalnie jeśli chodzi o nurt stylistyczny można ją zakwalifikować jako wiktoriański steampunk choć raczej z gatunku soft czyli przedstawiony świat jest niemal dokładną kopią naszego. Tym małym wyjątkiem jest srebro, które nabywa "magicznych" właściwości w niezwykły sposób. Srebro ulepsza potem urządzenia i stanowi o bogactwie narodów. Ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moja kolejna lektura „Braci…” na przestrzeni 40 lat i za każdym razem odkrywam ją na nowo. Po każdej kolejnej lekturze wydaje mi się jeszcze głębsza, bardziej skomplikowana i wielowarstwowa. Ponad trzy dekady temu gdy czytałem ją po raz pierwszy moment pierwszej śmierci obu braci był dla mnie przerażający. Koncepcja exitus była zagadką, ale z gatunku tych nieprzyjemnych, które gdzieś tam czają się w mroku i wcale nie chcą być rozwiązane. Potem już było lepiej, trochę strasznie, ale zło zostało pokonane a wszyscy na końcu trafiają do jeszcze lepszego miejsca Nangilimy. Jakoś do dzisiejszej lektury umykał mi moment drugiej śmierci obu braci. Starszy z nich, sparaliżowany prosi o to by młodszy zrzucił go w przepaść by skrócić jego cierpienia. Młodszy się zgadza, ale chce odejść z nim i tak obaj giną (de facto trafiają do kolejnej krainy, na marginesie nie musi to być koniec ich podróży bo w książce wspomniane są też inne miejsca, do których można się przenieść). Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że ostatni rozdział powieści traktuje o samobójstwie jako opcji odejścia ze świata na własnych warunkach. Przypomniała mi się też piosenka-motyw z serialu „MASH”, „Suicide is painless”. Nie ma tutaj sensu i miejsca wgłębiać się w dyskusję na temat samej idei samobójstwa. Dość powiedzieć, że książka „Bracia Lwie Serce” choć objętościowo mała i teoretycznie skierowana do dzieci stanowi głęboki traktat o przechodzeniu na drugą stronę w wersji pozbawionej irytująco bigoteryjnego moralizatorstwa znanego chociażby z serii o Narnii.

To moja kolejna lektura „Braci…” na przestrzeni 40 lat i za każdym razem odkrywam ją na nowo. Po każdej kolejnej lekturze wydaje mi się jeszcze głębsza, bardziej skomplikowana i wielowarstwowa. Ponad trzy dekady temu gdy czytałem ją po raz pierwszy moment pierwszej śmierci obu braci był dla mnie przerażający. Koncepcja exitus była zagadką, ale z gatunku tych nieprzyjemnych,...

więcej Pokaż mimo to