DO_DZIEŁA

Profil użytkownika: DO_DZIEŁA

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
84
Przeczytanych
książek
92
Książek
w biblioteczce
77
Opinii
507
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Sztormowe ptaki to proza niezwykle skondensowana, lektura na jedno popołudnie. Rozgrywająca się na wodach u wybrzeży Nowej Fundlandii, historia wykańczającej walki z żywiołem. Angażująca czytelnika tu i teraz, w moim przypadku tyko tu i teraz.

Islandczyk Einar Kárason podjął się literackiej rekonstrukcji rzeczywistej walki o przetrwanie swoich pobratymców. Jest zima 1959 roku, kiedy trawler Mewa wypływa na połów karmazyna. Wśród trzydziestodwuosobowej załogi na pokładzie znalazł się młody majtek Lárus, którego losy zajmują nas nieco bardziej niż pozostałych rybaków i marynarzy. Mający na koncie kilka wypraw chłopak będzie musiał zmierzyć się nie tylko z szalejącym sztormem, ale także z pytaniem o sens i cenę wybranego zawodu. Kárason odmalował portret rybackiej zbiorowości, mężczyzn samotnych z wyboru, oddających morzu swój los. Śmiertelne zagrożenie stanowi pole do wykazania się odwagą, jednocześnie odsłaniając słabości marynarzy. Kiedy po wszystkim zejdą na ląd, będą innymi ludźmi.

Czytelnik otrzymuje niewielką prozę, literacki reportaż z gwałtownej konfrontacji świata ludzkiego ze światem natury. Kárason pokazuje, na jak różnych zasadach funkcjonuje każdy z nich. Pozbawione pokory męstwo i odwaga na niewiele by się zdały, nasz wyrachowany świat musi ustąpić nieokiełznanej sile natury. Tylko przyjmując potęgę lodowatej toni oceanu, można podjąć z nim walkę. Ta surowość krajobrazu udziela się językowi i konstrukcji powieści. Autor w powściągliwy, a przy tym wyczerpujący sposób opisuje budowę i funkcjonowanie statku oraz czynności podejmowane podczas żeglugi. O świecie wewnętrznym bohaterów dowiadujemy się głównie dzięki aurze i sytuacji na morzu.

Seria z Żurawiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, w ramach której ukazały się Sztormowe ptaki jest jedną z moich ulubionych. Szczególnie cenię jej uniwersalność, refleksyjność i filozoficzny wymiar opowieści. Choć Kárasonowi nie można odmówić pisarskiej zręczności, tych cech zabrakło mi w jego prozie. Można odczytać ją jako opowieść o harcie ducha i zmianach dokonujących się w nas w obliczu granicznych doświadczeń, jednak ta miniaturowa powieść nie koresponduje z moją wrażliwością. W miesiąc po lekturze wiem, że poza bieżącymi doznaniami, nic z niej we mnie nie zostało. Być może jest dla mnie prozą zbyt męską (nie tylko dlatego, że jedyne pojawiające się w niej kobiece postacie to zatroskana matka Lárusa i konkubina bosmana, który pozostawszy przy życiu postanawia zawalczyć o ich relację), wymagającą wejścia w świat znany z szant, niewiele oferując w zamian. To chyba jedna z takich książek, której ocena zależy od oczekiwań, jakie literaturze stawia odbiorca. Moim nie sprostała.

PRZECZYTAJ CAŁĄ RECENZJĘ NA BLOGU: http://dodziela.com.pl/2020/02/23/sztormowe-ptaki-einar-karason/

Sztormowe ptaki to proza niezwykle skondensowana, lektura na jedno popołudnie. Rozgrywająca się na wodach u wybrzeży Nowej Fundlandii, historia wykańczającej walki z żywiołem. Angażująca czytelnika tu i teraz, w moim przypadku tyko tu i teraz.

Islandczyk Einar Kárason podjął się literackiej rekonstrukcji rzeczywistej walki o przetrwanie swoich pobratymców. Jest zima 1959...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowałam się na formę wypunktowania kilku refleksji, także w oparciu o własne doświadczenia wegetarianki, zamiast pisania spójnej recenzji na blogu (w kolejce czeka kilka świetnych książek, o których nie mam czasu napisać).

- Chybiony tytuł, który w niewielkim stopniu koresponduje z treścią. Osoba, która - podobnie jak ja - sięgnie po książkę zainteresowana dyskusją na temat różnic żywieniowych i ich powodów dzielących ją i jej bliskich mocno się rozczaruje. Joy, specjalistka od relacji międzyludzkich, pisze dużo o empatii, szacunku mimo różnic (świato)poglądów, budowaniu relacji sojusznika etc. Kwestie związane z wegetarianizmem i weganizmem porusza po kilkudziesięciu stronach, jednak nawet wówczas nie stanowią one osi książki. We wstępie autorka wskazuje na dwa rozdziały, których lekturę poleca osobom niezainteresowanych bezpośrednio tematem (np. partnerów czy potencjalnych partnerów wegan). Dla mnie były to, wraz z podsumowaniem, jedyne wartościowe elementy tej książki.

- Najistotniejsze było dla mnie skrótowe wyłożenie ideologii karnizmu zdefiniowanej przez autorkę w jej najbardziej znanej książce. Najkrócej mówiąc, jest to ideologia, która sprawia, że jedzenie mięsa (krów, świń, kurczaków etc.) jest dla nas normalne i naturalne, podczas gdy inne zwierzęta dażymy empatią i nie wyobrażamy sobie ich w kategoriach obiadu. Z karnizmu trudno się wyrwać, trwanie w nim wynika z wielopokoleniowej kultury jedzenia. W kontekście nawiązywania relacji weganie mają tę przewagę, że prawdopodobnie sami byli częścią tej kultury, póki nie zrezygnowali z jedzenia mięsa, zatem łatwiej jest im zrozumieć tych, którzy nadal to robią. Pełna zgoda. Z drugiej strony strony Joy przedstawia weganizm jako stawiający na ostrzu noża niemal każdą relację społeczną. Weganie z jej przykładów to skrajni ortodoksi. W ich domach nie może pojawić się mięso etc. Od kilkunastu lat nie jem zwierząt ze względów światopoglądowych, zawsze mieszkałam pod jednym dachem z mięsożercami i nie wyobrażam sobie dyktować warunków w taki sposób. Zdaniem Joy muszę bardzo cierpieć i wyrzekać się siebie... W książce Joy pomija również całą rzeszę ludzi, którzy nie jedzą mięsa z pozaetycznych powodów.

- Psychologiczno-poradnikowy styl. Taka narracja nie powinna dziwić, kiedy zabieramy się za lekturę pisaną przez psycholożkę, jednak, w połączeniu z nieadekwatnością tytułu, dla mnie okazała się nużąca i irytująca.

Podsumowując, chętnie przeczytałabym artykuł (naukowy albo publicystyczny), w którym Joy pisze o karnizmie i wyprowadza z niego wnioski z zakresu komunikacji osób o odmiennej diecie związanych pewną relacją. Z powodzeniem mogłyby znaleźć się w nim wynurzenia na temat istotności ustalenia, czy naprawdę jesteśmy w stanie (my, wege ludzie) związać się z miesożercą I, jeśli tak, jak uczynić z niego naszego sojusznika. W obecnej formie, książka pozostaje ciężkostrawna i poleciłabym ją raczej badaczom / osobom zainteresowanym relacjami międzyludzkimi w ogóle niż weganom i wegetarianom (wynudzicie się).

Zdaję sobie sprawę z fragmentaryczności ww. uwag. Jeśli chcecie poczytać dobrą literaturę poświęconą (nie)jedzeniu zwierząt, polecam serię EKO Maginesów. PONAD PRZEKONANIAMI raczej odradzam.

Zdecydowałam się na formę wypunktowania kilku refleksji, także w oparciu o własne doświadczenia wegetarianki, zamiast pisania spójnej recenzji na blogu (w kolejce czeka kilka świetnych książek, o których nie mam czasu napisać).

- Chybiony tytuł, który w niewielkim stopniu koresponduje z treścią. Osoba, która - podobnie jak ja - sięgnie po książkę zainteresowana dyskusją na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Yeti, w którego nikt nie wierzył Aleksandra Gołębiewska, Asia Olejarczyk
Ocena 8,0
Yeti, w któreg... Aleksandra Gołębiew...

Na półkach: ,

(...) Podczas lekcji o Himalajach nauczycielka wspomina o mitycznym stworze żyjącym pośród skał i lodowców: yeti. Puchatemu wielkoludowi istnienia odmawiają dorośli („Przeczą temu fakty! Przeczą temu liczby! Przeczy temu nauka!”) i dzieci („Moja mama mówi, że yeti nie ma!!!”, To jakieś bajeczki dla małych dzieci. Nie wierzę w yeti”, „Ja też w niego nie wierzę! Cały ten yeti jest głupi i w ogóle nie istnieje!”). W całej klasie tylko bohater-narrator opowieści wierzy w yeti. Tym wyznaniem chłopiec naraża się na drwiny ze strony kolegów i pobłażliwe kiwanie głową swojej mamy. A co, jeśli jego wiara w himalajskiego stwora samemu zainteresowanemu przyda niezbędnej do istnienia siły? Oswajanie nowego przyjaciela okaże się dla chłopca nie lada wyzwaniem, tym bardziej, że – jak w przypadku największych rozterek bywa – problem siedzi w naszej głowie. Czytelnik towarzyszy bohaterom w niełatwej drodze, której celem jest budowanie poczucia własnej wartości. „Uwierzyli w ciebie, bo sam w siebie uwierzyłeś” – puentuje główny bohater.

Yeti, w którego nikt nie wierzył to ciepła opowieść ośmielająca do marzeń i dodająca otuchy tym, którym brakuje wiary w siebie. My dorośli staramy się wyrugować ze świata marzycielstwo; wszystko, co robimy ma czemuś służyć. Nie mamy czasu na fantazjowanie i zniechęcamy do niego dzieci. Po co bezproduktywnie marzyć, skoro już jako dziecko możemy znać trzy języki, umieć grać na kilku instrumentach, być mistrzynią w gimnastyce artystycznej i obiecującym programistą? Nie chcę przez to powiedzieć, że dbanie o rozwój dziecka jest czymś złym. Co najwyżej tyle, że czas na zabawę też jest ważny i potrzebny, i że większość przełomowych dla ludzkości wynalazków zawdzięczamy nudzie tych, w których głowach się zrodziły. Ale co ja mogę o tym wiedzieć…

Świetnie napisana – opowiedziana przez Olejarczyk historia angażuje, liczne dialogi dynamizują akcję, a pierwszoosobowa narracja pozwala na utożsamienie się z głównym bohaterem. Genialnie zilustrowana – zachwycające pastelowe ilustracje, które nie tylko obrazują tekst, ale zachęcają do rozwijania opowieści przez czytelnika. Dodatkowo duża czcionka sprawia, że książka może być nie tylko czytana na głos przez rodziców, ale także służyć jako jedna z pierwszych samodzielnych lektur.

Wszystko to sprawia, że lektura Yetiego, w którego nikt nie wierzył gwarantuje wspaniałą przygodę dla dzieci i ich rodziców. Wzrusza, uwrażliwia, nobilituje puszczanie wodzów fantazji. Z uwagi na górsko-zimowy anturaż świetnie nadaje się na mikołajkowy prezent. Wówczas objawia się jeszcze jeden walor tej opowieści: może ona stanowić punkt wyjścia do rozmów o spornym istnieniu świętego Mikołaja. Moment, kiedy ktoś mówi nam, że brodacz w czerwonym kubraku nie istnieje to, jak sądzę, jeden z pierwszych końców świata dla większości dzieciaków. Yeti doskonale pokazuje, że nikt nie może zabronić nam marzyć. Dla strofujących i strofowanych – od piątego roku życia, zdecydowanie bez górnych granic.

PRZECZYTAJ CAŁĄ RECENZJĘ (I OBEJRZYJ ILUSTRACJE) NA BLOGU: http://dodziela.com.pl/2019/10/03/yeti-w-ktorego-nikt-nie-wierzyl-asia-olejarczyk-aleksandra-golebiewska/

(...) Podczas lekcji o Himalajach nauczycielka wspomina o mitycznym stworze żyjącym pośród skał i lodowców: yeti. Puchatemu wielkoludowi istnienia odmawiają dorośli („Przeczą temu fakty! Przeczą temu liczby! Przeczy temu nauka!”) i dzieci („Moja mama mówi, że yeti nie ma!!!”, To jakieś bajeczki dla małych dzieci. Nie wierzę w yeti”, „Ja też w niego nie wierzę! Cały ten yeti...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika DO_DZIEŁA

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
84
książki
Średnio w roku
przeczytane
8
książek
Opinie były
pomocne
507
razy
W sumie
wystawione
84
oceny ze średnią 7,0

Spędzone
na czytaniu
426
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
8
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]