[Fragment z okładki]
Tymczasem w Londynie kolacja najemników miała się ku kdońcowi. Wypili kilka karafek cierpkiego stołowego wina - w pewnej chwili Mały Mark wzniósł toast, który zgromadzonym przy stole najemnikom przypomniał Kongo i życie, jakie tam wiedli. Vive la Mort, vive la Guerre!...
Zupełnie trzeźwy Cat Shannon siedział wśród podpitych już nieco kolegów i myślał o tym, co będzie się działo w pałacu Kimby, kiedy ta sfora psów zostanie spuszczona ze smyczy, odpowiednio poszczuta. Bez słowa uniósł swój kielich i wychylił go za zdrowie wszystkich psów wojny.