Kroniki Francine R
- Kategoria:
- komiksy
- Tytuł oryginału:
- Chroniques de Francine R
- Wydawnictwo:
- Marginesy
- Data wydania:
- 2019-10-16
- Data 1. wyd. pol.:
- 2019-10-16
- Liczba stron:
- 138
- Czas czytania
- 2 godz. 18 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788366335257
- Tłumacz:
- Olga Mysłowska
- Tagi:
- druga wojna światowa gestapo
Gestapo aresztowało Francine R. i jej siostrę 6 kwietnia 1944 roku. Powodem był udział ich brata Joannèsa w ruchu oporu. Obie kobiety najpierw znalazły się w transporcie z innymi uwięzionymi, a potem je rozdzielono. Siostra Francine trafiła do obozu pracy w Hanowerze, a ona sama najpierw do obozu w Ravensbruck, a potem do jednej z fabryk broni doglądanych przez Hermana Göringa.
Podróż Francine była niezwykle ciężka. Bito ją od momentu aresztowania przez Gestapo, nieustannie poniżano, przewożono bydlęcymi wagonami, szczuto psami na platformach obozów pracy, poddawano medycznym eksperymentom, delegowano do rozbierania zwłok i odbierania dobytku żywym, zmuszano do katorżniczej pracy… Jednak kobieta nigdy nie utraciła nadziei, że wyjdzie z tego piekła żywa.
O swoich wojennych przeżyciach Francine opowiedziała ze szczegółami Borisowi Golzio. Ten przez długi czas nie wiedział, co z tym szokującym materiałem zrobić, by w końcu zdecydować się na uczynienie z tej rozmowy powieści graficznej. Każde słowo w komiksie pochodzi z opowieści Francine i oddaje jej dosadny sposób mówienia, powtórzenia, wahnięcia w głosie. Wszystko po to, by jak najbardziej zbliżyć się do prawdy ukrytej w słowach kobiety. Jednej z wielu uwięzionych, których głos, każde słowo powinny zostać ocalone od zapomnienia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Rysowana gawęda o obozach zagłady
Nie da się napisać recenzji komiksu traktującego o obozach zagłady, a na pewno o Holocauście, nie wspominając choćby mimochodem o „Mausie” Spiegelmana. Każde takie dzieło niechybnie musi zostać do niego porównane i tak też będzie w przypadku „Kronik Francine R.” Borisa Golzio. Jak wypada na tle giganta historia Francine? Znakomicie!
„Maus” to taki przykład, który podaje się, gdy ktoś nie wierzy w siłę wyrazu komiksów. To Spiegelmanem rzuca się, gdy jakiś osobnik dewaluuje ile wlezie moc powieści graficznych, gdy kpi, że dla dzieci, że ogłupia, niszczy wyobraźnię, a poza tym książki są zawsze lepsze (już pomijając fakt, że książka jako format wydania nie jest tożsama z powieścią czy literaturą). Każde medium ma swoje plusy i minusy – komiksy niby już dawno potwierdziły, że są równe literaturze. Ale jakoś wciąż muszą udowadniać to na nowo. Wciąż są tacy, którzy dziwią się poważnej treści w obrazkach. „Kroniki Francine R.” dołączają do zaszczytnego grona komiksów, które można śmiało podawać jako przykłady dla niedowiarków.
Utwór przedstawia przytoczone dosłownie opowieści krewnej autora o przeżyciach w obozach zagłady. Francine R. była kuzynką babci Golzia, którą gestapo aresztowało w 1944 roku jako łączniczkę, a nie tylko jako siostrę brata – partyzanta, jak mówi o tym blurb z tyłu okładki. We wspaniałej przedmowie Joanna Ostrowska udowadnia, jak skomplikowaną rzeczą jest pamięć, często niekompletna i pełna uprzedzeń: „Trudno nam zaakceptować, że powojenne świadectwa to nie tylko osobisty zapis przeszłości, opowieść «prawdziwa», ale jednocześnie ślad wojennych awersji i uprzedzeń”. Choć autor zdecydował się nie ujawniać nazwiska krewnej, Ostrowska podaje nam je ze swoimi argumentami. Być może słusznymi, choć szkoda, że nie przystała na jego decyzję. Francine niestety nie dożyła wydania tego komiksu. Golzio rysował go aż 14 lat i trzeba przyznać, że praca ta w pełni się opłaciła. Otrzymujemy dzieło tak wymowne i znaczące, że trudno powstrzymać się od mimowolnego zachwytu.
Stawiając na przedstawienie słowo w słowo przekazu ustnego Francine, autor wzmacnia autentyczność swojej opowieści do maksimum. Choć zarzucano Francine przesadę i koloryzowanie wspomnień, autor zarzeka się, że wszystko sprawdził. Nie do końca tak jest, co widać na przykładzie sprawy niejakiej Śnieżynki, Eriki N'Gando. Francine nie mogła jej znać, a jednak opowiada o niej z pełnym przekonaniem. Nie chodzi jednak o takie w gruncie rzeczy mniej istotne fakty – chodzi o siłę przekazu, która w komiksie Golzia jest powalająca. Do takich rzeczy jest komiks wręcz stworzony: do wzmacniania wagi słów. W końcu obrazy mówią więcej niż tysiące słów.
I tak jest właściwie przez cały komiks, który ogląda się jak piękny, choć przerażający (i statyczny) film. Znakomite kadrowanie i cudowne pejzaże, które z pełnym rozmachem ukazuje Golzio, nie pozwalają oderwać się od lektury. I jak tu nie zachwycić się idealnym sprzężeniem słów i obrazu, gdy zdawkowe zdania Francine o wielogodzinnych apelach, o pracy po 12 godzin dziennie, o bitwach o materace współgrają z rysunkami, na których strażniczki brutalnie maltretują kolejną więźniarkę, kiedy inna leży w kącie omdlała, a wszystkie są wychudzone i nie przypominają samych siebie? To dopowiadanie obrazem widać zwłaszcza w momencie przybycia do Ravensbruck – ponura bryła posągu, rzucające się do gardeł psy, rząd SS-manów i czarna noc z przesmykami jakby diabelskiej pary. Witamy w piekle. Kolejne sceny – rozbieranie się do naga przed strażnikami i te ich małe, złośliwe uśmieszki – to majstersztyk opowiadania obrazem.
Przy całej tej sile obrazowania dziwić może poniektórych prosta, umowna kreska autora. To tła i architektura są prezentowane niemal realistycznie, z dużą dbałością o detale – ale same postaci wręcz nie mają twarzy. Są schematyczne – gdyby nie ubrania, nie odróżniłoby się nazistów od ofiar. Twarze bez rysów, z samymi kropkami zamiast oczu – kto by pomyślał, że Golziowi uda się przekazać tak wiele w tak mało zjawiskowym stylu? „Kroniki Francine R.” są świetnym kontrargumentem w sporze o wyższość stylu realistycznego: nie trzeba umieć rysować pleców konia, żeby komiks uderzał, gdzie trzeba*. Przez większość opowieści autor stosuje stonowaną, szaroburą, wpadającą w sepię kolorystykę. Dopiero w momencie wyzwolenia wprowadza znany i jak zwykle genialny trik z wprowadzeniem szerszej palety barw.
Choć pewnie nigdy nie pojawi się dzieło (zwłaszcza o tożsamej tematyce),które zdetronizuje kultowego „Mausa”, „Kroniki Francine R.” stanowią jego doskonałe uzupełnienie i dowód na to, że da się narysować coś bardzo wartościowego, nie znikając w cieniu Spiegelmana. Utwór Golzia nie jest wartościowy tylko dlatego, że traktuje poważnie o historii, nie ma charakteru popularyzującego naukę – a jest to argument, którego używa się do wyniesienia na piedestały komiksu historycznego. Nawet gdyby nie opowiadał prawdziwych zdarzeń, wciąż miałby tę siłę rażenia, która jest tutaj tylko dodatkowo wzmocniona przez usilne stawianie na autentyzm. I pomimo przedmowy czy starań autora jedno jest prawie pewne: podzieli los „Mausa”, doprowadzając część czytelników do wrzenia. Dla niektórych bowiem o Polakach można mówić albo dobrze, albo wcale.
Trudniej wypadałoby porównanie „Kronik Francine R.” z literaturą o obozach zagłady. Być może z tego względu, że czytałam je wcześniej, albo dlatego, że wyobraźnia jednak podsuwa mocniejsze obrazy niż najwspanialsze dzieła malarskie czy filmowe. Takie dla przykładu „Medaliony” Nałkowskiej zrobiły na mnie jednak większe wrażenie niż utwór Golzia. Ale tego typu dzieł nie wolno sprowadzać tylko do niskiego porównywania skali szoku, jaki wywołują u czytelnika – to nie kryminały czy thrillery.
„Kroniki Francine R.” można polecić każdemu, kto poszukuje poważnej, angażującej emocjonalnie lektury. W zasadzie łatwiej znaleźć tych, którym nie przypadnie do gustu: zatwardziałym fanom stylu realistycznego, przewrażliwionym na punkcie opinii o Polakach, tym, których takie rzeczy po prostu nie interesują, no i dzieciom, bo na pewne lektury trzeba sobie dać czas. I po prostu do nich dojrzeć. A do „Kronik Francine R.” naprawdę warto.
Agata Majchrowicz
* Plecy konia to takie powiedzonko-mem, stworzone podczas klasycznych kłótni o to, który styl – realistyczny czy ten drugi – jest lepszy. Plecy konia to prześmiewczy postulat udowadniający kunszt rysunku realistycznego.
Książka na półkach
- 88
- 48
- 20
- 6
- 6
- 4
- 4
- 3
- 3
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Po przeczytaniu "Maus" Art Spiegelmana natrafiłem na album "Kroniki Francine R." Borisa Golzio.
Tematyka obu tych Powieści graficznych jest podobna, jednakże Kroniki wypadły na tle Mausa dużo gorzej niestety, jednak nie ma co porównywać legendarnego dzieła Spiegelmana do Kronik w tych samych kategoriach.
"Kroniki Francine R." opowiadają historie tytułowej Francine młodej Francuzki które spisał i dodał grafiki autor Boris Golzio, zrobił to w sposób fajny gdyż wypowiadane słowa zdania przez Francine są dokładnie takie same jak zostały zarejestrowane przez dyktafon bez zmiany treści czy redakcji.
Komiks opowiada ciężką historie naszej bohaterki oraz jej siostry chodź siostry w miejszym stopniu, od momentu jak będąc partyzantkami trafiają do więzienia gdzie są przesłuchiwane i ruszają transportem do obozu Ravensbruck.
Autor pokazuję nam na podstawie nagrań Francine tamtejsze chwile, moment przybycia, selekcję oraz podział rasowy, jak i kulturowy osadzonych.
Jak zwykle przy podobnych dziełach o podobnej tematyce dużo jest opisów brutalności, nieludzkiego traktowania przez esesmanów i bardzo ciężkich warunków życia w obozie.
Francine pracowała przy rozbieraniu z odzieży zwłok co jest mocno opisane.
Historia naszej bohaterki podąża w ciągłej walce o przetrwanie, jest kilka opisów bezpośrednio tyczących się naszej narodowości, Polek które były razem z Francine w jednym obozie.
Ciekawy historia zawarta jest na temat eksperymentów jakie przeprowadzali Niemcy głównie na Polskich kobietach zwanymi "królikami" jest to warte poznania.
Nasza Francine zostaje przeniesona do drugiego obozu w Watenstedt gdzie opowiada o pracy fizycznej o zmaganiu się z chorobami, o poznanych dwuch osobach które uratowały jej życie w tym obozie o pracy w fabrykach zbrojeniowych III Rzeszy i wszystkich przykrościach z tym związanymi.
Wkoncu następuje moment wyzwolenia i późniejsza droga z Szwecji do Francji.
Podsumowując komiks warty przeczytania, na pewno czas spędzony przy nim nie będzie czasem zmarnowanym.
Po przeczytaniu "Maus" Art Spiegelmana natrafiłem na album "Kroniki Francine R." Borisa Golzio.
więcej Pokaż mimo toTematyka obu tych Powieści graficznych jest podobna, jednakże Kroniki wypadły na tle Mausa dużo gorzej niestety, jednak nie ma co porównywać legendarnego dzieła Spiegelmana do Kronik w tych samych kategoriach.
"Kroniki Francine R." opowiadają historie tytułowej Francine młodej...
Gdy miałem 10 lat, mój wujek, Piotr Kwasigroch, opowiadał mi o tym, jak przeżył wojnę. Spędził ją w KL Stutthof, gdzie trafił na samym początku września, w jednym z pierwszych transportów. Opuścił go zimą 1945 roku, pod koniec stycznia, w marszu śmierci, gdy Armia Czerwona zbliżała się do obozu. Udało mu się uciec, co nie oznaczało dla niego końca piekła, bo jak mi wspominał, Czerwonoarmiści nie byli wiele lepsi od SS-manów. Czytając "Kroniki Francine R." zacząłem sobie przypominać wieczory spędzone razem z wujkiem Kwasigrochem, gdyż po wielu latach od jego śmierci, okazało się, że byłem jedną z nielicznych osób, którym opowiadał o swoim pobycie w Stutthofie. Podobnie jak wujek Kazimierz Eidtner, który podczas Kampanii Wrześniowej trafił najpierw do niewoli radzieckiej, potem do łagrów, a następnie z Armią Andersa zaszedł aż pod Monte Casino, gdzie uczestniczył w walkach o klasztor. Po dziś dzień pamiętam, jak pierwszy raz pokazał mi swój order Virtuti Militari, gdy miałem 6 czy 7 lat. Wtedy też zaczęła się moja wielka fascynacja II Wojną Światową, a krewni i ich przyjaciele, którzy ją przeżyli, przez lata dzielili się ze mną opowieściami z tamtych czasów. Często mrocznymi, wręcz makabrycznymi, które wryły mi się głęboko w pamięć. Dziś zupełnie inaczej spoglądam na filmy, książki czy komiksy poświęcone temu okresowi. Francine Rivollier, bo o niej mowa w tutaj omawianym komiksie, też przeżyła piekło, choć wiele osób zarzucało jej, że z biegiem czasu wyolbrzymiała pewne rzeczy. Boris Golzio, daleki krewny Francine postanowił jednak pójść jej wspomnieniami i spisać je w formie komiksu, co zajęło mu kilkanaście lat. Dziś ta opowieść trafiła w moje ręce i mogę ją skonfrontować z historiami człowieka, który całą wojnę spędził pod katowskim batem.
Wybaczcie mi jeśli podejdę w tym materiale nieco zbyt osobiście do pewnych wydarzeń, ale inaczej nie umiem. Muszę jednak w tym miejscu podkreślić - to jest świetnie opracowany komiks, rewelacyjnie narysowany, dobrze obrazujący piekło, jakie zgotowali ludziom Niemieccy okupanci za czasów III Rzeszy. Nie oznacza to, że należy dziś za to karać młodych Niemców, bo nawet mój wujek Kwasigroch twierdził, że wnuk nie ma prawa płacić za grzechy swego dziada. Chyba, że mowa o Anglikach albo Francuzach, bo ich uważał, podobnie jak wujek Kazimierz, za tchórzy oraz zdrajców. Obaj obwiniali te narody za to, że w 1939 po wypowiedzeniu wojny Niemcom, nic nie zrobili. Że tylko biernie patrzyli, jak wykrwawia się Europa, a potem na końcu i tak potraktowali część sojuszników, w tym głównie Polaków, niczym śmieci.
No właśnie. Tutaj pojawia się perspektywa, bowiem Francine podobnie myślała o Polkach, które spotkała w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Dla niej były one brudne, wrogo nastawione i nienawidziły Francuzek. Sam autor usprawiedliwia swą krewną i wyjaśnia w swym komiksie skąd mogło brać się takie podejście, choć o wiele bardziej wartościowa na tym polu jest przedmowa Joanny Ostrowskiej, która moim zdaniem, powinna znaleźć się w KAŻDYM wydaniu tego komiksu. Czemu? Bo tłumaczy właśnie to o czym wspomniałem - spojrzenie na holocaust i piekło II Wojny Światowej z różnych stron. To ważne, bo pozwala nam, ludziom wychowanym w popkulturowym kulcie tego makabrycznego konfliktu, spojrzeć na niego bardziej racjonalnie. Gry czy filmy prawie zawsze wypaczają rzeczywistość, gloryfikując tylko "tych dobrych" i piętnując Niemców oraz Japończyków, a prawda była zupełnie inna.
Francine uważała, że wszelkie Niemki jakie trafiały do obozu w Ravensbrück, to kryminalistki, zabójczynie i tak dalej. Joanna Ostrowska oraz Boris Golzio prostują jednak tą tezę, bowiem większość takich kobiet trafiła tam z powodów politycznych. Były komunistkami, kobietami nie popierającymi ideologii nazistowskiej lub oddanymi dawnemu systemowi, czyli Republice Weimarskiej. Do obozów trafiały też osoby uznane za aspołeczne, czyli lesbijki lub sufrażystki. Francine tego jednak nie widziała. Dla niej, tak samo jak dla moich krewnych, w tamtych czasach Niemiec to był wróg i trudno się temu dziwić. Z drugiej strony sami wspominali, że nie każdy Niemiec był zły, a tych najgorszych nazywali po prostu szwabami.
Na tym polu widzę wiele podobieństw opowieści Francine do tego, co mówił mi wujek Kwasigroch. SS-mani nie byli ludźmi. To były bestie. Dla nich więźniowie oznaczali mniej niż bydło, choć wedle relacji wujka, prawdziwy koszmar zaczął się latem 1944, gdy Niemcom palił się grunt pod nogami. Kolejna fala mordów przyszła jesienią po upadku Powstania Warszawskiego, o czym wspomina nawet Francine. Dużo Polek z Warszawy trafiło bowiem do Ravensbrück, gdzie Niemcy przeprowadzali na nich eksperymenty medyczne. Opisy zawarte w komiksie to i tak czubek góry lodowej, porównując do tego o czym wspominał mój wujek. W Stutthofie nikt nie chciał trafić na blok szpitalny, bowiem miało się mizerne szanse wyjścia cało z takiego miejsca. Pamiętam opowieść, o tym, jak pewien niemiecki lekarz (nigdy nie usłyszałem jego nazwiska) wybrał grupę 10 mężczyzn w różnym wieku, od 10 do 60 lat. Przez kilka miesięcy łamano im regularnie kończyny w tych samych miejscach sprawdzając tempo regeneracji tkanki. Gdy więźniowie nie byli już zdatni po prostu się ich pozbywano i brano nową grupę. Francine również wspomina o eksperymentach, ale nie podaje szczegółów, bo miała to szczęście, że była Francuzką i ich nie doświadczyła. Niemcy wybierali głównie Polaków, Rosjan i Żydów do takich celów, a Francuzi... cóż, część z nich była przecież sojusznikami.
"Kroniki Francine R." to bardzo wartościowa lektura, bo pozwala spojrzeć na holocaust oczami osoby, która się o niego otarła. Nie była w samym jej centrum, nie spędziła w tym systemie 5 lat, nie była torturowana, choć i tak otarła się o śmieć z powodu niedożywienia i katorżniczej pracy. Relacja Francine jest ważna, jest potrzebna, bo w zestawieniu z innymi relacjami pozwala naszemu pokoleniu wyrobić sobie lepszy i szerszy obraz tamtego makabrycznego okresu. Bowiem nic nie było wtedy czarno-białe, jak to pokazują filmy. Mojego dziadka uratował radziecki oficer, zaś prababcia uratowała młodego Niemca, pragnącego tylko wrócić do domu. To był chaos, prawdziwe wrota piekieł i dziś musimy się o tym uczyć, musimy pamiętać, aby już nigdy ten koszmar nie powrócił. Bo kolejnego możemy zwyczajnie nie przetrwać.
Gdy miałem 10 lat, mój wujek, Piotr Kwasigroch, opowiadał mi o tym, jak przeżył wojnę. Spędził ją w KL Stutthof, gdzie trafił na samym początku września, w jednym z pierwszych transportów. Opuścił go zimą 1945 roku, pod koniec stycznia, w marszu śmierci, gdy Armia Czerwona zbliżała się do obozu. Udało mu się uciec, co nie oznaczało dla niego końca piekła, bo jak mi...
więcej Pokaż mimo toFajny komiks. Zgodny z historią.
Fajny komiks. Zgodny z historią.
Pokaż mimo toTrochę chaotyczna opowieść. Bardziej szkic, esej niż szczegółowa, pasjonująca historia. Za lakoniczność można próbować winić formę, lecz komiks o Irenie Sendlerowej wręcz tętnił życiem, a każdą kolejną stronę czytałam z wypiekami na policzkach. Podobnie było z dziennikiem Anny Frank w wersji komiksu. A tu sucha relacja. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to jednoznacznie zła opinia o Polkach, które bohaterka spotkała w KL Ravensbruck. Nie myły się, kradły, donosiły. Ponoć każdy, kto wyszedł z obozu ma takie o nas zdanie. Cóż, ciężko polemizować. Nie wiem, jak bym się zachowała w takiej sytuacji. Jednocześnie narratorka wspomina, że specjalnie psuła maszynę, aby produkowała wadliwe wyroby, a potem jej brygadzistka (Francuzka) przypisywała Francine wózki wyprodukowane przez polskie więźniarki, które wyrobiły normę. Trudno rozsądzić, gdzie leży prawda. Jedno wiadomo, to był okrutny czas. Należy mieć nadzieję, że takie świadectwa sprawią, iż nigdy się nie powtórzy. Kreska dziwaczna, do ostatniej strony nie zaakceptowałam sposobu w jaki autor rysuje postacie ludzkie. Przeczytać można. Nie jest to jednak lektura z gatunku obowiązkowych.
Trochę chaotyczna opowieść. Bardziej szkic, esej niż szczegółowa, pasjonująca historia. Za lakoniczność można próbować winić formę, lecz komiks o Irenie Sendlerowej wręcz tętnił życiem, a każdą kolejną stronę czytałam z wypiekami na policzkach. Podobnie było z dziennikiem Anny Frank w wersji komiksu. A tu sucha relacja. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to jednoznacznie zła...
więcej Pokaż mimo toNie mam w zwyczaju recenzować wspomnień, ponieważ nie sądzę, abym miała dostatecznie dużą wiedzę, by podważać słowa byłych więźniów obozów koncentracyjnych, oraz ze względu na zwykły szacunek wobec ich cierpienia. I tym razem nie będę pisać za dużo o samej treści - jedynie o swoich przemyśleniach związanych z przekazaniem jej.
Mówiąc szczerze, nie czytam zbyt wielu komiksów. Może dlatego, ponieważ wolę dłuższe formy, a może nie ma żadnego powodu. Tak czy inaczej, pierwszy raz spotkałam się z takim sposobem przekazania wspomnień. Było to intrygujące doświadczenie, które z chęcią bym powtórzyła. Wydaje mi się, że autor oraz ilustrator doskonale oddał barwami oraz kreską poszczególne etapy życia Francine. Szczególnie ujęła mnie ilustracja przedstawiająca trzy kobiety w niebieskich, białych i czerwonych sukienkach, które jako jedne z niewielu dostały kolory inne niż odcienie brązu lub szarości. Jedyne czego żałuję, to tego, że ta historia nie jest dłuższa, że nie zawiera więcej szczegółów. Chciałabym poznać sposób działania francuskiego ruchu oporu, realia życia w okupowanej Francji, a przede wszystkim - relacje Francuzek z innymi więźniarkami w obozach (w końcu ciężko było przeżyć w pojedynkę). Rozumiem jednak, że źródło nie było tak obszerne, a, jak zaznaczył Boris Golzio, nikt nie zadawał pytań.
Mimo to mam wrażenie, iż wspomnienia te są za krótkie, by zapamiętać, i zbyt bolesne, aby zapomnieć. Zawsze już gdzieś z tyłu głowy będę je mieć
Nie mam w zwyczaju recenzować wspomnień, ponieważ nie sądzę, abym miała dostatecznie dużą wiedzę, by podważać słowa byłych więźniów obozów koncentracyjnych, oraz ze względu na zwykły szacunek wobec ich cierpienia. I tym razem nie będę pisać za dużo o samej treści - jedynie o swoich przemyśleniach związanych z przekazaniem jej.
więcej Pokaż mimo toMówiąc szczerze, nie czytam zbyt wielu...
Francine R. podobnie jak jej siostra i brat nie mogli pogodzić się z utratą niepodległości ich kraju, gdzie Niemcy panoszyli się jak u siebie. To właśnie między innymi dla tego została ona czosnkiem runku oporu. Jej działalność szybko jednak zwróciła uwagę Niemców, którzy zatrzymali ją razem z siostrą w kwietniu 1944 roku. Po krótkim pobycie w więzieniu Combe siostry zostają przekazane do koszar Grouchy w Saint-Étienne, skąd z kolei trafiają do podparyskiego fortu Romainville. Kilka dni później ponownie zostają przetransportowane, tym razem trafiając do obozu koncentracyjnego Ravensbrück. To właśnie tam kobieta przestała być Francine, a stała się więźniem numer 38987.
Tytuł, którego autorem jest Boris Golzio, w pełni opiera się na wspomnieniach tytułowej kobiety. Prawie cały pojawiający się w komiksie tekst jest zapisem nagranej przez autora tytułu rozmowy z Francine R. Jedyne ramki wyróżnione czarnym wypełnieniem są autorską próbką wytłumaczenia niektórych fragmentów w szerszej perspektywie).
Mamy tutaj do czynienia z naprawdę trudną, mocno emocjonalną i wielu momentach przerażającą osobistą historią, która pokazuje bestialstwo II Wojny Światowej. Można doszukać się tutaj próby pokazania wojennych realiów z perspektywy francuskiego narodu, który dosyć różnorodnie reagował na kapitulację swojego kraju i rząd Vichy. W głównej mirze pozycja opiera się jednak na obozowych wspomnieniach, gdzie życie ludzie było mniej warte niż kawałek chleba.
Biorąc do rąk dzieło autobiograficzne, trzeba być przygotowanym na pewną dawkę emocji, które w mniejszym lub większym stopniu kształtują całą historię. Nie inaczej jest i tutaj, gdzie wspomnienia obozowego piekła Francine R. nie zawsze są w pełni obiektywne, co oczywiście nie oznacza, że nie są one prawdziwe. Zarówno strach, jak i cierpienie tamtego okresu spowodowały trochę wypaczone postrzeganie niektórych faktów. Zabierając się za lekturę owego dzieła, znajdzie się więc tutaj informacje jakoby „Francuski, miały mniej wszy i pluskiew niż inne więźniarki i była o wiele czystsze”, „Polski były wiecznie brudne i cały czas donosiły na inne osadzone” czy stwierdzenie, że „każdy, kto był w obozie nie powie o Polakach nic dobrego”. Rodzimy odbiorca może się poczuć dotknięty takimi stwierdzeniami, nie ma jednak co ukrywać faktu, że nie każdy osadzony w obozie zachowywał się właściwie (dotyczy to wszystkich nie tylko Polaków). Wspomnienia Francine są troszkę zbyt stereotypowe, gloryfikujące własny naród, co ciekawe podobne spostrzeżenia o współwięźniarkach można przeczytać w relacjach Polek będących ważniakami w obozie Ravensbrück. Kobieta w swoich wspomnieniach nie ukrywa jednak, że to właśnie Polki w obozowej rzeczywistości najwięcej wycierpiały (to gównie one stawały się obiektami wypaczonych niemieckich eksperymentów).
Cała recenzja na:
https://popkulturowykociolek.pl/obozowe-pieklo-recenzja-komiksu-kroniki-francine-r/
Francine R. podobnie jak jej siostra i brat nie mogli pogodzić się z utratą niepodległości ich kraju, gdzie Niemcy panoszyli się jak u siebie. To właśnie między innymi dla tego została ona czosnkiem runku oporu. Jej działalność szybko jednak zwróciła uwagę Niemców, którzy zatrzymali ją razem z siostrą w kwietniu 1944 roku. Po krótkim pobycie w więzieniu Combe siostry...
więcej Pokaż mimo toKomiks pisuje dzieje II wojenne Francine R. i jest dość ciekawy formą. Po pierwsze bazuje on na audiopamiętniku tytułowej bohaterki, więc jak najbardziej historia i wyznania są autentyczne. Przynajmniej na tyle, na ile pozwala pamięć 81 letniej staruszki. Jest prowadzony w formie pamiętnika, więc dialogi są sporadyczne, a główna bohaterka robi za narratora do ilustracji. Wszystkie ewentualne niedopowiedzenia są uzupełniane przez Borisa. Po drugie autorem komiksu jest właśnie Boris Golizo... cioteczny siostrzeniec kobiety? Nigdy nie umiałam nazywać relacji rodzinnych... w każdym razie kobieta już praktycznie na łożu śmierci w 2003 roku - z tego co pamiętam - odnalazła swojego krewnego, aby nadał wieczną pamięć jej historii. I tak komiks trafił do naszych rąk. Sama forma przypomina odrobinę komiks "Maus", więc kreska jest bardzo prosta wręcz schematyczna, czarno - biała (no w przypadku Francine to sepia, będąc szczegółowym) i na pierwszy rzut oka może się wydawać produkcją dla dzieci. Do tego tematyka jest podobna. II wś, obozy zagłady. Co też jest ciekawe - komiks zawiera dokładne mapy sytuacyjne zarówno podróży Francine do Rzeszy jak i obozów pracy, więc od strony technicznej to małe arcydzieło.
Co do przedstawienia graficznego, jest całkiem przyjemne dla oka i dobrze pasuje do poruszanej tematyki. Podobne dzieje zazwyczaj sprawiają, że ma się ochotę wyć, tarzać po ziemi i drapać po twarzy, więc kreska przypominająca książeczki dla najmłodszych pomaga poradzić sobie z historią, która nie traci na autentyczności.
Treść - Francine jest Francuzką, która była z częścią swojego rodzeństwa w ruchu oporu. Szybko cała trójka została rozdzielona i rozesłana do obozów pracy w Rzeszy. Może być to dla Was ciekawe doznanie, gdyż głównie słyszymy lub czytamy o tych z terenów Polski. Francine była w 2óch. Oba były obozami pracy dla kobiet. W sumie siedziała tam rok, aż do czasu ich wyzwolenia przez Czerwony Krzyż. Wiem, że to co teraz napiszę zabrzmi okropnie, ale po tych historiach jakie znacie opowieść może się nie wydać tak makabryczna, jaką była faktycznie, szczególnie że nad główną bohaterką chyba czuwała bliżej nieokreślona opatrzność, albo po prostu miała szczęście, które mocno pomagało jej przetrwać najgorsze chwile. Nie mniej na pewno zaszokują was pewne relacje, takie jak grzebanie więźniarkom w pochwach szczoteczkami do zębów, aby sprawdzić czy niczego tam nie ukrywają, czy - już po wyzwoleniu - ataki niemieckich cywili, włączając w to nawet 10 cio letnie dzieci na ciężarówki z byłymi już więźniami.
Jeśli nie wzrusza Was los francuskich więźniarek, to przeczytacie tam o niemieckich, rosyjskich, czeskich i ...polskich więźniarkach politycznych i losach Romów oraz ich smutnej roli w tych ośrodkach. Znajdziecie tam nawet dwóję czarnoskórych. W każdym razie - wracając do tego co Was pewnie najbardziej interesuje - los Polek także jest opisany przez Francine, która nazywa je "królikami". Choć były one traktowane chyba najgorzej ze wszystkich więźniarek i tak może być to dla niektórych kubeł zimnej wody wylany na głowę. Autorka kroniki nie wyraża się o nich miło w żadnym wypadku. Darzy je wręcz podobną awersją co Niemców. Twierdzi, że nie próbowały nawet dbać o jakąkolwiek higienę, kradły i kapowały. Kuzyn stara się wręcz w przypisach usprawiedliwiać opinię staruszki, ale nie jest w tym zbyt przekonujący.
Komiks pisuje dzieje II wojenne Francine R. i jest dość ciekawy formą. Po pierwsze bazuje on na audiopamiętniku tytułowej bohaterki, więc jak najbardziej historia i wyznania są autentyczne. Przynajmniej na tyle, na ile pozwala pamięć 81 letniej staruszki. Jest prowadzony w formie pamiętnika, więc dialogi są sporadyczne, a główna bohaterka robi za narratora do ilustracji....
więcej Pokaż mimo to„Kroniki Francine R” to historia francuskiej działaczki związanej z ruchem oporu, która wraz z siostrą trafiła do niemieckiego obozu w Ravensbrück. Dzieło wykonane w nietypowej konwencji, leczy właśnie to ta nieco odrealniona kreska i sposób przedstawienia rzeczywistości sprawiają, że świat przedstawiony w komiksie jest taki prawdziwy. Opowieść wzrusza i poucza, jak każda niemal historia okresu drugiej wojny światowej. Pokazuje poświęcenie małych i bezbronnych, a jednocześnie silnych duchem i charakterem. Podkreśla jednocześnie absurd jaki rozegrał się w historii ludzkości w zeszłym stuleciu. Polecam komiks wszystkim czytelnikom.
„Kroniki Francine R” to historia francuskiej działaczki związanej z ruchem oporu, która wraz z siostrą trafiła do niemieckiego obozu w Ravensbrück. Dzieło wykonane w nietypowej konwencji, leczy właśnie to ta nieco odrealniona kreska i sposób przedstawienia rzeczywistości sprawiają, że świat przedstawiony w komiksie jest taki prawdziwy. Opowieść wzrusza i poucza, jak każda...
więcej Pokaż mimo toSmutna, trudna historia. Ale warto przeczytać.
Smutna, trudna historia. Ale warto przeczytać.
Pokaż mimo toO tym, że literacki komiks może opowiadać sobą o rzeczach tak ważnych i trudnych, jak Holokaust, przekonało nas wybitne dzieło Spiegelmana Arta pt. "Maus", które wpisało się już na trwałe w dzieje komiksowej sztuki. To właśnie od tej chwili autorzy na całym świecie zaczęli śmielej i częściej sięgać w swej twórczości do koszmaru wojennej zagłady i obozowej tematyki, dając nam kolejne, komiksowe opowieści. Jedną z najnowszych z nich jest komiks pt. "Kroniki Francine R.", o którym to dziele postaram się powiedzieć więcej w poniższej recenzji. Tytuł ten ukazał się w naszym kraju nakładem Wydawnictwa Marginesy.
Główną bohaterką opowiadanej tu historii jest tytułowa Francine R. - młoda dziewczyna, która na wskutek udziału jej brata we francuskim ruchu oporu, zostaje aresztowana wraz ze swoją siostrą zimą 1944 roku. Po rozdzieleniu, licznych przesłuchaniach i torturach, trafia ona do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. To właśnie opis codzienności obozowego życia, relacje ze współosadzonymi i nieustająca walka o przetrwanie, wypełnia główną część tej opowieści. Opowieści, którą dopełnia nie mniej interesująca relacja o wyzwoleniu obozu, kwarantannie, jak i też próbach powrotu Francine do normalnego życia, co okaże się niezwykle trudnym...
Boris Golzio - autor tego komiksu, oferuje nam za sprawą jego lektury niezwykle poruszającą, wzruszającą, ale i zarazem fascynującą opowieść o koszmarze II wojny światowej i piekle obozowego życia, które łączy się z tym czasem. To historia oparta na faktach i relacji głównej bohaterki, co już samo w sobie czyni ją jeszcze bardziej niezwykłą, gdyż na wskroś realistyczną. I choć przełożenie tych słów na format komiksowej narracji wydawał się rzeczą niezwykle trudną..., to w mej ocenie autor podołał temu zadaniu w 100%. Podołał i dał nam piękną, niezwykle emocjonalną i przemawiającą do nas ze zwielokrotnioną siłą - za sprawą niezwykle sugestywnych obrazów, opowieść...
Całą recenzję znajdziesz tu:
https://i-polekturze.blogspot.com/2020/02/kroniki-francine-r-boris-golzio.html
O tym, że literacki komiks może opowiadać sobą o rzeczach tak ważnych i trudnych, jak Holokaust, przekonało nas wybitne dzieło Spiegelmana Arta pt. "Maus", które wpisało się już na trwałe w dzieje komiksowej sztuki. To właśnie od tej chwili autorzy na całym świecie zaczęli śmielej i częściej sięgać w swej twórczości do koszmaru wojennej zagłady i obozowej tematyki, dając...
więcej Pokaż mimo to