rozwiń zwiń

Rysowana gawęda o obozach zagłady

krosciucha krosciucha
23.12.2019
Okładka książki Kroniki Francine R Boris Golzio
Średnia ocen:
6,7 / 10
72 ocen
Czytelnicy: 135 Opinie: 14

Nie da się napisać recenzji komiksu traktującego o obozach zagłady, a na pewno o Holocauście, nie wspominając choćby mimochodem o „Mausie” Spiegelmana. Każde takie dzieło niechybnie musi zostać do niego porównane i tak też będzie w przypadku „Kronik Francine R.” Borisa Golzio. Jak wypada na tle giganta historia Francine? Znakomicie!

„Maus” to taki przykład, który podaje się, gdy ktoś nie wierzy w siłę wyrazu komiksów. To Spiegelmanem rzuca się, gdy jakiś osobnik dewaluuje ile wlezie moc powieści graficznych, gdy kpi, że dla dzieci, że ogłupia, niszczy wyobraźnię, a poza tym książki są zawsze lepsze (już pomijając fakt, że książka jako format wydania nie jest tożsama z powieścią czy literaturą). Każde medium ma swoje plusy i minusy – komiksy niby już dawno potwierdziły, że są równe literaturze. Ale jakoś wciąż muszą udowadniać to na nowo. Wciąż są tacy, którzy dziwią się poważnej treści w obrazkach. „Kroniki Francine R.” dołączają do zaszczytnego grona komiksów, które można śmiało podawać jako przykłady dla niedowiarków.

Utwór przedstawia przytoczone dosłownie opowieści krewnej autora o przeżyciach w obozach zagłady. Francine R. była kuzynką babci Golzia, którą gestapo aresztowało w 1944 roku jako łączniczkę, a nie tylko jako siostrę brata – partyzanta, jak mówi o tym blurb z tyłu okładki. We wspaniałej przedmowie Joanna Ostrowska udowadnia, jak skomplikowaną rzeczą jest pamięć, często niekompletna i pełna uprzedzeń: „Trudno nam zaakceptować, że powojenne świadectwa to nie tylko osobisty zapis przeszłości, opowieść «prawdziwa», ale jednocześnie ślad wojennych awersji i uprzedzeń”. Choć autor zdecydował się nie ujawniać nazwiska krewnej, Ostrowska podaje nam je ze swoimi argumentami. Być może słusznymi, choć szkoda, że nie przystała na jego decyzję. Francine niestety nie dożyła wydania tego komiksu. Golzio rysował go aż 14 lat i trzeba przyznać, że praca ta w pełni się opłaciła. Otrzymujemy dzieło tak wymowne i znaczące, że trudno powstrzymać się od mimowolnego zachwytu.

Stawiając na przedstawienie słowo w słowo przekazu ustnego Francine, autor wzmacnia autentyczność swojej opowieści do maksimum. Choć zarzucano Francine przesadę i koloryzowanie wspomnień, autor zarzeka się, że wszystko sprawdził. Nie do końca tak jest, co widać na przykładzie sprawy niejakiej Śnieżynki, Eriki N'Gando. Francine nie mogła jej znać, a jednak opowiada o niej z pełnym przekonaniem. Nie chodzi jednak o takie w gruncie rzeczy mniej istotne fakty – chodzi o siłę przekazu, która w komiksie Golzia jest powalająca. Do takich rzeczy jest komiks wręcz stworzony: do wzmacniania wagi słów. W końcu obrazy mówią więcej niż tysiące słów.

I tak jest właściwie przez cały komiks, który ogląda się jak piękny, choć przerażający (i statyczny) film. Znakomite kadrowanie i cudowne pejzaże, które z pełnym rozmachem ukazuje Golzio, nie pozwalają oderwać się od lektury. I jak tu nie zachwycić się idealnym sprzężeniem słów i obrazu, gdy zdawkowe zdania Francine o wielogodzinnych apelach, o pracy po 12 godzin dziennie, o bitwach o materace współgrają z rysunkami, na których strażniczki brutalnie maltretują kolejną więźniarkę, kiedy inna leży w kącie omdlała, a wszystkie są wychudzone i nie przypominają samych siebie? To dopowiadanie obrazem widać zwłaszcza w momencie przybycia do Ravensbruck – ponura bryła posągu, rzucające się do gardeł psy, rząd SS-manów i czarna noc z przesmykami jakby diabelskiej pary. Witamy w piekle. Kolejne sceny – rozbieranie się do naga przed strażnikami i te ich małe, złośliwe uśmieszki – to majstersztyk opowiadania obrazem.

Przy całej tej sile obrazowania dziwić może poniektórych prosta, umowna kreska autora. To tła i architektura są prezentowane niemal realistycznie, z dużą dbałością o detale – ale same postaci wręcz nie mają twarzy. Są schematyczne – gdyby nie ubrania, nie odróżniłoby się nazistów od ofiar. Twarze bez rysów, z samymi kropkami zamiast oczu – kto by pomyślał, że Golziowi uda się przekazać tak wiele w tak mało zjawiskowym stylu? „Kroniki Francine R.” są świetnym kontrargumentem w sporze o wyższość stylu realistycznego: nie trzeba umieć rysować pleców konia, żeby komiks uderzał, gdzie trzeba*. Przez większość opowieści autor stosuje stonowaną, szaroburą, wpadającą w sepię kolorystykę. Dopiero w momencie wyzwolenia wprowadza znany i jak zwykle genialny trik z wprowadzeniem szerszej palety barw.

Choć pewnie nigdy nie pojawi się dzieło (zwłaszcza o tożsamej tematyce), które zdetronizuje kultowego „Mausa”, „Kroniki Francine R.” stanowią jego doskonałe uzupełnienie i dowód na to, że da się narysować coś bardzo wartościowego, nie znikając w cieniu Spiegelmana. Utwór Golzia nie jest wartościowy tylko dlatego, że traktuje poważnie o historii, nie ma charakteru popularyzującego naukę – a jest to argument, którego używa się do wyniesienia na piedestały komiksu historycznego. Nawet gdyby nie opowiadał prawdziwych zdarzeń, wciąż miałby tę siłę rażenia, która jest tutaj tylko dodatkowo wzmocniona przez usilne stawianie na autentyzm. I pomimo przedmowy czy starań autora jedno jest prawie pewne: podzieli los „Mausa”, doprowadzając część czytelników do wrzenia. Dla niektórych bowiem o Polakach można mówić albo dobrze, albo wcale.

Trudniej wypadałoby porównanie „Kronik Francine R.” z literaturą o obozach zagłady. Być może z tego względu, że czytałam je wcześniej, albo dlatego, że wyobraźnia jednak podsuwa mocniejsze obrazy niż najwspanialsze dzieła malarskie czy filmowe. Takie dla przykładu „Medaliony” Nałkowskiej zrobiły na mnie jednak większe wrażenie niż utwór Golzia. Ale tego typu dzieł nie wolno sprowadzać tylko do niskiego porównywania skali szoku, jaki wywołują u czytelnika – to nie kryminały czy thrillery.

„Kroniki Francine R.” można polecić każdemu, kto poszukuje poważnej, angażującej emocjonalnie lektury. W zasadzie łatwiej znaleźć tych, którym nie przypadnie do gustu: zatwardziałym fanom stylu realistycznego, przewrażliwionym na punkcie opinii o Polakach, tym, których takie rzeczy po prostu nie interesują, no i dzieciom, bo na pewne lektury trzeba sobie dać czas. I po prostu do nich dojrzeć. A do „Kronik Francine R.” naprawdę warto.

Agata Majchrowicz

 

* Plecy konia to takie powiedzonko-mem, stworzone podczas klasycznych kłótni o to, który styl – realistyczny czy ten drugi – jest lepszy. Plecy konia to prześmiewczy postulat udowadniający kunszt rysunku realistycznego.

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Poczekaj, szukamy dla Ciebie najlepszych ofert

Pozostałe księgarnie

Informacja