-
ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
-
ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
-
ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Cytaty z tagiem "znaki miłosne" [2]
[ + Dodaj cytat]Mój lęk, jak się zachować, jest błahy, coraz bardziej, nieskończenie błahy. Jeśli inny daje mi, przypadkiem czy od niechcenia numer telefonu, pod którym w tych godzinach mogę go zastać, natychmiast wpadam w szaleństwo: mam do niego zadzwonić, czy nie? (Na nic by się zdało powiedzieć sobie, że mogę zadzwonić – taki jest przecież obiektywny, racjonalny sens jego przesłania – bo nie wiem, co począć z tym właśnie przyzwoleniem). Coś, co pozornie nie wywołuje, nie wywoła konsekwencji, jest daremne. Ale ja, podmiot zakochany, dostrzegam wszystko, co nowe, wszystko, co przeszkadza, nie pod postacią faktu, lecz znaku, który należy odczytać. Z miłosnego punktu widzenia fakt jest brzemienny w skutki, dlatego że natychmiast przekształca się w znak: to znak, a nie fakt, wywołuje konsekwencje (swoim oddźwiękiem). Jeśli ten inny dał mi swój numer telefonu, czego było to znakiem? Czy była to zachęta, by skorzystać z niego natychmiast i sprawić mu przyjemność, czy tylko jakby co, w razie konieczności? Moja odpowiedź również będzie znakiem, który ten inny niechybnie zinterpretuje, rozpętując między nim a mną burzliwy przepływ obrazów. Wszystko znaczy: na skutek tej propozycji wpadam w rachunki, związuje sobie ręce obliczaniem, nie pozwalam sobie na uniesienie. Niekiedy, od usilnego rozważania „niczego” (bo tak nazwałby to świat), wyczerpuję się: wówczas staram się jakimś zrywem, niczym tonący, który odbija się stopą od morskiego dna, powrócić do decyzji spontanicznej (spontaniczność: wielkie marzenie: raj, moc, rozkosz): no dobrze, zatelefonuj sobie do niego, skoro masz taką chęć! Ale próżny to trud: czas miłosny nie pozwala zrównać impulsu i czynu, zebrać ich razem: nie jestem człowiekiem małych „acting-out”; moje szaleństwo jest uładzone, nie daje nic po sobie poznać; ja od razu boję się konsekwencji: to mój strach – moje rozważanie – jest „spontaniczne”.
Poszukuję znaków, lecz czego? Co jest przedmiotem mojej lektury? Czy: jestemże kochany (już nie jestem, jeszcze jestem)? Czy też próbuję odczytywać swoją przyszłość, odgadując w zapisanym zapowiedź tego, co się zdarzy, wedle procedury, w której byłoby coś z paleografii i zarazem mantyki? Czy w ostatecznym rozrachunku rzecz nie jest raczej w tym, że uwiesiłem się pytania, na które żądam niestrudzenie odpowiedzi od twarzy innego: cóż jestem wart?