-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać193
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Cytaty z tagiem "obraz ukochanego" [3]
[ + Dodaj cytat]Można by powiedzieć, że zniekształcenie Obrazu powstaje, gdy wstydzę się za innego (lęk przed tym wstydem, wedle słów Fajdrosa, powstrzymywał greckich kochanków na drodze ku Dobru, gdyż każdy musiał pod spojrzeniem drugiego czuwać nad własnym obrazem). A wstyd pochodzi z podporządkowania: inny, na skutek drobnego zdarzenia dostrzeżonego jedynie przez moją przenikliwość lub mój obłęd, ukazuje się nagle – odsłania się, rozdziera, zostaje wywołany w fotograficznym znaczeniu słowa – jako ujarzmiony przez instancję, która sama należy do porządku uległości: widzę (kwestia wizji), jak nagle coś go zaprząta, jak szaleńczo czy po prostu uporczywie stara się podobać, okazywać szacunek, dostosowywać do rytuałów światowca, licząc na zdobycie uznania. Albowiem zły Obraz nie jest obrazem złośliwym; to obraz małostkowy: pokazuje mi innego, w uścisku płaskiego świata społecznego. Albo jeszcze: inny ulega zniekształceniu, gdy sam staje po stronie banałów, które świat głosi po to, by poniżyć miłość: inny staje się osobą stadną).
W świecie zwierząt rozrusznikiem mechaniki płciowej nie jest konkretny osobnik, lecz tylko forma, kolorowy fetysz (w ten sposób zaczyna pracować Imaginarium). Śladem, jaki pozostawia we mnie urzekający obraz (niczym na światłoczułej błonie) nie jest suma szczegółów, lecz taka lub inna modulacja. Z drugiej osoby nagle wzrusza mnie (porywa) głos, linia ramion, szczupłość sylwetki, ciepło reki, rodzaj uśmiechu. I co mnie wówczas obchodzi estetyka obrazu? Coś pojawia się i dopasowuje dokładnie do mego pragnienia (o którym nie wiem nic), toteż ze stylem w ogóle nie będę się liczył. U drugiej osoby raz rozpali mnie zgodność z jakimś wielkim wzorem kulturowym (zdaje mi się, że namalował ją dawny artysta), innym razem przeciwnie, ranę otwiera we mnie szczególna dezynwoltura w wyglądzie: mogę zakochać się w nieco wulgarnej pozie (przybranej prowokacyjnie): istnieją subtelne, zwinne trywialności, które raptem przebiegają przez ciało innego: krótki (lecz przesadny) sposób rozciągania palców, rozchylania nóg, poruszania przy jedzeniu mięsistą masą ust, przykładania się do jakiejś bardzo prozaicznej czynności, do ośmieszania swojego ciała jakąś głupkowatą miną (w „trywialności” innego urzeka być może to, że przez bardzo krótką chwilę wychwytuję w nim oderwany od jego osoby gest niejako prostytucji). Cecha, która we mnie trafia (jeszcze jeden termin myśliwski), odnosi się do praktycznej cząsteczki, do ułożenia ciała w jednej umykającej chwili, mówiąc krótko, do schematu.
Ciasnota umysłu: w istocie nie zakładam nic o innym, nic nie rozumiem. To wszystko, co w nim mnie nie dotyczy, wydaje mi się obce, wrogie; odczuwam wówczas wobec niego mieszaninę przerażenia i srogości: obawiam się kochanej osoby i ją potępiam, kiedy już nie „pasuje” do swego obrazu. Jestem tylko „liberałem”: zbolałym dogmatykiem pewnego rodzaju. Pracowita, niestrudzona maszyna do języka, która we mnie huczy – bo dobrze funkcjonuje – wytwarza łańcuch przymiotników: przykrywam innego przymiotnikami, wyliczam jego zalety.