Cytaty z tagiem "blog psychologiczny" [8]
[ + Dodaj cytat]Wiele lat temu, jako dziesięcioletni może dzieciak, wraz z kilkoma rówieśnikami wybrałem się do ciotki jednego z kolegów. Ciotka miała magnetowid i otrzymaliśmy zaproszenie na film Commando, z bogiem naszego dzieciństwa - Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Niestety, chwilę po tym, jak rozgościliśmy się w salonie, ciotka kolegi powzięła niezłomne postanowienie poczęstowania nas ugotowaną właśnie zupą z botwinki. „Poczęstować” to chyba zresztą nieodpowiednie słowo – po prostu nalała wszystkim dzieciakom po misce zupy, nie przyjmując do wiadomości moich stanowczych zapewnień, że nie mam ochoty na jedzenie i że podana zupa z pewnością się zmarnuje. Zupa się zmarnowała, a ja, przez wrodzone awanturnictwo i upór, siedząc obok miski ze stygnącą botwinką, projekcję ekscytującego filmu przetrwałem w atmosferze wzburzenia i niepokoju, związanego z całkiem jasnym poczuciem, że oto po raz kolejny jestem całkiem czarną owcą. Co zresztą nieznacznie dali mi odczuć moi „dobrze wychowani”, pokornie wpychający może i dobrą zupę koledzy.
Psychoterapeutom i kandydatom na psychoterapeutów zarzucam także skłonność do komplikowania świata i dodawania kosmicznej ideologii do najbardziej prozaicznych, codziennych spraw. Czytając artykuły na temat przemysłu porno albo wywiady z gwiazdami tej branży nie mogłem czasem uwierzyć, że z filmowania seksu uczynić można tak zawiłą filozofię, a pracę aktora erotycznego podnieść do rangi dyscypliny specjalistycznej. Jednak… można! Słuchając niektórych psychoterapeutycznych wywodów bywam pod wielkim wrażeniem, że do najdrobniejszej bzdury dorobić można tak zagmatwaną interpretację. Myślę, że jest to zjawisko występujące w każdym zawodzie: „uczyńmy z naszego fachu wielką filozofię, by nasi klienci wiedzieli, za co nam płacą i by mieli świadomość, dlaczego jesteśmy tak wybitnymi specjalistami”.
Slash jest moim ulubionym gitarzystą. Nie uważam go za wirtuoza, bo nie o to chodzi. Z upływem czasu coraz mniej interesują mnie gitarzyści grający z prędkością światła i precyzją szwajcarskiego zegarka. Uważam, że największe znaczenie ma uczuciowy przekaz tworzonej muzyki i emocjonalny kontakt z publicznością. Jako gitarzysta przykładam oczywiście wielką wagę do techniki gry, ale wiem też, że dla przeciętnego odbiorcy ma ona znaczenie niewielkie lub zgoła żadne. A w każdym razie - większość ludzi nie odróżnia strummingu od wymiatania, a fingerpickingu od boom chicku i zazwyczaj nie robi też na nich wrażenia nawet wyjątkowa gitarowa perfekcja. Po prostu – jeśli to, co grasz, podoba się tobie i trafia do twoich słuchaczy, to jest to właśnie to, o co chodzi, nawet jeśli przez godzinę tłuczesz jeden dźwięk na jednej strunie.
Dla mnie pieniądze nie są wartością samą w sobie. Wartością jest wolność, którą można za te pieniądze kupić.
Dorosłe życie jest jednak nieustannym kompromisem – w końcu i mnie zaczęło zastanawiać, gdzie leżą granice cudzej ingerencji w moje sprawy i czy odmawiając spełniania zachcianek i oczekiwań naruszam czyjekolwiek dobro. (...)
Wyniki swobodnej sondy wśród moich przyjaciół przekonały mnie, że zwyczaj dzielenia się opłatkiem niemal każdy uważa za co najmniej uciążliwy, ale przecież: „babci byłoby przykro”. Wiele osób bierze więc udział w zbiorowym cyrku, jakim jest wzajemne spełnianie wzajemnych oczekiwań. Za wszelką cenę.
Wszelkie kategoryczne rozważania na temat „podświadomości” uważam za niepoważne. Nie kwestionuję istnienia tego obszaru życia psychicznego, twierdzę tylko, że na obecnym etapie rozwoju nauk o człowieku nie dysponujemy stosownymi narzędziami jego badania. Tymczasem wielu przedstawicieli nauk społecznych (przede wszystkim, rzecz jasna, psychoterapeuci) zachowuje się tak, jakby teren podświadomości był terenem zupełnie dobrze poznanym i opisanym. Psychoterapeutyczne grzebanie w tzw. „podświadomości” uważam za wyjątkową bzdurę – przypomina mi to znane powiedzenie „rozprawiał ślepy o kolorach”.
Z uzależnieniem jest nieco podobnie, co z genitaliami – nie są powodem do wstydu, ale lepiej też nie demonstrować ich publicznie.
Współuzależniony partner przez długie lata tkwi w chorym układzie uczuciowym z osobą pijącą. Nie wiem sam do końca, ile jest w tym miłości a ile współuzależnienia. Z pewnością jest jedno i drugie. Dzisiaj uważam, że proporcja po prostu z czasem ulega zmianie – z początku jest to morze miłości i kropla współuzależnienia. Po latach – odwrotnie.