cytaty z książki "Igor"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Trudno w to uwierzyć, ale stan mojego pokoju dokładnie odzwierciedla stan mojej głowy. Na zewnątrz jestem normalny jak inni, spokojny, ale w głębi duszy zalewa mnie ocean lęków i niepokojów, z którymi muszę sobie radzić sam, bez niczyjej pomocy. Muszę pilnować się, żeby żaden z tych moich strachów nie wypłynął na zewnątrz, żeby nikt nie zauważył tego, co jest we mnie w środku.
Zgadnijcie, dlaczego lubię Andersena, Picassa, Leonarda da Vinci, Faradaya, Einsteina, Churchilla, Agatę Christie, Rodina, Edisona, Bella, Disneya, Henry’ego Forda, Rockefellera i Napoleona Bonaparte? Bo wszyscy oni byli dyslektykami (z tym Einsteinem to Aleks nieźle trafił!). Wielu z nich miało ciężkie dzieciństwo, nic im się nie udawało, uważano ich za idiotów. Churchill w swoich wspomnieniach napisał, że czas szkoły to czas ciemności, czarna dziura na mapie mojej życiowej podróży. Einstein zaczął czytać mając dziewięć lat. Jacek Kuroń, też dyslektyk, powiedział kiedyś, że nigdy nie wróciłby do szkoły. Prędzej do więzienia, bo tam zdążył się zadomowić, albo do wojska, którego nienawidził, ale ostatecznie jeszcze by tam poszedł. Kuroń dowiedział się, że jest dyslektykiem dopiero jako dorosły człowiek. Miał bardzo dużo nieprzyjemnych doświadczeń w szkole. Zdarzało się, że wypracowania czytał z czystej kartki, udając, że coś tam napisał. Wszyscy wymienieni tu przeze mnie mieli trudności z poprawnym pisaniem. Zawsze. Większość z nich nigdy nie przyswoiła sobie zasad ortografii. Często zastanawiam się, czy jest to naprawdę takie ważne? W końcu „rz” i „ż”, „u” i „ó”, „h” i „ch” czyta się podobnie, jeśli nie tak samo.
Zaakceptowałem chyba w końcu fakt, że D. jest i zawsze będzie przy mnie, a właściwie we mnie. Przestałem się tego wstydzić. To nawet wygodne, bo wszystko, co złe, co mi nie wychodzi, zwalam na nią. Jest tą gorszą, niechcianą współautorką moich wypracowań i dyktand, mąci mi z ortografią jak może, ale walczę z nią za pomocą słowników i komputera. I Selmy, która przywykła już do zadawanych jej ciągle pytań: „Jak się to pisze?”. Zaakceptowałem tę D. do tego stopnia, że na kartkówkach, klasówkach i sprawdzianach, obok mojego nazwiska, stawiam na kartce i jej inicjał. Niech wszyscy wiedzą, że to ona jest sprawczynią większości moich szkolnych niepowodzeń. Bo ja, Igor, jestem OK.
Zadzwoniła do pracy, że się spóźni, a potem usiadła w fotelu naprzeciwko i mówiła, mówiła, mówiła... Że na razie nie będzie mi lekko. Może kiedyś, jak dorosnę i okrzepnę, uodpornię się na pewne sprawy. Ale teraz jeszcze nie. Że muszę nauczyć się żyć z tą Panią Dysleksją. Muszę zaakceptować, że jest, ale powinienem też zacząć już z nią walczyć. Nie pozwalać, żeby brała nade mną górę, żeby mnie zdominowała. Że muszę trzymać ją zawsze pół kroku za sobą. Gdy szepcze mi: „Nie idź tam! Uważaj na siebie! Znowu się zbłaźnisz! Wycofaj się z tego!”, powinienem robić dokładnie odwrotnie, niż mi ona radzi. Czasem zaryzykować, nawet się wygłupić. Bo tylko wtedy będę wolny, będę sobą. Że teraz to ona odniosła zwycięstwo, bo dzięki jej podszeptom spanikowałem i nie poszukałem swojej klasy. Bałem się zapukać do kilkorga drzwi. Że to dzięki niej jest we mnie ten chaos, mylą mi się kierunki, ulice, dni tygodnia, nazwy miesięcy, a często nawet własne ręce, bo nieraz musiałem się zastanowić, która z nich jest lewa, a która prawa. To przez nią we wszystkim jestem taki ostrożny, nie umiem jak szalony zbiegać z górki, tak długo wiążę sznurowadła, po dwóch skokach na skakance mam zaplątane nią nogi. Ale na pewno mogę ją zwyciężyć. Muszę!