cytaty z książki "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
To, że jestem mną i nikim innym, jest jednym z moich największych walorów. Emocjonalne rany są ceną, którą płaci się za bycie niezależnym.
Najważniejsze, czego uczymy się w szkole jest to, że najważniejszego nie można nauczyć się w szkole.
Ból jest nieunikniony. Cierpienie jest wyborem.
Być może w ustach osoby w moim wieku zabrzmi to trochę głupio, ale chcę, żeby wszystko było jasne: należę do ludzi, którzy lubią być sami. Podkreślę to raz jeszcze: jestem osobą, która nie cierpi z powodu samotności. Godzina lub dwie codziennego samotnego biegania, podczas którego z nikim nie rozmawiam, oraz kolejne cztery czy pięć godzin samotnego siedzenia za biurkiem nie są dla mnie ani trudne, ani nużące. Mam taką skłonność od najwcześniejszych lat, kiedy - mając wybór - znacznie bardziej wolałem czytać samotnie książki albo słuchać w skupieniu muzyki, niż spotykać się z innymi. Zawsze mam mnóstwo pomysłów na to, co mogę robić sam.
W sali gimnastycznej, w której ćwiczę w Tokio, wisi plakat, a na nim napis: " Mięśnie zdobywa się z trudem i łatwo traci. Tłuszcz zdobywa się łatwo i traci z trudem". Bolesna prawda, która pozostaje faktem.
Ludzie niekiedy szydzą z trenujących codziennie, twierdząc, że niektórzy są gotowi zrobić wszystko, byle tylko przedłużyć sobie życie. Moim zdaniem część z nas biega wcale nie dlatego, że chce żyć dłużej, ale dlatego, żeby przeżyć życie najpełniej. Jeśli mamy przed sobą długie lata, znacznie lepiej jest przeżyć je z jasno wytyczonymi celami i najpełniej jak można, a nie we mgle.
Najczęściej jest tak, że chcąc nauczyć się czegoś najistotniejszego, co jest konieczne, by przeżyć, musimy doświadczyć bólu.
W niektórych obszarach życia aktywnie szukam samotności. Samotność - szczególnie dla kogoś, kto robi to co ja - jest okolicznością mniej lub bardziej nieuniknioną. Czasem jednak poczucie osamotnienia - jak kwas wylewający się z butelki - może mimowolnie wyżreć ludzkie serce i w końcu je rozpuścić. Jest zatem mieczem obosiecznym. Chroni mnie, a jednocześnie stale wyżera od wewnątrz.
Bieganie jest dla mnie pożytecznym ćwiczeniem, a jednocześnie pożyteczną metaforą. Biegając dzień po dniu, biorąc udział w kolejnych wyścigach, stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej, a żeby ją przeskoczyć, muszę nad sobą pracować, sam siebie ulepszyć. Przynajmniej po to wysilam się każdego dnia: by podnieść wymagania względem siebie. Nie jestem w żadnym razie doskonałym biegaczem. Znajduję się na zwykłym, może nawet bardzo przeciętnym, poziomie. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to czy byłem, czy nie byłem lepszy niż wczoraj. W biegach długodystansowych jedynym przeciwnikiem, jakiego ma się do pokonania, jesteśmy my sami i to, jacy byliśmy wczoraj.
Biegnąc, staram się myśleć o rzece. I chmurach. Ale w zasadzie nie myślę o niczym. Jedyne, co robię, to biegnę przez własną przytulną, skrojoną na moją miarę pustkę, własną nostalgiczną ciszę. I to jest czymś cudownym. Bez względu na to, co mówią inni.
Nieważne, ile mam lat, póki żyję, zawsze będę odkrywał w sobie coś nowego. Nieważne, jak długo człowiek przegląda się nago w lustrze, nigdy nie dojrzy tego, co kryje w środku.
Najpierw był bieg,a dopiero po nim towarzyszący mu byt,którym przypadkowo byłem ja. Biegnę,więc jestem.
Kiedy ludzie odchodzą, czy ich myśli przepadają na zawsze?
Zawsze źle znosiłem zmuszanie mnie do robienia czegoś, czego nie chciałem robić, zwłaszcza w czasie, gdy nie miałem na to ochoty. Kiedy jednak mogłem zrobić coś, na co miałem ochotę, w dodatku wtedy, kiedy chciałem i tak jak chciałem, poświęcałem temu wszystko.
Skorpiony kłują, cykady siedzą na drzewach, łososie wracają w górę rzeki na tarło, dzikie kaczki łączą się w pary na całe życie. A ja nie dbam o to, co mówią inni- ja mam taką właśnie naturę. Taki jestem.
Patrząc wstecz, dochodzą do wniosku, że najlepsze, co mnie spotkało, jest to, że urodziłem się w silnym, zdrowym ciele.
Mięśnie są pojętne jak woły robocze. Jeśli ostrożnie, krok po kroku, zwiększa się obciążenie, uczą się je znosić.
Gdy patrzy się na to z zewnątrz albo z wysokości, takie życie może wydawać się bezsensowne, jałowe, a nawet skrajnie nieudolne, ale zupełnie się tym nie przejmuje. Może rzeczywiście wszystko to nie ma sensu i przypomina wspomniane przeze mnie nalewanie wody do dziurawego wiadra, ale tym, co pozostaje, jest włożony wysiłek. Nieważne, czy się do czegoś przyczynia, czy nie; nieważne, czy to jest cool, czy totalnie nie - w ostatecznym rozrachunku naprawdę liczy się to, co czuje się w sercu, a nie to, co widać.
Ale w rzeczywistości nie wszystko idzie tak gładko. W pewnym momencie życia, gdy naprawdę są nam potrzebne proste rozwiązania, osobą pukającą do drzwi bywa najczęściej posłaniec ze złymi wiadomościami. Nie zawsze się tak dzieje, ale z mojego doświadczenia wynika, że złowieszcze doniesienia są znacznie częstsze od innych. Posłaniec dotyka daszka czapki i widać, że jest mu przykro, ale to w żaden sposób nie zmienia treści wiadomości. To nie sprawka posłańca. Nie ma co go obwiniać, nie ma co chwytać go za kołnierz i mocno nim potrząsać. Posłaniec wykonuje sumiennie pracę zleconą mu przez szefa. A szef? Szefem, a raczej szefową jest nikt inny, jak tylko nasza dobra znajoma Rzeczywistość.
Bieganie ma mnóstwo zalet.Po pierwsze, można uprawiać je samemu i nie potrzeba do tego specjalnego sprzętu.Nie trzeba też nigdzie jeździć żeby biegać.Wystarczy obuwie do biegania, dobra droga, i można biegać,ile dusza zapragnie.Z tenisem jest inaczej.Trzeba pojechać na kort i poszukać kogoś,z kim można pograć.Można samemu uprawiać pływanie, ale i tak trzeba znaleźć basen.
W tym momencie zaczęło wzbierać we mnie inne uczucie - nie było to nic tak głębokiego jak duma,ale do pewnego stopnia czułem spełnienie.Odczuwałem osobistą satysfakcję,szczęście i ulgę,że przystając na coś ryzykownego,zdołałem zebrać siły,aby to przetrwać. Pod tym względem ulga była ważniejsza od szczęścia. Czułem się tak,jakby rozsupływał się we mnie powoli ciasny węzeł,o którego istnieniu,aż do tamtej pory, nie wiedziałem.
Niezdrowa dusza wymaga zdrowego ciała.
Żeby wytrwać w czymkolwiek, trzeba
utrzymać rytm.
Chcąc doświadczyć czegoś wartościowego, trzeba czasem zrobić coś bardzo nieudolnie.
Jednym z przywilejów tych, którzy nie umarli młodo, jest błogosławieństwo starzenia się. Czeka nas wątpliwy zaszczyt fizycznej niemocy i trzeba się przyzwyczaić do tej myśli.
Na swój sposób cieszyłem się do tej pory życiem, nawet jeśli nie mogę powiedzieć, że cieszyłem się nim w pełni.
O czym myślę, biegnąc? Zazwyczaj zadają mi to pytanie ludzie, którzy nigdy nie biegali na długich dystansach. Zawsze zastanawiam się nad nim głęboko. O czym dokładnie myślę, kiedy biegnę? Nie mam zielonego pojęcia.
Kiedy jest zimno, chyba myślę o tym, że jest mi zimno. I o tym, że jest mi gorąco w gorące dni. Kiedy jestem smutny, myślę trochę o smutku. Kiedy jestem wesół, myślę trochę o radości. (...) Mówiąc szczerze, kiedy biegnę, nie myślę o niczym wartym zapamiętania.
Mięśnie są jak pojętne woły robocze. Jeśli ostrożnie, krok po kroku, zwiększa się obciążenie, uczą się je znosić. Jeśli zdoła się wyjaśnić im własne oczekiwania - najlepiej na przykładzie pracy, jaką są w stanie wykonać - mięśnie będą posłuszne, a stopniowo staną się mocniejsze. To nie wydarzy się, rzecz jasna, z dnia na dzień. Lecz o ile nie będziemy się spieszyć i przyzwyczaimy je do pracy etapami, nie będą się skarżyć (chodź od czasu do czasu mogą mieć skrzywione miny) i bardzo cierpliwie oraz posłusznie zaczną rosnąć w siłę. Poprzez powtórzenia przekazuje się mięśniom komunikat, że będą musiały wykonać tyle i tyle pracy. Nasze mięśnie są bardzo sumienne.
Z czasem, gdy kontynuowałem bieganie, moje ciało zaczęło przyjmować do wiadomości, że biega i stopniowo mogłem zwiększać dystanse. Mój oddech, jak u prawdziwego biegacza, stał się bardziej regularny, puls zwolnił. Podstawową sprawą nie była szybkość ani odległość, najważniejsze stało się bieganie każdego dnia bez przerwy.