cytaty z książki "Jak się nie odchudzać"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) osoby, które często jedzą fast foody, zazwyczaj mają skłonności do odżywiania się ogólnie mniej zdrowo – więcej mięsa, białe pieczywo, słodycze – więc to raczej nie jest tak, że jedzenie fastfoodowe prowadzi do złych nawyków żywieniowych; to złe nawyki żywieniowe skłaniają wielu ludzi do korzystania z fast foodów.
Urodziliśmy się, by jeść. Przez większą część historii ludzkości egzystowaliśmy z perspektywą nieprzewidywalnego niedostatku pożywienia, w trybie przetrwania, a zatem mamy w sobie zaprogramowany potężny pęd do jedzenia, ile tylko się da, kiedy tylko się da, i magazynowania w ciele kalorii, których chwilowo nie potrzebujemy, na później. Dostępności jedzenia nigdy nie można było przyjąć za pewnik, więc ci, którzy póki co jedli więcej i najsprawniej odkładali tłuszcz na przyszłość, mieli większe szanse przeżyć okresy przyszłych niedostatków i przekazać swoje geny dalej. Pokolenie za pokoleniem, tysiąclecia za tysiącleciami osobniki obdarzone mniejszym apetytem mogły wymierać, natomiast obżartuchy – żyć wystarczająco długo, by utrwalić genetyczną predyspozycję do jedzenia i magazynowania większych ilości kalorii. Przypuszczalnie właśnie w taki sposób wyewoluowaliśmy w żarłoczne maszyny do ich przechowywania. Jednak dziś, gdy środki do życia nie są bardzo uszczuplone, my też już nie jesteśmy szczupli.
Nasza fizjologia jest w przeważającej mierze precyzyjnie przystosowana do funkcjonowania w dość wąskim przedziale między górną a dolną granicą. Gdy jest nam za gorąco, pocimy się; gdy jest nam za zimno, drżymy. Nasze ciała są wyposażone w mechanizmy utrzymywania równowagi. Nie mają jednak szczególnego powodu ustanawiania górnej granicy zapasu tkanki tłuszczowej.
Nasz pierwotny pociąg do folgowania zachciankom jest selektywny. Ludzie na ogół potrafią się powstrzymać od obżerania się sałatą. Mamy w sobie naturalną wrodzoną skłonność do tego co słodkie, mączyste, tłuste – ponieważ tam właśnie koncentruje się najwięcej kalorii.
Pomyślcie o efektywności polowania i zbieractwa. Kiedyś na jedzenie musieliśmy ciężko zapracować. W czasach prehistorycznych bez sensu byłoby tracenie całego dnia na pozyskanie pokarmu, który nie zaspokajałby przynajmniej dziennego zapotrzebowania kalorycznego. To już lepiej zostać w jaskini. Tak więc ewolucyjnie ukształtowało się w nas łaknienie pożywienia z jak największym ładunkiem kalorycznym.
Uzależnienie od jedzenia to błędne określenie. Ludzie raczej nie cierpią z powodu niekontrolowanego pożądania jedzenia w ogóle. Mało kto ma problem z niepohamowanym łaknieniem kapusty.
Zwierzęta też nie mają w zwyczaju tyć na paszy, jaką powinny się odżywiać. Istnieją potwierdzone doniesienia o przypadkach otyłości u wolno żyjących ssaków naczelnych, ale dotyczą one stada pawianów, które nauczyły się buszować w śmietnikach domków turystycznych. Te „śmieciożerne” zwierzęta ważyły o 50 procent więcej niż ich dziko żerujący pobratymcy. Z przykrością muszę stwierdzić, że i my często dzielimy ich marny los i stajemy się otyli wskutek żywienia się śmieciami.
Trudno jest odżywiać się zdrowo, gdy w twarz wieją nam (...) silne wichry ewolucji. Bez względu na stopień naszej wiedzy o żywieniu w obliczu pizzy pepperoni dziedzictwo przodków wdrukowane w naszych genach wyje: Zjedz to natychmiast!
Walka z oponką jest właśnie walką z biologią, a zatem otyłość nie jest jakąś skazą moralną. Nie jestem w stanie dostatecznie mocno podkreślić, że nadmierne tycie jest normalną, naturalną reakcją na nienormalną i nienaturalną wszechobecność napakowanych kaloriami, słodkich i tłustych produktów żywnościowych.
Leczenie otyłości jest z dawien dawna domeną szwindli wszelkiej maści spekulantów, oszustów i szarlatanów z ich cudownymi środkami.
Trudności w leczeniu otyłości porównuje się do nauki języka obcego; jest to coś, co przy odpowiednim zaangażowaniu może osiągnąć dosłownie każdy, ale wymaga sporo czasu i wysiłku.
Przy odchudzaniu pomocne może być myślenie o tym, jak o rzucaniu palenia – po prostu trzeba to zrobić. Jak to ujął przewodniczący Association for the Study of Obesity (Stowarzyszenia na rzecz Badania Otyłości), pewne podstawowe zadania takie jak wstawanie w nocy, żeby nakarmić niemowlę, nie są kwestią silnej woli – to po prostu coś, co musi zostać zrobione.
Jednak to, że wszyscy musimy oddychać, nie oznacza, że mamy to robić przez ustnik papierosa. Analogicznie fakt, że musimy jeść, nie znaczy, że mamy jeść byle co.
Pierwsza próba chirurgicznego wyrzeźbienia ciała miała miejsce w roku 1921. Pewna tancerka chciała sobie „poprawić” linię kostek. Chirurg najwyraźniej wyciął za dużo i założył za ciasne szwy, czego skutkiem była martwica, amputacja i pierwszy udokumentowany pozew o błąd w sztuce w dziejach chirurgii plastycznej.
Nadmiar przyjmowanych kalorii, wystarczająco dobre wytłumaczenie epidemii otyłości, należy przypisać w mniejszym stopniu zmianie ilości spożywanego jedzenia, a w większym zmianie jego jakości, w tym eksplozji tanich wysokokalorycznych, a mało wartościowych produktów.
Różne produkty spożywcze przynoszą różne korzyści. Jeśli mierzyć zysk na jednostkę powierzchni sprzedaży supermarketu, słodycze takie jak czekoladowe batony niezmiennie utrzymują swoją pozycję wśród najbardziej lukratywnych. Bardzo opłacalne są też przekąski takie jak chipsy ziemniaczane i kukurydziane.
Bezprecedensowy wzrost potęgi, zasięgu i finezji reklamy żywności, który datuje się mniej więcej od 1980 roku, koresponduje z szybkim narastaniem epidemii otyłości. Od tego czasu niektóre techniki, takie jak lokowanie produktu, reklamy w szkole czy sponsorowanie imprez, które startowały praktycznie od zera, przekształciły się w wielomiliardowe branże.
Wszyscy lubimy wierzyć, że ważne życiowe decyzje, na przykład co będziemy jeść, podejmujemy świadomie i racjonalnie. Gdyby tak było rzeczywiście, nie tkwilibyśmy w samym środku epidemii otyłości.
Jeśli ludzie będą oglądać program telewizyjny przerywany reklamami niezdrowych smakołyków, zjedzą ich – nie ma w tym nic zaskakującego – więcej w porównaniu z osobami oglądającymi reklamy produktów innych niż spożywcze. A może i jest w tym coś zaskakującego. Wszyscy lubimy mieć poczucie, że panujemy nad sytuacją i nie dajemy sobą łatwo manipulować. Sęk w tym, że być może jesteśmy tym bardziej podatni na wpływy, im mniej zwracamy na nie uwagę.
A teraz pomyślcie o dzieciach. Oto my robimy, co możemy, by wykształcić u nich zdrowe nawyki, karmimy je tym, co najzdrowsze, a potem wypuszczamy je w świat, gdzie czyha na nie prawdziwe tornado bezwartościowego jedzenia i krętackich przekazów.
Największe dotychczas przeprowadzone badanie skutków zdrowotnych nadwagi objęło analizą dane ponad 50 milionów ludzi z niemal 200 krajów i wykazało, że nadmierna masa ciała przyczynia się do przedwczesnej śmierci około czterech milionów osób rocznie. Większość z tych zgonów powodują choroby układu sercowo-naczyniowego, ale naukowcy znaleźli też „przekonujące” bądź „prawdopodobne” argumenty wiążące otyłość z dobrymi 20 innymi schorzeniami – istne ABC potencjalnych problemów zdrowotnych.
Jeden z powodów, dla których jesteśmy tak przekonani, że związek między otyłością a chorobą nowotworową jest związkiem przyczynowo-skutkowym, a nie, że jedno i drugie jest pośrednim skutkiem złego żywienia, to fakt, że gdy ludzie chudną – nawet jeśli tylko dzięki chirurgii bariatrycznej – ich całkowite ryzyko zachorowania na nowotwór spada.
Niektórzy przewidują, że w najbliższych dekadach oczekiwana długość życia w Stanach Zjednoczonych może skurczyć się o 2 do 5 lat – może więcej. Aby przedstawić rzecz we właściwej perspektywie: wynalezienie cudownego leku na wszystkie postacie nowotworów złośliwych dodałoby do przeciętnej długości życia Amerykanina tylko 3,5 roku. Innymi słowy zwalczenie epidemii otyłości mogłoby ocalić więcej istnień niż pokonanie raka.
Istnieje stronnictwo „tłuszczosceptyków”, którzy argumentują, że zdrowotne konsekwencje otyłości są niepewne, a nawet mocno przesadzone. Jest to barwne i nieprawdopodobnie wprost niedobrane towarzystwo od feministek, teoretyków queer i wyznawców New Age po „skrajną prawicę, zwolenników wolnego dostępu do broni palnej i patriotyczne proamerykańskie portale, których myślą przewodnią jest, że wszyscy bijący na alarm z powodu epidemii otyłości to komuniści na usługach nadopiekuńczego państwa, którzy robią, co tylko się da, żeby nam popsuć zabawę.
W średniowieczu głodujący chłopi śnili o gastronomicznych utopiach, w których jedzenie niczym deszcz spadało z nieba, takich jak legendarna Kukania. Jak ówcześni bajkopisarze mogli przewidzieć, że wielu ich potomnych nie tylko zostanie stałymi rezydentami tej krainy, ale w dodatku broniąc się przed tą obfitością, będzie sobie wycinać części żołądka i jelit?
Ciało przybierające na wadze w sytuacji dostępności nadmiaru kalorii do spożycia zachowuje się tak, jak powinno. Wysiłki mające na celu zahamowanie tego przyrostu za pomocą farmakoterapii lub chirurgii nie stanowią korekty żadnej anomalii ludzkiej fizjologii, ale dekonstruują i radykalnie przebudowują jej uprzednio prawidłowe funkcje.
Jedną z charakterystycznych cech diety cud jest to, że opiera się raczej na personalnych rekomendacjach niż na dowodach naukowych, ale co szczególnie perfidne, oprócz tego, co nienaukowe, i tego, co kompletnie nonsensowne, istnieje jeszcze pseudonauka – gdzie atrybuty nauki wykorzystuje się dla nadania bzdurom fałszywej otoczki wiarygodności. Niektórzy autorzy poradników dietetycznych (lub może raczej ich ghostwriterzy), przekonani, że nikt ich nie sprawdzi, cytują badania naukowe, które albo wcale nie przemawiają za ich tezą, albo w najlepszym razie nie spełniają kryteriów najlepszego materiału dowodowego.
Sprzeczne przekazy na temat żywienia wywołują tyle frustracji i zamieszania, że człowiek ma ochotę po prostu wywiesić białą flagę i zjeść wszystko, co się mu podstawi pod nos, i właśnie tego pragnie przemysł spożywczy.
Żaden dostawca niezdrowych produktów nie chce, by społeczeństwo znało prawdę. Doskonałym przykładem jest reakcja przemysłu tytoniowego z roku 1967 na doktrynę uczciwości. Sąd orzekł, że stacje telewizyjne i radiowe na każde cztery reklamy wyrobów tytoniowych muszą nadać jedno ogłoszenie o wpływie palenia na zdrowie. W odpowiedzi firmy tytoniowe wycofały z telewizji wszystkie swoje reklamy; wolały to niż ryzyko, że publiczność telewizyjna zetknie się z rzetelną informacją, nawet w proporcji jedna do czterech. Oni wiedzą, że nie mogą rywalizować z prawdą. Muszą utrzymywać ludzi w niewiedzy.
Od niemal pół wieku trwają apele o zakaz reklamowania słodzonych płatków zbożowych dla dzieci, które to płatki profesor Jean Mayer z harwardzkiego wydziału żywienia określa jako „nic w polewie cukrowej”.