cytaty z książki "Pypcie na języku"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ciekawe określenia można znaleźć w żołnierskiej kuchni. "Kaszub w trumnie" oznacza konserwę rybną: jest to więc zarazem metonimia i metafora, jak w poezji. "pterodaktyl" to przenośne określenie drobiu, a najczęściej łykowatego kurczaka. Na salceson mawia się metaforycznie "lastriko", na prostokątny serek topiony w sreberku - "telewizorek", natomiast na kaszankę - "polski kawior".
Dlaczego mam się deklarować po którejś ze stron? Dlaczego mam grać według reguł narzucanych mi przez polityka: narzucanych przecież właśnie po to, żeby pogłębić podziały? Kiedy naszym myśleniem o świecie i o nas samych zaczynają rządzić proste, a nawet prostackie opozycje - to znak, ze ktoś nas zmanipulował, ktoś nam wmówił jakąś swoją wizję świata.
Na koniec przykład, który nie ma autora, nikt więc nie ponosi odpowiedzialności za jego śmieszność. A śmieszy głównie paralotniarzy i motocyklistów, którzy palnują trasy wokłów Lublina. Jedna z nich biegnie przez następujące miejscowości: Kazimierz- Nielisz- Cyców-Niemce. Sądzę, że warto pokonać tę trasę, tak z powodów językowych, jak i patriotycznych.
Istnieje powszechne przeświadczenie, że należy rzeczom zwykłym nadawać obcojęzyczne nazwy. Rzeczy te zyskują wówczas posmak zagraniczności. Ocywiście musi to być zagraniczność właściwie ukierunkowana: ku krajom i miastom, do których wzdychamy, a ich mieszkańcom zazdrościmy.
Przedstawiciele branży turystycznej wszystkich szczebli posługują się ochoczo określeniem "destynacja", w sensie celu podróży. Rzecznicy linii lotniczych chwalą się liczbą destynacji, pracownicy biur podróży polecają destynacje egzotyczne, a kasjerki w sklepach wolnocłowych na lotniskach pytają: "Jaka jest pana finalna destynacja?". Mam wówczas ochotę odpowiedzieć, że najprawdopodobniej cmentarz Rakowicki.
Kiedyś zelektryzowała opinię publiczną wiadomość, że język polski jest najtrudniejszym językiem świata. Przegoniliśmy nawet Finów, Estończyków, Węgrów, Arabów i Chińczyków, choć ci ostatni, jak zwykle, trzymają się mocno.
Bądźmy dumni. Przodujemy. Możemy z góry patrzeć na Anglików - z ich uproszczoną gramatyką; na Włochów - z ich mało wymagającą wymową; na Niemców - z ich logiczną ortografią. No bo u nas tyle wyjątków, odstępstw, nieregulaności, przypadków, żywotności i niemęskoosobowości! A jeszcze do tego chrząszcz brzmi w trzcinie.
(...) Żyjemy nie tyle w świecie, ile w świecie naszych przeświadczeń o świecie (...).
Zadzwoniła do mnie kiedyś pani z banku i zapytała, czy rozmawia „z panem Michałem Rusinek". Odpowiedziałem uprzejmie, że tak, ale ja się deklinuję. Na co ona: „A, to przepraszam. Zadzwonię później".
Ucieczka od języka PRL-u w język Kościoła była najczęściej ucieczką z pustosłowia w patos, trochę więc - jak na rysunku Andrzeja Mleczki - z deszczu pod rynnę.
Jednym z najbardziej widicznych skutków "dobrej zmiany" jest wysyp twórczości transparencyjnej. Ostatnie, regularnie organizowane manifestacje ujawniły językowy potencjał drzemiący w narodzie - przez ostatnie ćwierć wieku. Ale także kreatywność ludzi młodych na tyle, że niepamiętających czasów komuny.
Ułożenie dobrego hasła wcale nie jest takie łatwe. Dawniej ideałem było takie, które nie tylko było widoczne na transparencie, ale i dawało się skandować. Za komuny znakomite było pod tym względem "Precz z komuną!": na tyle dobre, że można było usłyszec je długo po upadku komuny. Skandowanie, jak wiadomo, ponosi.
(...)
Naprawdę duże wrażenie zrobiło na mnie hasło z zeszłorocznego Marszu Niepodległości: "Wolimy kotleta od Mahometa". Pomijając modny ostatnio błąd gramatyczny (dopełniacz zamiast biernika), proponuję w przyszłym roku iść dalej: "Wolę dorsza z kutra od Marcina Lutra", "Wolę boczek chuddy od nauki Buddy", "Wolę przetwory od Tory" czy "Wolę pierogi, niż obce bogi". Na zdrowie.
Sprzedający motocykl natomiast retarduje jak rasowy pozytywista: "Cena za ten jednoślad, zrobiony przez grupę osób spośród 120-milionowego narodu samurajów (...), jest zabawna. Otóż ci ludzie, których nie załatwiły ani najazdy Mongołów, ani wojna japońsko-koreańska z końca XVI w., japońsko-rosyjska 1894-1895, wojna japońsko-chińska 1937-1945, których nie ruszyło żadne tsunami, trzęsienie ziemi, Fukushima, któzy nadal kują słynne nihonto, mają roboty, gejsze, Godzille, anime, hentai, karate, judo i charakterystyczne fałdy nakątne - ci ludzie stworzyli ów motocykl, który ja teraz sprzedają (...) za śmieszne 3 tys. złotych".
Zdarzają się też historie smutne, jak chęć sprzedaży pierścionka zaręczynowego, bo przyszła narzeczona jednak odeszła z innym. Za tym ogłoszeniem jest już tylko prawdziwa literatura. I słynne przypisywane Hemingwayowi opowiadanie o sześciu słowach: "Na sprzedaż: dziecięce buciki, nigdy nienoszone".
PRL był krajem zakazów, wstępów surowo wzbronionych, baczności i awarii. Nasze poruszanie się po nim powodowane było nie zachętami i pokusami, lecz zniechęcaniem, pogróżkami i zakazami. Zmiana ustroju spowodowała zmianę wektorów sił: napisy na tabliczkach zaczęły nas przyciągać. A jeśli teraz mają czegoś zabronić, to robią to dyskretnie i tak, by nie naruszać naszej psychiki nadmiarem negatywności.