cytaty z książki "Wymyśliłam cię"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nigdy nie jesteśmy ani tak wspaniali, ani tak żałośni, jak się nam wydaje.
Jeśli pokochaliśmy coś jako dzieci, będziemy to kochać zawsze.
Miarą inteligencji nie jest to, ile człowiek wie, ale ile potrafi się jeszcze nauczyć.
Wystraszeni ludzie komunikują się zaskakująco dobrze… tyle że nie komunikują tego, co powinni.
Im bardziej ktoś się wypiera, że zwariował, tym bardziej skłania to ludzi do uznania, że jest odwrotnie...
-Skoro nic nie jest realne, to co za różnica? -zapytał.- Ty tutaj żyjesz. Czy dzięki temu nie jest to wystarczająco rzeczywiste miejsce?
Czy istniało jakieś prawo zabraniające kopania buców w twarz z półobrotu? Zapewne. Zawsze istniały prawa zabraniające czegoś, co było niezbędnie konieczne.
Wybierani na samym końcu to jedyni, którzy tak naprawdę wiedzą, co człowiek wtedy czuje.
- Mama mówiła mi, że nie powinno się pić po kimś innym. To jest niehigieniczne.
- Ale to jest czekoladowe - odparłam.
Nie rozumiałam go – pochodził wprost z moich urojeń, a przecież istniał. Tkwił na granicy dzielącej mój świat od świata reszty ludzi – i nie podobało mi się to.
Moim zdaniem jest różnica między uważaniem się za nieśmiertelnego a pewnością, że wszystko można przetrwać. Myślenie, że jest się nieśmiertelnym, prowadzi do arogancji i przeświadczenia, że zasługuj się tylko na to, co najlepsze. Przekonanie o zdolności przetrwania oznacza, że można oberwać wszystkim, co najgorsze, a mimo to nie zbaczać z kursu. Oznacza dążenie do tego, czego pragnie się najbardziej, nawet jeśli to coś wydaje się poza naszym zasięgiem, a wszystkie okoliczności sprzysięgają się przeciwko nam. A kiedy już wyszło się z czegoś cało, przechodzi się nad tym do porządku dziennego. I żyje się dalej.
Chciałam zaprotestować, ale czasami miał okropny zwyczaj mieć rację.
Ja nie mogłam sobie pozwolić na luksus traktowania rzeczywistości jak pewnika. I nie powiedziałabym, że nienawidziłam ludzi, którzy ją tak traktowali, bo do tej grupy należeli właściwie wszyscy. Nie nienawidziłam ich. Nie żyli przecież w moim świecie.
Ale nie przeszkadzało mi to marzyć, że kiedyś w ich świecie znajdzie się też miejsce dla mnie.
W liceum nie ma większej mocy niż czyjeś kategroycznie odmienne zdanie.
Wierzyć, że coś istnieje, a potem dowiedzieć się, że jednak nie, było jak dotrzeć na sam szczyt schodów i próbować postawić nogę na nieistniejącym stopniu.
Kiedy coś nam się śni, możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, ale jak tylko się budzimy, dociera do nas, że nasz sen to był tylko sen, a cokolwiek się w nim działo, nieważne, dobrego czy złego, nie było realne.
Wyglądała na… załamaną. Jakby wściekła sucz, którą w sobie miała, wreszcie zdechła, zostawiając po sobie tylko pustą budę.
Świruska. Przeżywająca załamanie. Hipokrytka.
Miał rację. Taka właśnie byłam.
Widziałaś kiedyś, żeby ktoś kompletnie się zmienił? Ale tak naprawdę kompletnie? Do tego stopnia, żeby zmieniła mu się nawet mimika twarzy? Bo to mu się właśnie przytrafiło.
Czy wszystko było wymyślone? Czy cały ten świat był tylko w mojej głowie? Czy gdy się z niego kiedyś wybudzę, będę tkwić gdzieś w pokoju bez klamek i się ślinić?
Czy w ogóle b ę d ę jeszcze sobą?
[...]
Czy jego serce istniało? Czy on istniał?
[...]
- Jesteś prawdziwy? - zapytałam.
- Jestem.
Spojrzenie wstecz na jakieś wydarzenie ogarnięcie, jak łatwo można było umrzeć - w dodatku bez uświadomienia sobie śmiertelnego charakteru zagrożenia - było trochę jak oberwanie prosto w twarz kubłem lodowatej wody.
O tak, lekarze byli pomocni, nie ma co… Na szczęście opracowałam własny system, który pomagał mi rozkminić, co jest realne, a co nie. Robiłam zdjęcia.
W miarę upływu czasu to, co realne, pozostawało na fotce, a halucynacje znikały.
Jesteś naprawdę zupełnie do niczego.
Na pewno tak.
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz.
Jedynym powodem, dla którego wzięłam tę robotę, była konieczność uchodzenia za osobę normalną. No, może trochę także fakt, że zmusiła mnie do tego matka.
Robiłam zdjęcia.
W miarę upływu czasu to, co realne, pozostawało na fotce, a halucynacje znikały. Odkrywałam, jakiego rodzaju rzeczy lubi wymyślać mój umysł. Na przykład billboardy prezentujące ludzi w maskach przeciwgazowych, którzy ostrzegali przechodniów, że nadal w bardzo realnym stopniu zagrażają nam trujące gazy hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy.
Skinieniem głowy Art wskazał na stojącą przy ganku prowizoryczną psią budę, w której chował się największy rottweiler, jakiego w życiu widziałam. Miał wygląd psiska, które na śniadanie pożera niemowlęta, na obiad staruszków, a na kolację składane w ofierze dziewice.
Nic dziwnego, że był to pies Milesa.
Kochany Bucu,
dziękuję Ci za dotrzymywanie słowa i za to, że mi uwierzyłeś. Przerosło to moje oczekiwania. Poza tym przykro mi, że sprawiłam Ci kłopot zaklejeniem na amen drzwiczek Twojej szafki na początku roku szkolnego. Nie jest mi jednak przykro, że to zrobiłam, albowiem sprawiło mi to kupę frajdy.
Uściski, Alex.
Kiedy buda nie ma nawet stojaka na rowery, od razu wiadomo, że rządzą nią nadęte sukinsyny.