cytaty z książki "Góra śpiących węży"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Są takie dni, które zaczynają się całkiem dobrze, a potem z każdą minutą jest coraz gorzej...
Złe chwile są potrzebne, choćby po to, by docenić szczęście, gdy wróci. Jeśli wróci...
Cholerne życie. Wszystko się psuje, zmienia i przemija. Wszystko...
Wielkanoc po polsku! - pisałaś na przykład. - Pogańskie święto. Koszyczki ze święconką, śmigus-dyngus, a poza tym już tylko stół zastawiony żarciem. Radość z obfitości niezasłużona, bo nie było postu" . Miałaś na myśli post duchowy, który w ogóle, twoim zdaniem, nie pojawiał się w tandetnej odmianie katolicyzmu, jaki celebrowali ludzie z miasteczka, a pewnie i większość w tym kraju. Grzechy zmieniły się w grzeszki. Zostało ich zresztą niewiele. Zapomniano o pysze, o braku miłości bliźniego, o pogardzie, zachłanności, zazdrośći, lenistwie, nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu, bluźnierstwie.
Zapomniano też o grzechach zaniedbania i zaniechania. Nikt nie pamiętał o odpowiedzialności za powierzony człowiekowi świat i o koniecznośći wyspowiadania się z każdego śmiecia rzuconego na ulicy, z każdego niepotrzebnie wyciętego drzewa i kopniętego psa, który jakoby nie miał duszy. Nie mogłaś znieść kolejek przyczepionych przed Wielkanocą do konfesjonałów. Wyobrażałaś sobie te nudne wyliczanki - wiele razy kłamałem, mówiłem brzydkie słowa, uderzyłem syna, zdradziłem żonę, miałem nieczyste myśli. Więcej grzechów nie pamiętam... A potem szybkie rozgrzeszenie i pokuta, litania albo dwie zdrowaśki. Bez koniecznośći odkupienia grzechów, naprawienia szkód, przeproszenia skrzywdzonych. I już następny klepie znaną od lat wyliczankę. Jaki Bóg by to wytrzymał! Te nanizane na sekundy wytarte słowa, bez głębszej refleksji, odklepane jak pacierz przed snem. Bóg Bóg miał zmartwychwstać w kolejne Wielkie Noce w oczyszczonych ludzkich sercach, ale nie zmartwychwstawał, bo nie było w nich dla Niego miejsca. Najżałośniejsze wydawało ci się to, że nikt o tym nie wiedział. Wszyscy połykali opłatek, ale to był zazwyczaj tylko mączny krążek, a nie Ciało Boże.
Młodość zawsze wydaje sie lepsza od dojrzałości, dojrzałość od starości, a starość od śmierci.
Liczba grzechów jeszcze się zmniejszyła. Zostało tylko: zabiłem. Nie ma już zdrady, zmieniła się w przygodę. Nie ma kłamstwa, jest pomyłka, nieścisłość lub w ostateczności naginanie prawdy. Nie ma pobicia żony czy dzieci, bo uczy się je teraz w ten sposób rozumu. Nikt niczego już nie kradnie, co najwyżej coś skubnie, uszczknie albo skombinuje. Zresztą nawet zabójstwo jest tu czasami tylko wyrównaniem rachunków. Bezgrzeszny świat! Wszystko w nim wolno, choć nie wszystkim.
Teraz wiem, że antysemici to tylko plewy. Nie brakuje ich w żadnym narodzie. W dodatku są głośni, ale na szczęście to mniejszość. To paradoks, że dzięki tym krzykaczom mieszkam dziś w najpotężniejszym państwie świata, w dostatnim domu, moi synowie są zdrowi i inteligentni, mają dobrą pracę, perspektywy na przyszłość. I choć w sercu pozostała pustka to więcej zyskałem. A cóż mają z mego wyjazdu moi wrogowie? Nic, co najwyżej Polska straciła wykształconego człowieka. Współczuję im. Jak bardzo muszą czuć się niepewni i sfrustrowani, że szukali i szukają na siłę wroga. To strach. I bezradność. Tym to żałośniejsze, że Żydów w Polsce jak na lekarstwo, więc szukają Żyda wśród swoich. I znajdują. Dużo trudniej byłoby przyznać, że to oni sami popełniają błędy, kradną, rozprzedają Polskę, gubią ją z głupoty, chciwości, albo zaniedbania niełatwo jest jednak bić się we własne piersi. Więc biją w wyimaginowanego Żyda.
Przeszłość jest taką samą tajemnicą jak przyszłość. Potrafi fascynować i boleć, pachnieć młodością albo śmierdzieć truchłem.
Nasze oczy są jak lustra, na których osiada mgła czasu, przetarte niedokładnie brudną ścierką teraźniejszosci.
Przeszłość jest jak wirus, lubi wilgoć, zimno, depresję i starość.
(…) W kwadracie okna, za którym błyszczały Tatry. Później z takim samym skupieniem patrzył na skałkę mojego biodra, sterczącą samotnie w spranej pościeli. Odchylił kołdrę, by zobaczyć zarys ud i ostry zakręt kolan różo góra, ciepła i miękka którą postanowił zdobyć, wędrując po jej rozległych przestrzeniach tylko ustami. Przekręcił mnie, patrzył jak piersi rozlewają się i osiadają pagórkowato. Sam uformował jedną dłońmi w stromy szczyt pasujący do jego warg, a potem wspinał się na wierzchołek miękkimi liźnięciami. Zabawa o świcie w nowym roku, poprzednim roku.