cytaty z książki "Wilimowski"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Łatwiej jest czekać na śmierć tam, gdzie rośnie winorośl i pachnie bazylia, niż w kraju, w którym rodzą się tylko kartofle.
Między dwoma narodami niejednakowej liczebności, o różnej historii i kulturze, o odmiennych zbiorowych instynktach i narodowych maniach, żyli Górnoślązacy, którzy i jednych, i drugich znali od środka, czuli ich. Oni, wśród Polaków Niemcy, wśród Niemców Polacy byli – w późniejszym rozumieniu- żywą figurą i metaforą tolerancji.
Na tym golu zakończy się jego rola w historii powszechnej. Chociaż będzie żył jeszcze prawie sześćdziesiąt lat, wszystko potem będzie prywatnym, nieważnym dla świata ludzkim cierpieniem i męką, ciągiem upokorzeń i poniżenia. Bał się, tak jak bali się inni ludzie. Grzeszył, był nieszczęśliwym człowiekiem, nieświadomym własnej wielkości i odpowiedzialności. Jego historia przestała być historią kogoś, kto był większy, lepszy i silniejszy od pozostałych- dzielił ją z milionami podobnych do siebie ludzi,Niemców i Polaków, choć nie był już ani Niemcem, ani Polakiem. Tego, kim był dawniej, nie było. Polska istniała nadal, dwa razy dostała się do półfinałów mistrzostw świata, ale to nie była ta Polska, dla której grał i dla której mógłby grać Ernest Wilimowski.
Dawniej też myślał, że coś istnieje tylko wtedy, kiedy on wie, że istnieje.
Ale kiedy znowu wybuchnie wojna i zmusi ich do, by swoją podwójność albo potrójność zredukowali do niepodzielnej jedności, wybierając z rozsądku przynależność do tych, wśród których będą mieli większe szanse przeżycia, Górnoślązacy staną się albo zbrodniarzami, albo męczennikami, a potem wraz z końcem wojny znikną, jakby ich nigdy nie było, i jakby tacy ludzie, Niemcy i Polacy zarazem, nie mogli na tym świecie istnieć.
A wszystko to z nadmiaru czasu, smutku i letniej bezczynności, ale i ukrytego, ludzkiego zła, o którym lepiej i przyzwoiciej jest milczeć. Gdyby nie zło, nie byłoby chyba bajek ludowych i wiejskich legend, nie byłoby folkloru. Jeśli na świecie istnieje jakiś naród, który nie jest zły, nic się o nim nie wie, bo to naród pozbawiony folkloru.
Na to czekaliśmy przez te wszystkie lata, pracując w fabrykach i biurach, znosząc upokorzenia, ukrywając swoje mroczne namiętności i małżeńskie zdrady, dźwigając czas, który legł nam na grzbiecie i pod którego ciężarem zapadliśmy się w ziemię jak w bagno; zatem to jest sensem wszystkich naszych cierpień, ten gwizdek i wyciągnięta w górę ręka Szweda, która wskazuje drogę, jaką rzeczywiście powinniśmy pójść.
Polacy wśród publiczności, tysiące Polaków (…) przeważnie emigranci mieszkający we Francji, uciekinierzy przed taką czy inną władzą, przed królami, generałami i prezydentami, zdeklasowana szlachta, anarchiści, komuniści i desperaci wszelkiego rodzaju, zamilkli, nie wiedząc, co robić. Dotychczas śpiewali o Polsce, która wciąż jeszcze nie zginęła, choć samotna i opuszczona stoi w pustce, na ziemi niczyjej, między dwiema oddalonymi od siebie, nieczułymi potęgami. A teraz nie wiedzą, co począć, bo do piłki podchodzi zawodnik, który jak Wilimowski z narodowości nie jest Polakiem.
Wszyscy inni będą rozgrywali jakieś zwyczajne, niezbyt ważne mecze, które nie decydują o honorze i godności, o sprawiedliwości, o historii, o dumie kontynentu. Wszyscy inni będą grali w pikę nożną, a Polska musi walczyć o sprawiedliwość albo przeciwko sprawiedliwości. Inni będą uprawiać sport, a ona będzie się spowiadać z siebie i ze swoich zamiarów dobremu Bogu i kibicom z całej Ameryki Łacińskiej...