cytaty z książki "Dzienniki"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Generał Franco to jeden z największych polityków europejskich. Dla Hiszpanii zrobił masę, bo: l) ocalił ją przed komunizmem, 2) ocalił ją przed hitleryzmem, 3) ocalił ją przed wojną, nie przystępując do niej, jak idiota Mussolini, 4) przeczekał powojenne ataki aliantów, po czym wprowadził Hiszpanię do sojuszu zachodniego, co dało jej dzisiaj koniunkturę i „cud gospodarczy”.
Polska przedwojenna była niejednolita, pełna dysproporcji, konfliktów, nieraz ubóstwa, rządzona niezbyt dobrze, z elitą władzy dość przypadkową. Niemniej jednak był to kraj normalny, w żaden sposób nie można by go określić jako dom wariatów. Natomiast Polska dzisiejsza to niewątpliwy i klasyczny dom wariatów.
Ojczyzna to ojczyzna, ale co zrobić, jak robi się obrzydliwa?
Gdyby dureń zrozumiał, że jest durniem, automatycznie przestałby być durniem. Z tego wniosek, że durnie rekrutują się jedynie spośród ludzi pewnych, że nie są durniami.
Niewolnik jest niewolnikiem, dopóki o swojej niewoli nie wie.
Widać wyraźnie, że przerobią wszystko pod swoim kątem: historię, podręczniki, literaturę, uczelnie.
Zakopane w Święta trudne jest do strawienia: Krupówkami przewala się tłum po trochu pijany, ludzie zupełnie nowi, drapieżnie spragnieni stroju, popisania się, wyżycia – całkiem obcy Polacy, no tak, plebejscy, sam to kiedyś wychwalałem, a teraz widząc te bandę nowobogackich dostaję drżączki.
Jeśli uważam, że rząd źle rządzi, to patriotyzm każe mi go zwalczać. Biedna Polska – zawsze czyjąś własnością. I jakże często – własnością pomyleńców...
Byłem u Jasienicy, postanowił bowiem mi przedstawić „swoją panią”. Jest to osoba wyszczekana, inteligentna, bywała, jeszcze „akówka”, ale coś mi za mądra (…) bardziej się on kieruje temperamentem niż rozumem.
Narody nieraz dopuszczały się cynizmów i grand, ale działo się to w ciszy ministerialnych gabinetów i nikt nie kazał tego wychwalać publicznie i mówić, że granda jest anielstwem...
Nieszczęściem dzisiejszej Polski robi się jej jednolitość narodowa: robi się zaduch, beznadziejnie stojące powietrze.
Miłość ojczyzny nie może być ślepą miłością do każdego rządu.
Radio, telewizja, prasa to nie są tylko środki przekazu, lecz instrument rządzenia.
Główny punkt aktu oskarżenia: obraził naród polski, twierdząc m.in., że Polacy pomagali Niemcom mordować Żydów (…) facet dostał półtora roku.
Kard. Wyszyński nie zabierze głosu w sprawie antysemityzmu, bo to hasło jego „klienteli”, tak jak w ogóle nacjonalizm.
Jeden Mazowiecki (Tadeusz) rozsądnie spokojny, tyle że zbyt przejęty personalną walką o władzę. Po co mu to – toć on rządził nie będzie!
Prasowa prostytucja słowa jest potworna. Nasza prasa jest naprawdę największa hańbą świata.
Tydzień temu umarł Jarosław Iwaszkiewicz. Nie można się było nawet zastanowić nad tą śmiercią i jej znaczeniem, bo urządzono taką „narodową hecę”, że aż się niedobrze robiło. I chyba wiele osób w końcu uwierzyło, że to naprawdę był jakiś narodowy autorytet. Biedne, swoją drogą, dudki to literackie nasze, pożal się, Boże, środowisko. Zawsze czci jakichś idiotów, przedtem Słonimskiego samorzutnie, teraz Iwaszkiewicza w państwowej gali. Nie wiem, czy kto rozumie w istocie, jaką szkodę przyniósł ten człowiek polskiemu życiu duchowemu i kulturalnemu przez zakłamywanie się na różnych kongresach pokoju, zjazdach, sesjach etc. Zakłamywał się na patetycznie i na szczerze, aż prawie płacząc tym swoim cienkim głosikiem i to właśnie było obrzydliwe. Nie wiadomo, w co naprawdę wierzył, a w co nie, zdaje się, że był dostatecznie głupi, aby sądzić, że odgrywa jakąś rolę koncyliacyjną. W istocie był dla władz wygodny, więc czasem i coś załatwił, głównie sprawy tzw. bytowe, a na przykład problemów cenzury unikał jak ognia, nawet słowa tego nie wymówił, zajęty zresztą swoją karierą, książkami i owym „dworem” w Stawiskach. Jakim był pisarzem? Myślę, że typowo skamandryckim, z niewątpliwym, wrodzonym talentem i z dosyć słabą pracą mózgu. Dużo impresyjności, kolorków, melodyjny styl i w gruncie rzeczy jakże niewiele do powiedzenia. Chyba w niektórych nowelach był „niechcący” najgłębszy […] poezje, retorycznie i impresyjnie piękne, niewiele mają treści poza pseudogłębokimi westchnieniami nad mijaniem wszechrzeczy.
Wczoraj objechałem na rowerze przedmieścia Warszawy — osobliwy kontrast między zachowanymi dawnymi domkami w ogródeczkach a nowymi, szklanymi „wysokościowcami”, wznoszącymi się często w szczerym polu. Mieszkańcy ich gonią nieraz kilometrami do małych sklepików za mlekiem czy chlebem, piękne asfaltowe magistrale ukrywają się w mazowieckim polu — dziwny to ustrój, dziwny kraj. A może to ja jestem dziwny, że się jeszcze dziwię?!
A więc był Nixon w Warszawie — co za szopę urządziły władze, tego się nie da opisać. Milicji i ubeków było na ulicach więcej, niż w marcu 1968, nieskończona liczba aut milicyjnych, grupy tajniaków zupełnie się nie kryjących. Aleje Ujazdowskie wieczorem całkiem wyludnione (w ogóle na ulicach pustawo — jak oni to osiągnęli?!), tylko co 15 metrów stał milicjant, na chodnikach tajniacy, a przy skrzyżowaniach na ławkach po kilkanaście roześmianych i ostentacyjnie nie interesujących się światem osób – też oczywiście agenciaków. Na Starym Mieście podobno zainscenizowano cały kawiarniany „bal”, aby pokazać Nixonowi, że się nim nikt nie interesuje — jego auto wjechało nie budząc niczyjego zaciekawienia, tak byli zajęci „zabawą”.
Zrozumieli, że te wszystkie piosenki pracują dla nich – ogłupiają ludzi całkowicie.
Radio, telewizja, prasa to nie są tylko środki przekazu, lecz instrument rządzenia..
Moja jedyna radość, że to, co piszę, bez względu na druk czy niedrukowanie, piszę w Warszawie. Mnie z kraju nie wypchnęli – i nie wypchną! Choć nawet pokąpałoby się w Morzu Śródziemnym i pojadało ostryg. W dupie!
Gdy wyjeżdżał poeta Arnold Słucki, ktoś pijany wpadł na Dworzec Gdański z okrzykiem: „Gdzie stoi ten pociąg do Treblinki?
Wyszedł wreszcie „Ulisses” Joyce’a w 40 tys. egzemplarzy i podobno od razu rozkupiony.
Szwagierka–lekarka opowiadała niesamowite historie o braku lekarzy i pielęgniarek w szpitalu, dziwiła się, jak to może być, boć przecież „szpitale same zarabiają na siebie”.
Straż graniczna na granicy z Czechami apeluje do osób zbierających grzyby czy jagody, by nie przekraczały linii granicznej nawet o parę metrów, bo to powoduje masę pracy, gdyż każdy ślad na ziemi musi być sprawdzony, opisany etc.