cytaty z książek autora "Sam Lloyd"
- Są na tej ziemi ludzie - (...) - którzy nie powinni po niej chodzić.
nigdy nie wiadomo, jak człowiek sobie poradzi z trudną sytuacją, dopóki nie musi się z nią zmierzyć.
Nic nie mogę zrobić, żeby naprawić to, co się stało. Na niewiele spraw mam wpływ. Ale jedno, co zależy tylko ode mnie, to moje własne zachowanie: co zrobię, poczynając od tego momentu, i co pozwolę dojrzeć innym.
Czasami życie jest tak cholernie dziwne, że wydaje się nierealne.
- Ty wcale nie chcesz tu być.
- Nie. Chcę do domu, do mojej rodziny. Chcę zjeść coś, co ugotowała moja mama. Siedzieć z nią na kanapie i oglądać Netflixa.
- Chcesz, żebym cię stąd wydostał?
- Niczego bardziej nie pragnę.
-Ale król jest tylko jeden. Najpotężniejszy człowiek w całym kraju.
-Nie w tej grze. W tej grze najpotężniejsza jest królowa.
- (...) świat jest niebezpieczny. Może ci się wydawać, że go znasz, ale wcale tak nie jest.
Z dwunastu niedonoszonych ciąż tylko trzy zdołały przetrwać dłużej niż sześć tygodni. I żadna nie przetrwała ósmego. Co oznacza, że to życie, skulone w jej łonie niczym pąk kwiatu, ma równie nikłe szanse jak dziewczynka, którą usiłują odnaleźć.
Kataklizm to moim zdaniem słowo, którego brzmienie jest o wiele ładniejsze od jego znaczenia".
Podobnie jak większość łagodnych owieczek Bożych żyliśmy w radosnej nieświadomości tego, że wśród nas grasują wilki.
Lucy zawsze uważała, że dopóki tak mocno kocha Daniela, nie może go spotkać nic złego; że jej miłość osłoni go tak samo, jak osłania Billie i Fina. Tylko że ostatnio wcale go nie osłaniała, choć jest tak samo silna jak wcześniej. Nie osłoniła nikogo z nich.
Kolana Lucy uderzają o asfalt - podwójny wystrzał bólu. Plac zabaw gwałtownie napełnia się radosnymi odgłosami. Okrzykami, śmiechem, wysokimi tonami rozmów.
- Fin? - mówi Lucy, nic nie rozumiejąc. Ale to tylko nagranie, nie połączenie na żywo. Jej syn nie może odpowiedzieć z przeszłości, sprzed trzech godzin. Ona jednak mimowolnie wykrzykuje jego imię: Fin!
A potem wrzask, który wypala jej gardło.
Pod jej stopami otwiera się przepaść. Lucy czuje, że spada. Czas dookoła niej znowu wyprawia jakieś sztuczki. Bo teraz to jej rzeczywistość zatrzymuje się z piskiem, a wszyscy inni wracają do życia. Kolor wlewa się w tych, których wcześniej porzucił. Ruch powraca do tych, których wcześniej opuścił.
Boże cielę" to moje ulubione określenie. W zeszłym tygodniu było nim "klituś-bajduś", czyli ktoś, kto opowiada niestworzone rzeczy. Każdy powinien poznać w życiu kilku klitusiów-bajdusiów, a najlepiej z jakimiś bożymi cielętami do towarzystwa.
Dziwne, że morze stało się tak spokojne - jakby potworność tego spektaklu zrobiła wrażenie nawet na nim. Łagodnie obywająca brzeg woda, pojawiająca się i znikająca we mgle, naśladuje unoszenie się i opadanie płuc lub skrzeli, podstawowy życiowy mechanizm.
Lucy zastanawia się, dokąd idzie po śmierci cała miłość kryjąca się w człowieku. Co się dzieje z marzeniami i nadziejami, ze wspomnieniami i radościami? Nagle wydaje jej się niemożliwe, żeby wszystko to mogło się tak zwyczajnie skończyć. Może i nie ma Boga, ale to nie znaczy, że po śmierci nic z nas nie zostaje.