cytaty z książki "Dla nas zawsze będzie lato"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Kłótnia jest jak ogień. Wydaje ci się, że go kontrolujesz i możesz powstrzymać w każdej chwili, ale zanim się obejrzysz, staje się żywą oddychającą istotą, nad którą nie potrafisz zapanować, i nagle zdajesz sobie sprawę, że byłaś idiotką wierząc, że jest inaczej.
Są takie chwile w życiu każdej dziewczyny, które okazują się ważne dopiero po czasie. I kiedy potem spoglądasz wstecz, mówisz sobie: to był jeden z tych decydujących momentów, a ja nie miałam pojęcia, że właśnie zmienia się całe moje życie. Są też takie chwile, o których od razu wiadomo, że są niezwykle ważne. Że to, co teraz zrobisz, będzie miało zasadnicze znaczenie dla twojej przyszłości. Stoisz na rozstaju i musisz wybrać jedną z dróg. I to była właśnie taka chwila. Wielka. Trudno wyobrazić sobie większą.
- Kiedy stwierdziłeś, że jesteś zakochany?
Nie musiałem odpowiadać na to pytanie. To nie był jeden określony moment. To było jak stopniowe budzenie się. Przechodzisz ze snu do stanu między snem a jawą i w końcu do jawy. To powolny proces, ale kiedy się obudzisz, będziesz wiedział, że nie śpisz. Nie pomylisz tego stanu z niczym innym. Po prostu wiesz, że to miłość.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Byliśmy parą nastolatków patrzących w niebo w zimną lutową noc. Conrad nie dał mi kwiatów ani cukierków. Dał mi księżyc i gwiazdy. Nieskończoność.
Gdybym mógł wybierać, zamiast oglądać tę dwójkę czulącą się do siebie na kanapie, wolałbym, żeby ktoś strzelił mi w łeb gwoździarką. I to wielokrotnie.
Bo historie z przeszłości są właśnie tym i niczym więcej – historią.
- Nie można umieścić zakochania na skali - odparłem. - Albo jest się zakochanym, albo nie.
Uświadamiałam sobie jego obecność w bolesny sposób. Kiedy był w pobliżu, czułam, jak moje ciało śpiewa. Kiedy był daleko, czułam głuchy ból. Gdy znów był w pobliżu, czułam wszystko naraz.
- To... za co pijemy?
- Oczywiście za młodą parę.
Nie patrząc na mnie, zadała kolejne pytanie:
- Jak tam?
- Dobrze. Świetnie.
- Daj spokój. To ja, Laura. No, powiedz. Jak się czujesz?
- Szczerze? - Upiłem piwa. - To mnie zabija.
Chcę, żebyś wiedziała, że niezależnie od wszystkiego, to było dla mnie bardzo ważne. Być z tobą, kochać cię. Było warto.
- Jestem teraz prawdziwą damą.
Już miałem dotknąć jej ręki, ale w ostatniej sekundzie wskazałem tylko na jej paznokcie.
- Cięgle obgryzasz.
Przykurczyła palce wokół kierownicy. Z lekkim uśmiechem stwierdziła:
- Ty to zawsze wszystko zauważysz.
Następnego ranka już go nie było. Znikł dokładnie tak, jak myślałam. Bez pożegnania, bez słowa. Po prostu znikł. Jak duch. Conrad, duch minionych świąt Bożego Narodzenia.
Dopiero po długim czasie zrozumiałem. Zrozumiałem, że to ja stawiałem go na piedestale. Ja, nie on sam. A potem gardziłem nim za to, że okazał się niedoskonały. Że okazał się tylko człowiekiem.
Może tak to jest w przypadku każdej pierwszej miłości. Na zawsze pozostaje w sercu. Conrad w wieku dwunastu lat, trzynastu, czternastu, piętnastu i nawet siedemnastu. Zawsze będę o nim ciepło myśleć, tak jak wspomina się ciepło pierwszego psa czy kota, pierwszy samochód. Pierwsze rzeczy są najważniejsze. Ale ostatnie chyba jeszcze ważniejsze.
Ale nie wystarczy schować jakiejś rzeczy, żeby przestała istnieć. Te uczucia nigdy nie znikły. Były tam przez cały czas. Musiałam to przyznać. Conrad stanowił część mojego DNA. Tak jak miałam brązowe włosy i piegi, tak on na zawsze pozostawał w moim sercu.
Zamieszkiwał taki niewielki jego skrawek, ten należący do małej dziewczynki wierzącej w świat z musicali. Ale to wszystko. Nic więcej. To Jeremi miał dostać całą resztę, mnie obecną i przyszłą. I tylko to się liczyło. Nie przeszłość.
- Poczekaj tylko, jak go zobaczę, to podrapię mu gębę pazurami i zrobię takie blizny, że już żadna nigdy na niego nie spojrzy. - Przyjrzała się swoim paznokciom, jakby robiła przegląd broni. - Akurat jutro idę na manikiur. Powiem Danielle, żeby porządnie je naostrzyła.
- Cześć - odparł Conrad.
A potem otworzył szeroko ramiona i rzucił mi spojrzenie, które można by nazwać prowokującym. Zawahałam się, ale w końcu podeszłam do niego. Zatrzasnął mnie w niedźwiedzim uścisku. Pisnęłam, podtrzymując spódnicę. Wszyscy zaczęli się śmiać. Kiedy Conrad postawił mnie na ziemi, przysunęłam się bliżej Jeremiego. Który się nie śmiał.
- Conrad cieszy się ze spotkania z młodszą siostrzyczką - stwierdził pan Fisher jowialnie. [...]
- Jak się miewasz, siostrzyczko? - zapytał Conrad z tym charakterystycznym wyrazem twarzy, trochę rozbawionym, trochę złośliwym.
Dobrze znałam tę minę, widziałam ją wiele razy.
Miałem ochotę skopać mu dupę. ,,To jest sprawa między mną a Belly".
Co za bzdury.
Żenił się z moją dziewczyną, a ja nie mogłem nic zrobić. Musiałem patrzeć bezczynnie, ponieważ był moim bratem, ponieważ obiecałem. ,,Zaopiekuj się nim, Connie. Liczę na Ciebie".
- Tay jest wściekła, bo na nią nie poleciał.
- Jak niby miał na mnie polecieć, był twoim facetem.
Uciszyłam ją pośpiesznie.
- Nigdy nie był moim facetem - odparłam szeptem.
- Zawsze był twoim facetem.
Obietnice, które składa się przy łożu umierającej matki, są absolutne, są jak zrobione z tytanu. Nie wolni ich złamać. A ja obiecałem matce, że zaopiekuję się bratem. Że będę o niego dbać.
Dotrzymałem słowa.
- Kiedy byłaś bardzo mała, nienawidziłaś marchewki. Za nic nie chciałaś jej jeść. Powiedziałem ci, że jak będziesz jadła marchewkę, to będziesz mogła prześwietlać wzrokiem przedmioty. A Ty uwierzyłaś. Wierzyłaś we wszystko, co mówiłem.
To prawda. We wszystko.
Uwierzyłam, kiedy powiedział, że od marchewki będę mieć rentgen w oczach. I uwierzyłam, kiedy powiedział, że nigdy mu na mnie nie zależało. A później tego samego wieczoru, kiedy próbował to cofnąć, chyba znów mu uwierzyłam. Teraz już sama nie wiedziałam, w co wierzyć. Wiedziałam tylko, że nie wierzę w niego.
Kłótnia jest jak ogień. Wydaje ci się, że go kontrolujesz i możesz powstrzymać w każdej chwili, ale zanim się obejrzysz, staje się żywą oddychającą istotą, nad którą nie potrafisz zapanować, i nagle zdajesz sobie sprawę, że byłaś idiotką wierząc, że jest inaczej.
Kłótnia przypomina pożar. Sądzisz, że masz nad nią kontrolę. Sądzisz, że możesz przerwać, kiedy tylko chcesz, ale zanim się zorientujesz, zaczyna żyć własnym życiem i nie da się nad nią zapanować, i głupotą było sądzić, że się da.
- Kiedy zorientowałeś się, że jesteś zakochany?
Na to pytanie nie miałem odpowiedzi. Nie było jednego konkretnego momentu. Tylko stopniowe przebudzenie. Przejście od snu przez przestrzeń pomiędzy snem a jawą, do pełnej świadomości. To powolny proces, ale kiedy człowiek się obudzi, nie może pomylić tego z niczym innym. Nie miałem wątpliwości, że jestem zakochany.