cytaty z książki "Reckoning"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
jakby wielu ludzi mówiło przez jej struny głosowe. „Moja więź z innym światem została
wzmocniona. Ci wysłani do grobu przepełnili mnie mocą. Posłuchaj ich ryku!”
Marie otworzyła usta i to był ryk, wypełniony wściekłością i pełen grozy, wystarczająco by Bones
zadrżał. Ciemne wiry uformowały się dookoła niej, jak gdyby cień się mnożył. Wiry poruszyły się,
by zwinąć się dookoła Bonesa, zamrażając go wrogimi, głodnymi rękoma. Jego siła wydawała się
rozpływać pod ich dotykiem kiedy wspomnienia jego śmierci, tak dawno temu, błysnęły w jego
umyśle. Czuł to samo co wtedy: zimno, słabość, poddawanie się nieuniknionej ciemności.
Wtedy moc wokół Marie znikła. Nieziemski krąg zatrzymał się, cienie zwinęły się z powrotem do
niej, siła szybko wróciła do ciała Bonesa.
Marie obserwowała go, mały kruchy uśmiech widniał na jej ustach. „Żałuję, że mi nie skłamałeś.
Wtedy mogłabym usprawiedliwić zabicie cię.”
Bones wyzdrowiał wystarczająco by wzruszyć ramionami. „Znasz prawdę. Kłamanie obraziłoby
nas oboje.”
Znów mu się przyglądała, jej twarz nie wyrażała niczego. „Masz zakaz wstępu do Nowego Orleanu
przez pięć lat.” stwierdziła w końcu. „Jeśli naruszysz zakaz, zabiję cię. Jeśli powiesz o tych
wydarzeniach komukolwiek, zabije cię. Każdy inny będzie myślał, że wynajęłam cię, byś miał na
oku LaLauries, kiedy byłam poza miastem, a Jelani został zabity przez nich w obronie swojego
miasta. Ponadto jesteś obciążony długiem, równoważnym życiu, odkąd pozwoliłam zatrzymać ci
twoje.”
Bones nie kłócił się z Marie o jej żądania, prawdopodobnie mogłaby go za to zabić. Jej pokaz mocy,
chwilę temu, jasno mówił co królowa Nowego Orleanu może uczynić, i było mało ludzi którzy
wiedzieli-lub żyli- i mogli coś powiedzieć. Po rozważeniu tych rzeczy, Bones zrozumiał jej zamiar.
W najlepszym interesie Marie leżało, by Bones został żywy i mógł potwierdzić jej wersję
wydarzeń.
Bones nie rozglądał się wokół, gdy szedł w górę ulicami French Quarter. Zapachy zaatakowały go:
niezliczone perfumy, zapachy ciała i wszystkich sposobów higieny, gotowanie jedzenia lub jego
gnicie w koszu. Wieki schyłku nadały Quarter stały, unikalny smród, którego żaden wampir nie był
w stanie zupełnie zignorować.
Drugi, po kakofonii zapachów, był dźwięk. Muzyka, śmiech, krzyki i rozmowy spotęgowane do
stałego białego szumu.
Gdy skręcił za róg, Bones zastanawiał się, dlaczego Marie ponownie go wezwała. Nie musiał
przychodzić. Nie należał do linii Marie, więc nie musiał być wobec niej lojalny. Jednak gdy
Królowa Nowego Orleanu go wezwała, Bones odpowiedział. Na początek- szanował Marie. I uznał,
że jego głowa nie zostanie zbyt długo na jego szyi, jeśli ją zlekceważy.
Chodź istniała szansa, że Marie chce aby to Bones kogoś zabił.
Gdy tylko skręcił za róg, instynkt podpowiedział mu, że jest obserwowany. Szarpnął się w bok- i
chwilę potem poczuł palący ból w plecach. Bones zakręcił się przewracając kilka osób i rzucił się
ku najbliższym drzwiom. Gdy tylko znalazł się w bezpiecznym otoczeniu ścian spojrzał w dół na
swoją klatkę piersiową.
Strzała wystawała, szeroka główka zaczepiła się z trzech stron, gdzie uderzyła w jego pierś.
Trzonek nadal sterczał z tyłu. Dotknął zakrwawionego czubka i zaklął.
Srebro. Dwa cale niżej i strzała przeszłaby przez jego serce na trwałe kończąc jego żywot.
„Hej kolego” ktoś zawołał. „Wszystko w porządku?”
„Kapitalnie” odgryzł się Bones. Rozejrzał się wokoło i odkrył, że natknął się na bar. Klienci
wytrzeszczali oczy na jego klatkę piersiową.
Po kilku minutach ciszy Bones zwrócił się do Ralmiela. „Dlaczego przyszedłeś tam dzisiaj
wieczorem?”
Ralmiel wzruszył ramionami. „Jelani zaoferował mi dwa razy tyle ile dostałbym za twoje zwłoki,
jeśli zostawię cię w spokoju. Więc pomyślałem, że pomogę ci zabić szumowiny plugawiące moje
miasto. To było łatwe, by przewidzieć gdzie jesteś mon ami,gdy w domu rozległo się boom!.”
Bones nie mógł powstrzymać parsknięcia. „ Kolego, mam dla ciebie złą wiadomość. Jelani
zbuntował się i Marie nie autoryzowała niczego przez kilka ostatnich dni, więc nie oczekuj, by
zwróciła ci koszty.”
Ralmiel gapił się na niego. „Nie ma żadnych pieniędzy?''
„Nie”
„Skłamał mi. Zabiję go.” powiedział oburzony Ralmiel, wyciągając torbę z kieszeni i ściskając ją.
Nic się nie stało. Ralmiel popatrzył w dół w zaskoczeniu, i ścisnął ponownie. I znowu.
Powolny uśmiech wypłynął na twarz Bonesa. „Masz jakiś problem, czyż nie?”
Zrozumienie zakwitło na twarzy Ralmiela. „Znalazłeś Georgette.” szepnął.
„Nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika.” odpowiedział Bones. „Nie używałeś magi dla żartów i
jeśli coś stanie się Georgette bo opamiętała się i odmówiła uczestnictwa w twoich zbrodniach, będę
zmuszony by to opublikować.”
Ralmiel nie powiedział nic przez dłuższy moment. Bones czekał, zastanawiając się, czy teraz, gdy
Ralmiel wiedział, że nie ma żadnego kontraktu na „utrzymanie” Bonesa żywego, czy ośmieli się
wziąć go w uczciwej walce, bez żadnych magicznych pomocy.
W końcu słaby uśmiech pojawił się na twarzy Ralmiela. „Non, mon ami. To już przeszłość.
Pieniądze to nie wszystko, oui? Pewnego może ty mi pomożesz.”
Bones kiwnął głową. „Mam nadzieję, że nie kłamiesz. Raczej cię lubię, ale jeśli jeszcze raz zobaczę
cię po przeciwnej stronie srebrnej broni, spalę cię.”
Ralmiel wzruszył ramionami. „Zrozumiałem.” Wtedy kiwnął głową w stronę masy ludzi na ulicy.
„Spragniony?
Parsknięcie uciekło Bonesowi zanim zdołał je powstrzymać. „ Próbujesz zawstydzić mnie głupotą?
Mało, cholera, prawdopodobne. Pół godziny temu ktoś próbował mnie zabić, a teraz chcesz żebym
spotkał się z Majestic, gdzie indziej niż zawsze. Powiedz mi dlaczego, albo odejdę i wtedy możesz
wyjaśnić jej dlaczego nie zrobiłeś nic by temu zapobiec.”
Jelani zatrzymał się, nie odwrócił głowy. „Majestic tu nie ma. Mam mówić w jej imieniu.”
Brwi Bonesa uniosły się. Marie była znana z rozpatrywania próśb, gróźb i kar sama, ale wysłała
swojego lokaja by się z nim spotkał? To spowodowało, że jeszcze bardziej chciał odkryć o co jej
chodzi.
„Dobrze, więc”powiedział Bones. „Będę za tobą.”.
Marie” Bones szturchnął go.
„Majestic” poprawił go natychmiast.
Bones oparł się pokusie by przewrócić oczami. Formalności się skończyły, pora dobrać ci się do
tyłka.
Zamiast tego zapytał. „Czego ona ode mnie chce?”
Jelania sięgnął do kurtki. Jego ruch był spowolniony przez ręce z tworzywa sztucznego, więc Bones
nie czuł zwykłego ostrzeżenia co do tego gestu. Wtedy Jelani wyciagnął kopertę.
Bones wziął ją, dyskretnie wysunął zdjęcia, rzucił krótkie spojrzenie na nie i kartki pod nimi.
Wsunął je z powrotem do koperty, przesunął po blacie i popatrzył na człowieka naprzeciw niego.
„Dlaczego myślisz, że oni nadal żyją? Nie było o nich mowy przez prawie pół wieku.”
Oczy Jelaniego były ciemnobrązowe, prawie tego samego koloru co Bones'a, a jego spojrzenie było
równie twarde. „ Oni żyją i są w mieście.”
„Ze względu na krew i jakieś kawałki ciał znalezione w jakimś mieszkaniu?” zapytał lekceważąco.
„Każdy człowiek może być za to odpowiedzialny.”
„To oni.” ton głosu Jelaniego był zdecydowany. „Robią dokładnie to samo co 40 lat temu. Wtedy
również Majestic była za granicą; przybyli tuż przed Mardi Gras. Przez środę popielcową, zginęło
piętnaścioro ludzi. Teraz jeszcze raz: Królowej nie ma, a oni wrócili.”
Bones rozważał to.
„Potrzebuję więcej dowodów, niż zaginieni turyści pod nieobecność Marie. Dlaczego wcześniej nie
słyszałem, że wrócili do Nowego Orleanu, dopiero od ciebie? To nie jest wiadomość, która nie
krąży.
Jelanie był ostrożny by nie powiedzieć ich imion. „ Czułem ich oba razy.” odpowiedział, nawet nie
troszcząc się by poprawić Bones'a , który znów powiedział 'Marie'. „ Majestic chce się tym zająć po
cichu. Gdy wszystko będzie gotowe, zsumuje ich kary i nie będzie się wydawać, że pozwoliła tym
mordercom polować mieście podczas jej nieobecności dwa razy.”
Bones popukał się w podbródek. To nie byłoby łatwe zadanie. LaLauries cieszyli się złą sławą
zarówno wśród ludzi jak i nieumarłych. Louise miał około czterystu lat i był potężnym ghulem.
Delphine miała dwieście lat, ale lata których brakowało jej do Louisa, nadrabiała złośliwością.
„Sto tysięcy funtów.” powiedział Bones.
Zostałem przemieniony w wampira wbrew mojej woli.” odpowiedział Bones spokojnie. „ Myślał,
że będę mu wdzięczny. Nie możemy zmienić tego jak skończyliśmy, więc dlaczego się tym
dręczyć? Jeśli szukasz spokoju, szukaj go gdzie indziej.”
Jelani wydawał się być zaskoczony. „ Nie wiedziałem tego o tobie.”
Bones wypuścił krótki śmiech. „ I co z tego. To nie jest rodzaj opowieści na dobranoc, prawda?”
„Nie nienawidzisz swojego Mistrza za to?”
Nienawidzę.
Przez lata Bones nienawidził Iana za to, że przemienił go w wampira. Ale Ian nie zrobił tego ze
złośliwości- zrobił to z powodu wypaczonego poczucia wdzięczności. Gdyby Bones nie dzielił się z
Ianem swoimi skromnymi racjami żywności, ten umarłby podczas długiej podróży z Londynu do
Południowej Nowej Walii- karnych kolonii, gdzie poznali się jako więźniowie.
Ale Bones nie miał zamiaru zwierzać się Jelaniemu. Nie było potrzeby by opowiadał o swoich
sekretach ghulowi, którego ledwie znał.
„Nie nienawidzę go, już.”to było wszystko co powiedział Bones.
Ok, to co robimy z kolorem?”
Jakiego koloru nie miał ostatnio? „ Zrób blond.”
Rzuciła mu przelotne spojrzenie w lustrze. „Naprawdę?”
„Platyna, całe mnóstwo.”
Jej ręka nadal była w jego włosach z roztargnieniem bawiąc się jego lokami. Bones spotkał jej
wzrok w lustrze. Szybko się odwróciła i rzuciła przez ramię. „Pozwól mi zmieszać kolor.”
Uśmiech rozciągnął jego usta. Nie miał fałszywej skromności na temat własnego wyglądu. W
siedemnastym wieku, gdy był jeszcze człowiekiem sprzedawał swoje ciało kobietom i tylko dzięki
temu przeżył. Od tego czasu lego wygląd sprawiał, że nie spędzał zbyt wielu nocy samotnie, ale z
jego wyboru, a nie z chęci wzbogacenia się. Czasem używał go gdy polował na śmiertelną, kobiecą
zdobycz. Wygląd był przydatnym narzędziem, ale Bones większe znaczenie przywiązywał do siły i
sprytu.
Bones machnął ręką. „ Tak jesteśmy nieszczęśliwymi facetami, porzuconymi przez Boga i Matkę
Naturę. A teraz mów.”
Bones naprawdę nie chciał potrząsać tym małym człowiekiem. To trwałoby zbyt długo.
„Rudowłosy debil, przychodzi tu bardzo często” Jean-Pierre wypluwał słowa. „Ma fetysz
sprzyjający używaniu magii.”
„Wampiry nie mogą używać magii. To jedno z niewielu praw Kaina przeznaczone dla jego ludzi.
Jestem zaskoczony, że Ralmiel używa tego w tak rażący sposób.”
Usta Jean-Pierre zwinęły się. „ Kain. Bóg powinien zabić go zabić go za zamordowanie Abla, a
zamiast tego uczynił go wampirem. Jeśli chodzi o Ralmiela, to ludzie którzy widzą, że używa
magii, nie żyją wystarczająco długo, by o tym powiedzieć, jak sądzę.”
To mogłoby zapobiec rozpowszechnianiu się prawdy. Ale musiało o tym wiedzieć jeszcze kilka
innych osób, poza Jean-Pierre'em. „Ta magia, której używa Ralmiel. Kto ją tworzy?”
„Nie wiem.”.
Bones zmierzył Jean-Pierre'a spojrzeniem. „ Nie będę się tym cieszyć,ale albo tak cię pobiję, że
wszystko mi powiesz, albo wezmę cię ze sobą i będę z ciebie pił, tę zapewne straszną w smaku
krew, aż zmęczysz się byciem moją przekąską i wszystko mi powiesz.”
„Mam nadzieję, ze moja krew, zmieni twoją w proch.” splunął Jean-Pierre, ale podał Bonesowi
nazwę. I jej lokalizację.
„Zadzwoń do mnie jeśli ponownie zauważysz Ralmiela.” powiedział Bones zapisując swój numer
na odwrocie podkładki pod szklankę, leżącej na biurku. Na tej był napis ' Nie liźnie siebie!'.
Całkiem prawdziwe.
„..i nie zniszcz mojej długiej przyjaźni z twoją rodziną przez coś głupiego.” dodał Bones,
pozwalając sobie na gniewny, zielony błysk z oczach gdy oddawał podkładkę.
Jean-Pierre wziął ją. „ Nie oszukuję debilu. Zbyt dużo złych juju12 potem”
Bones tylko kiwnął głową, opuszczając go. Również całkiem prawdziwe.
Dołączysz do nas na zewnątrz?” zapytał Bones wyginając brew w łuk.
Ralmiel kiwnął głową. „Oczywiście.”
Becka złapała swoją torebkę i rzucając im ostrożne spojrzenie zapytała. „ Czy wy dwoje
potrzebujecie minutki, żeby porozmawiać na osobności?”
Nie pomyślał Bones chłodno. Potrzebuję minutki na osobności żeby go zabić. Podniósł swoją
szklankę z whisky z satysfakcją zauważając, że jest prawie pełna i wstał od stołu.
„Jesteśmy kwita. Załatwimy to potem.”.
Bones pocałował ją z większą intensywnością, pozwalając, by jego dłonie owinęły się wokół jej
tali. Złapała oddech i jęknęła, gdy otarł się swoimi biodrami o jej.
Pieniądze nie są wszystkim co mogę jej dać, pomyślał Bones. Becca nie chciała, by zostawił ją dziś
wieczorem. Jej bicie serca i zapach wrzeszczały o tym do niego.
Oderwała się od niego na wystarczająco długo by szepnąć. „Wejdź do środka.”
I znów, przynajmniej tyle mógł zrobić.
Tego popołudnia Bones otworzył boczne drzwi swojego mieszkania i wpuścił Jelaniego. Przeszedł
przez foyer słuchając kliknięć plastikowych podeszew butów Jelaniego i metalowej nogi. Bones
zatrzymał się w kamienicy z wewnętrznym dziedzińcem. Było to piękne miejsce z fontanną na
środku otoczoną specjalnymi kwiatami, które kwitną nawet w zimę.
„Jak miło” skomplementował Jelani rozglądając się.
Bones milczał. Jelani czekał kilka minut, aż w końcu zniecierpliwienie wzięło górę.
„Mówiłeś, że masz jakąś wiadomość” podpowiedział ghul.
Bones posłał mu cienki uśmiech. „Zaiste. O tobie.”
Bones szybko pokonał dzielącą ich odległość i złapał większego człowieka, trzymając go kilka stóp
nad ziemią.
„To twoja jedyna szansa by powiedzieć mi prawdę. Skłam mi, a od razu cię zabiję. Odkąd tu
przyjechałem miałem na karku Ralmiela, który nie bał się represji ze strony Marie. Dziwne,
prawda? Potem twoja historia się nie zgodziła. Myślałeś, że uwierzę ci na słowo i nie przeprowadzę
własnego śledztwa? Nie ma żadnego zapisku na obecność LaLauries w St. Francisville house, więc
nie mogli zabić twojej żony. W jaką ty grasz grę?”.
Coś dzikiego w Bonesie sprawiło, że chciał to przedłużyć. Chciał wpychać flary do jej ciała i palić
ją tak długo, aż zostałby tylko popiół, chyba że nie starczyło by czasu. Syreny zawodziły coraz
głośniej. Policja wkrótce tu będzie. Ta bomba, choć stosunkowo niewielka, nie przeszła
niezauważona.
Bones wyciągnął z buta długie ostrze, pozwalając Delphine zobaczyć błysk metalu gdy zatrzymał je
nad nią. Następnie Bones głęboko uciął szyję Delphine, czując lekką satysfakcję, gdy jej głowa
potoczyła się i zatrzymała przy bezgłowym trupie Louisa. Biorąc pod uwagę zło jakie popełnili, był
to zbyt miłosierny i szybki koniec dla tej dwójki.
Jelani, w końcu masz swoją zemstę.
Nie próbujesz mnie zabić?”
Ralmiel nie uśmiechnął się. Zerknął na sufit i potrząsnął głową. „Wszedłem przez strych i
widziałem ją. Nie ma zbyt wiele czasu.”
Becka.
Becka leżała na ławce. Twarz Bonesa wykręciła się gdy zauważył jak bardzo sponiewierana była.
Klęknął przy niej, odwracając jej głowę tak by mogła go zobaczyć.
Nie spała, chociaż w jej stanie, było to raczej przekleństwem niż błogosławieństwem. Bones patrzył
na nią, pozwalając sile jego oczu chwycić jej umysł. W jej stanie, trwało to kilka chwil. Czekał
szepcząc. „W porządku. Jesteś już bezpieczna.”, przerażenie i groza zostały w jej oczach gdy
próbowała się ruszyć lub coś powiedzieć.
I tak nie mogła zrobić ani jednego ani drugiego. Jej usta zostały zszyte jakby żyłką, jej rąk i nóg nie
było. Jedynym powodem dla którego jeszcze żyła, było to że Louis albo Delphine uszczelnili swoją
krwią rany gdzie kiedyś były jej kończyny. Gdzie kiedyś były jej ręce i nogi, teraz były ohydnie
gładkie pnie.
Bones zamknął oczy. Mógł uratować Becce życie... przez picie. Nie przeżyłaby przemiany, jeśli
chciałby zmienić ją w wampira, ale mógł zrobić z niej ghula. Wszystko czego potrzebował to żeby
wypiła trochę jego krwi zanim umrze, co nie potrwa długo. Była bardzo bliska śmierci.
Pomyślał o Jelanim. Nie przyznając się do bólu, próbował żyć jak ktoś, ktoś kto zawsze jest
bezradny wobec nawet najsłabszego ze swojego gatunku. A Becka nie wiedziała że istniał inny
świat na krawędzi jej. Jak Bones mógłby ją potępić, by obudziła się złapana w pułapkę tego ciała,
zmieniona w coś o czym nawet nie wiedziała że istnieje?
Powolne westchnienie wyszło z niego, gdy zmusił się do uśmiechu. Jego spojrzenie rozświetliło się
gdy wykorzystywał cała swoją energię by Becka uwierzyła we wszystko co ma jej do powiedzenia.
„Już w porządku.” powiedział głaszcząc ją po twarzy. „Jesteś bezpieczna, Becka, i nie ma już
żadnego bólu. Nie jesteś ranna. Nie jesteś nawet tutaj. Jesteś na pięknej polanie, wszystko kwitnie
wokół ciebie. Widzisz to Becka?”
Skinęła głową, jej rysy rozluźniły się, co było zupełnie sprzeczne z nierównymi szwami wokół jej
ust.
„...jest ciepło i patrzysz w górę na niebo...popatrz na nie Becka. Zobacz jak bardzo jest
niebieskie...”
Jej spojrzenie stało się bardziej stałe. Bones pochylił się do przodu, jego usta znalazły się na jej
gardle. Jej puls był tak słaby, że ledwo czuł go na wargach.
„Teraz śpij Becka.” szepnął Bones i ugryzł ją mocno w szyję.
Ralmiel wzruszył ramionami. „Zrozumiałem.” Wtedy kiwnął głową w stronę masy ludzi na ulicy.
„Spragniony?”
Kolejne parsknięcie uciekło Bonesowi. Czy chciał zanurzyć się w tym tłumie, w tych gardłach
bezimiennych, niezliczonych ludzi, którzy nie wiedzieliby, że zostaną ugryzieni dopóki by tego nie
zrobił? Nie. Chciał wziąć Beccę do swojego mieszkania, umyć jej ciało i zakopać na dziedzińcu, tak
by więcej zniewag nie mogło jej dotknąć.
Ale nie mógł tego zrobić. Rodzina Becci miała prawo ją pochować, nie on. Najlepsze co Bones
mógł zrobić to zostawić Beccę, gdzie była. Policja przeprowadzi śledztwo, powiąże to z innymi
morderstwami i być może zdecydują, że mają do czynienia z zabójcą naśladowcą z obsesją na
punkcie ciemnej historii LaLauries. Co do ciał Delphine i Louisa, w chwili śmierci cofnęły się do
ich prawdziwego wieku, więc policja mogłaby uznać że były schowane w tym pokoju i odnalazły
się po bombardowaniu. Nigdy nie zrozumieją, ze patrzą na samych zabójców.
Tak po prawdzie, nie miał niczego do roboty ale rzucić się w tłum który nie miał pojęcia o
potwornościach popełnionych zaledwie przecznicę dalej. Poza tym Marie, mogłaby uznać że to jego
ostatnie Mardi Gras. Skala jej zemsty zostanie jeszcze określona. Jedzmy i pijmy, bo jutro umrzemy.
Pomyślał Bones sardonicznie.
Machnął ręką na Ralmiela. „Prowadź, kolego.
Pod cmentarzem powietrze było wilgotne i chłodne, z ciężkim zapachem pleśni. Prawie cal wody
stał na ziemi, Te tunele nigdy nie były zupełnie suche, obojętnie jak mocno pompy pracowały.
Pojedyncza świeca rozbiła ciemność, oświetlając twarz kobiety, która usiadła na jedynym krześle w
pokoju.
Jelani klęknął przed nią, co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę jego protetyczne nogi. Ale
teraz jego ogromna sylwetka prezentowała postawę pełną uległości i rezygnacji. Wyznał swoje
zbrodnie i czekał na wyrok.
A po nim, Bones był następny.
Spoglądając na niego w dół, twarz Marie Laveau była czysta, ukrywała każdą myśl która wirowała
w jej umyśle. Po kilku napiętych minutach przemówiła.
„Zdradziłeś mnie.”
Jej głos był tak gładki jak jej skóra, czyniąca odgadnięcie jej wieku trudnym.
„Tak, Majestic.” szepnął Jelani.
Moc rozniosła się po pokoju gdy jej nastrój zmienił się. Bones nie zareagował ale czuł jak
powietrze zostało zaśmiecone, z niewidocznymi brzytwami krojącymi na plasterki jego skórę.
„Nie jest ci przykro.”
Wbrew jej gniewowi elektryzującemu powietrze, Jelani podniósł głowę i uśmiechnął się.
„Nie, moja królowo. Nie jest.”
Chryste, pomyślał Bones. Zamierzasz odejść z hukiem?
Coś przepłynęło przez twarz Marie, zbyt szybko by Bones mógł rozszyfrować czy była to litość czy
wściekłość.
„Dobrze. Jeśli masz dla czegoś umrzeć, wtedy nie powinieneś tego żałować.”
Jej ręka mignęła tak szybko, że uśmiech Jelaniego nie miał szansy zniknąć. Nadal był na jego
twarzy gdy jego głowa spadła z ramion a jego ciało nagle runęło do przodu.
Marie nie poruszyła się, chociaż powoli sącząca się z szyi Jelaniego krew zaczęła wsiąkać w brzeg
jej spódnicy. Długie, zakrzywione ostrze nadal było w jej ręce, ale jej spojrzenie utkwione w
Bonesie.
A co z tobą? Żałujesz?”
Bones myślał o pytaniu i nie tylko, ponieważ wiedział, że jego życie może zależeć od tej
odpowiedzi.
„Żałuję, że nie zabiłem LaLauries wcześniej.” powiedział w końcu patrząc niezachwianie na Marie.
„Żałuję, że niewinną dziewczynę spotkał okropny koniec, ponieważ włączyłem ją do tego. Żałuję
faceta przy twoich stopach, dla którego zemsta była warta więcej niż życie. Ale jeśli pytasz mnie,
czy zrobiłbym to jeszcze raz by zatrzymać Delphine i Louisa... odpowiedź brzmi tak. Tego nie
żałuję.”
Marie stuknęła nożem o nogę. Bones zerknął na to i wrócił do jej ciemnych oczu. Jeżeli chcesz
moją głowę, nie klęknę dla ciebie, byś ją wzięła,pomyślał chłodno. Nie jesteś moim panem i nie
zdradziłem cię, więc będziesz musiała o nią walczyć.
Z chytrym spojrzeniem, Marie kręciła nożem. „Czy ty myślisz, że potrzebuję tego, by cię zabić?
Myślisz, że potrzebuję jakiejkolwiek broni?
Jeśli chodzi o Jelaniego, przynajmniej Marie dała mu zaszczytne dziedzictwo. Były gorsze rzeczy
od śmierci dla wymarzonej zemsty. Wcześniej czy później każdy umrze. To tylko trwało dłużej w
przypadku wampirów czy ghuli.„Zrobione.” powiedział Bones.
Marie oderwała od niego spojrzenie by spojrzeć na martwego człowieka u jej stóp. „Wynocha.”
Jej głos był bardziej ochrypły. Klęknęła nad usychającą ręką Jelaniego i pogłaskała jego ramię.
Chociaż to ona go zabiła, jej smutek był jasny. Ten rodzaj bezwzględności był związany z
poziomem władzy Marie, naprawdę przerażający. Jeśli wymierzenie śmierci Jelaniemu nic by dla
niej nie znaczyło, Bones uznałby ją za zimną. Ale, chociaż zabicie Jelaniego ją zraniło, nie
powstrzymało ją to przed zrobieniem tego.
Tak. Lepiej szybko odejść.
Bones odszedł nie oglądając się. Jego lot z miasta został już zarezerwowany.
Do dziś, byłby w drodze do Ohio, poszukując nieumarłego księgowego, którego śledził zanim
zaangażował się w ten bałagan.
To się skończyło, ale nadszedł czas na kolejne polowanie.