cytaty z książek autora "Anna Świderkówna"
(...) każda lektura jest jednocześnie aktem twórczym. Odczytanie tekstu zależy bowiem w dużym stopniu od Czytelnika, od jego skłonności, sympatii, uprzedzeń i przeżyć.
Jezus nie gani Tomasza, nie wzywa też nikogo do zbytniej łatwowierności. Mamy prawo, a nawet nieraz obowiązek upewnić się, czy możemy zaufać. Tomaszowi została dana łaska zobaczenia, ale wszyscy jesteśmy zachęcani do wnikania w przekładane nam prawdy, bylebyśmy tylko nie upierali się, że na pewno sami ,,wiemy najlepiej'', i nie odrzucali, nie przyjrzawszy się najpierw bliżej temu, co odrzucamy.
Liczby, te, które często się powtarzają, mają zresztą zwykle stałą wartość symboliczną, dlatego też nie są trudne do rozszyfrowania. I tak, siedem to pełnia, doskonałość, sześć (siedem minus jeden) - niedoskonałość, trzy i pół (połowa siódemki) - niedoskonałość, cierpienie, czas próby (takie właśnie znaczenie ma też trzy i pół dnia, trzy i pół roku, określane nieraz jako czas, czasy i połowa czasu", a w przeliczeniu na miesiące i dni: 42 miesiące lub 1260 dni). Dalej, dwanaście to Izrael, cztery - cały świat stworzony (cztery wiatry, cztery strony świata i cztery części świata, tj.: ziemia, morze, niebo i otchłań), tysiąc zaś to po prostu bardzo wiele.
I astrolog asyryjski, i kapłańska tradycja o stworzeniu świata mówią o CZŁOWIEKU, nie o Synu Człowieczym. Ale oba teksty, każdy na swój sposób, pozwalają nam lepiej zrozumieć, że kiedy "człowiek" stał się rzeczownikiem pospolitym, "Syn Człowieczy" mógł zachować coś z jego pierwotnej godności.
Konserwatywni z założenia, saduceusze starali się odczytywać Pismo święte dosłownie. Uprzedzając Marcina Lutra, bronili sformułowanej przez niego po wiekach zasady, że liczy się tylko Pismo (sola Scriptura!). Nie uznawali tradycji i Tory ustnej faryzeuszów, utrzymując, że jedynie kapłani mogą w sposób właściwy interpretować Pismo.
Powołanie proroka biblijnego nie wyrasta z jego własnych przemyśleń, planów i postanowień, nawet nie z jego wiedzy i doświadczenia, lecz rodzi się z najgłębszego wewnętrznego przeżycia, z druzgoczącego wszelkie opory spotkania z Jahwe. Słowo Pana spada na człowieka nieodparcie i zmusza go do działania.
Nie czytamy w Ewangelii, by Pan powiedział: posyłam wam Pocieszyciela, który by was pouczał o biegu słońca i księżyca. Chrześcijan bowiem chciał wykształcić, a nie matematyków".
Adad-szum-usur, nadworny astrolog wielkiego króla Asarhadona (680-669), napisał pewnego dnia do swego pana: "CZŁOWIEK jest cieniem Boga, a ludzie są cieniem CZŁOWIEKA. To król jest CZŁOWIEKIEM jako doskonały obraz Boga". Zadziwiający ten tekst każe nam wrócić do pierwszych kart Biblii, do tradycji kapłańskiej o początkach świata, gdzie Bóg stwarza człowieka "na swój obraz" (Rdz 1,26-27). A chodzi tam przecież o stworzenie nie jednego człowieka, lecz człowieka jako rodzaju ludzkiego (hebr. ha'adam), a zatem w pewien sposób włąśnie Praczłowieka. Dopiero w rozdziale 4 i 5 Księgi Rodzaju Adam staje się imieniem własnym pierwszego człowieka.
Jeżeli prorocy interweniowali z całym zaangażowaniem i namiętnością, narażając się nieraz na prześladowanie, wynikało to z ich przeświadczenia, iż również w tych dziedzinach życia żadnego problemu nie sposób rozwiązać niezależnie od Boga, ignorując Jego wolę i zamysły. Takie było w każdym razie ich niewzruszone przekonanie, ono kierowało wszystkim, co robili i mówili, toteż z niego trzeba wychodzić, by zrozumieć właściwie i działalność proroków biblijnych, i ich księgi.
Czyż może być garncarz na równi z gliną stawiany, Czyż może rzec dzieło swemu twórcy: Nie uczynił mnie. A garnek rzec o tym, co go ulepił: Nie ma rozumu" (Iz 29,16).
Dzisiaj również jesteśmy skłonni interpretować każdy zakaz jako zamach na naszą wolność i podejrzewać, że ten, kto go wydaje, pragnie w rzeczywistości utrzymać przede wszystkim swoją pozycję, swoją władzę czy stan posiadania. A przecież szlaban, zamykający przed nosem kierowcy przejazd na tory kolejowe, strzeże tylko jego własnego bezpieczeństwa. W opowieści Jahwisty podobną rolę miał odebrać zakaz Boga.
Trudności odczytania tekstu starożytnego może docenić jedynie ten, kto próbował to kiedyś czynić. Byłam sama przez wiele lat papirologiem-edytorem, to znaczy zajmowałam się odczytywaniem i wydawaniem dokumentów greckich, zachowanych na materiałach nietrwałych, najczęściej na papirusach, pochodzących głównie z grecko-rzymskiego Egiptu. Wiem zatem z własnego doświadczenia, że do odczytania takiego tekstu potrzeba świetnej znajomości nie tylko języka, lecz i środowiska, z jakiego ów tekst pochodzi, a także pewnych specyficznych zdolności, nieco zbliżonych do tych, jakie pozwalają nam rozwiązywać wszelkiego rodzaju krzyżówki. Jest to sztuka, której badacz uczy się niemalże do końca życia.
Rozmaite nieszczęścia spadają na wszystkich, przy czym chronologia zawsze jest całkowicie lekceważona. Następnie Sybilla wyśpiewuje chwałę narodu wybranego, podkreślając z naciskiem, że Żydzi nie uprawiają żadnych praktyk magicznych ani astrologii, odróżnianej przez nią wyraźnie od astronomii. Jest i historia cudownego Wyjścia z Egiptu, i upadku Jerozolimy, i powrotu Żydów z babilońskiej niewoli.
Tak więc owa opiewana przez wieku poetów "tytanomachia" (walka bogów olimpijskich z tytanami) była po prostu pierwszą wojną, jaką ludzie toczyli między sobą, i stąd jej sława. Porządek zaprowadza w tym wszystkim niespodzianie pojawiający się Bóg Izraela, który usuwa i Tytanów, i synów Kronosa. Teraz Sybilla może już przejść spokojnie do historii następujących po sobie kolejno wielkich imperiów.
Przychodzi ucisk tak straszliwy, jakiego jeszcze nigdy nie było. Ale to znak bliskiego już końca i zarazem początku. W języku jednak proroków i apokalips "blisko" oznacza bliskość tylko psychologiczną, a nie czasową. Jesteśmy już w pewien sposób "poza czasem".
Otóż Sybillami nazywano w pogańskim świecie grecko-rzymskim szczególnego rodzaju wieszczki-prorokinie, które, natchnione przez bóstwo, zapowiadały w ekstazie prorockiej niemal zawsze tragiczne wydarzenia. Przemawiały zaś nie w odpowiedzi na zadawane im pytania, a jedynie wtedy, gdy spadało na nie natchnienie. Nie były też związane z żadną świątynią ani wyrocznią.
Warto może jeszcze wspomnieć o "Henochu słowiańskim", a to choćby ze względu na to, że zachował się tylko w języku starocerkiewnym. Jest to pismo typowo apokaliptyczne napisane po grecku w I w. po Chr.
Tak jak na zawodach lekkoatletycznych ten, kto zamierza skoczyć w dal, musi najpierw cofnąć się i wziąć długi rozbieg, żeby w końcu odbić się do skoku. Takim "rozbiegiem" dla autora Księgi Daniela jest cała przeszłość jego narodu, a przede wszystkim okres od powrotu z wygnania babilońskiego.
Ale z liczbami w apokalipsach trzeba zawsze bardzo uważać!
Przekonali się o tym własnym kosztem liczni komentatorzy 9 rozdziału Księgi Daniela, którzy usiłując zrozumieć po swojemu "siedemdziesiąt tygodni", wskazanych tam przez Gabriela, próbowali nadaremnie wyliczyć je w latach, jakie miałyby upłynąć do narodzenia Jezusa, do zburzenia Jerozolimy przez Rzymian lub innego jeszcze epokowego wydarzenia.
I dlatego, jak sądzę, warto było właśnie tymi apokryficznymi Przypowieściami Henocha zamknąć książkę, traktującą o judaizmie i jego literaturze z okresu od Cyrusa do Heroda, książkę, która zarazem może być wprowadzeniem do następnej, poświęconej już Nowemu Testamentowi.
Nazywamy ją często "Henochem etiopskim", a to dlatego, że w całości zachowała się tylko w Biblii w języku etiopskim, powstałej jako przekład z Septuaginty w VI w. po Chr. W oczach chrześcijan etiopskich Henoch był księgą równie natchnioną, jak i pozostałe księgi biblijne.
Większość poważnych badaczy sądzi, że wspólna w Qumran narodziła się w czasach bliskich Machabeuszom. Niektórzy upatrują w pierwszych esseńczykach grupę hassidim, bardziej jeszcze radykalnych niż ci, spośród których wyszli faryzeusze.
I tak, największym autorytetem cieszyły się zawsze Pięcioksiąg Mojżeszowy (Prawo), którego świętości nie kwestionowało nigdy żadne ugrupowanie ani sekta. Samarytanie nie uznawali poza nim żadnych innych ksiąg biblijnych, saduceusze mieli wątpliwości co do Proroków, odrzucali zaś zdecydowanie Pisma. Ta trzecia część Biblii hebrajskiej powstała najpóźniej i aż do decyzji podjętych w Jamnii nawet faryzeusze nie byli pewni, jakie dzieła do niej należą. Dla nich też jakąś granicę zdawały się stanowić wystąpienia proroków, niełatwe zresztą do umieszczenia w czasie. Kiedy prorocy milkną, niebo się zamyka... To przyczyniło się najprawdopodobniej również do odrzucenia ksiąg wtórokanonicznych, które wszystkie powstały w tym późnym okresie (Księgę Daniela ocaliło imię jej bohatera, żyjącego podobno w VI w., autor zaś Koheleta sam utożsamiał się z Salomonem, z tymże królem wiązano też Pieśń nad pieśniami).
Nauka doszła bowiem do wniosku, że ów nie znajdujący żadnej analogii, bezkompromisowy monoteizm Izraela nie narodził się od razy w pełni gotowy w epoce patriarchów, lecz krystalizował się powoli (głównie dzięki prorokom), aby okrzepnąć wreszcie w latach wygnania w w wiekach, które po nim nastąpiły.
Ponadto poza nader interesującymi tekstami znalezionymi nad Morzem Martwym, nie należy tu zapominać o całym mnóstwie dzieł mniejszych i większych, pisanych przez Żydów po hebrajsku, aramejsku lub grecku, a zachowanych dla nas (najczęściej we fragmentach greckich) przez pisarzy wczesnochrześcijańskich.
A jednak ów czas wygnania stał się okresem niezwykle płodnym. Nazwano go nawet "matrycą" judaizmu. Przyczynili się do tego i prorocy, i mędrcy, i kapłani. Ci ostatni, interpretując stare tradycje i dokumenty, odczytali na nowo, w świetle własnych doświadczeń, historię ludzkości i dzieje narodu wybranego, podkreślając przy tym z całą mocą ważność obrzezania i szabatu, dwóch podstawowych znaków, jakie miały odtąd niezawodnie wyróżniać wśród obcych prawdziwych potomków Abrahama.
Wszystko zaczęło się w 559 r., gdy młody Achemenida, Cyrus, wyzwolił swoich Persów spod władzy Medów. Można by było sądzić, że to sprawa jedynie lokalna, lecz już w dziewięć lat później Cyrus jest panem także i całej Medii. Wkrótce zdobędzie jeszcze znaczną część Azji Mniejszej, aby wreszcie w 539 r. zająć niemal bez oporu królewski Babilon i tak stać się twórcą pierwszego w naszej historii imperium, które już w swoim założeniu miało stanowić imperium światowe (zwłaszcza od kiedy następca Cyrusa, Kambyzes, przyłączy doń także i Egipt).
W 538 r. bynajmniej nie wszyscy wygnańcy mieli ochotę skorzystać z Cyrusowej łaski. Wielu zadomowiło się już na dobre między Eufratem a Tygrysem. Tak właśnie powstała babilońska diaspora (czyli rozproszenie - to greckie słowo określa Żydów żyjących w "rozproszeniu" wśród pogan), najstarsza i mająca odegrać jeszcze bardzo ważną rolę w historii judaizmu.
Dla Nehemiasza była to łaska jego Boga, Artakserkses uważał swoje posunięcie raczej za mądry gest polityczny. Na granicy Egiptu dobrze było mieć jako namiestnika wypróbowanego przyjaciela.
I tak, Henoch stał się ideałem męża sprawiedliwego i uczonego "pisarza". Być może było to zasługą żydowskich kapłanów (genealogie z Rdz 5 to oczywiście tradycja kapłańska), którzy w czasie wygnania wykorzystali w ten sposób legendę babilońską o siódmym królu przed potopem (Henoch jest siódmym patriarchą przed potopem).