Córka eseisty Guya Sormana, profesor filozofii, prowadząca programu "La jeunesse, tu l'aimes ou tu la quittes" we France Inter. Zadebiutowała powieścią "Boys, boys, boys" (wyd. Gallimard),wydała także "Parce que ça nous plaît: L'invention de la jeunesse" z François Bégaudeau (2010, Larousse),"Paris Gare du Nord" (2011),uhonorowaną Nagrodą Lista Goncourtów: polski wybór (2012),oraz Prix Georges Brassens (2012),nominowaną do Prix Femina "Jak zwierzę".
Jeśli ktoś (tak jak ja) został skuszony opisem z okładki i czyta tę książkę z nadzieją na pochwałę wegetarianizmu, świadomy jednak szoku, jakiego może doznać, zawiedzie się. Kuszący opis, gdy Pim "zakrada się nocą do zakładu, wchodzi ze stadem świń i podąża kuluarami dla zwierząt przeznaczonych do uboju, by obejrzeć cały proces ich oczyma" zajmuje zaledwie kilka stron i wcale nie jest to mrożąca krew w żyłach historia. Jest to jak najbardziej mięsożerna książka dla mięsożerców, którzy znajdą tu argumenty "za" jedzeniem mięsa. Radzę nie jeść podczas czytania, bo można dostać mdłości od ciągłych opisów wnętrzności zwierzęcych, obrabianych przez rzeźnika. "Historia samotności wypełnionej pracą, poruszający obraz zagubionego człowieka". Mnie ten obraz nie porusza, lecz odrzuca. Przyznam, że spodziewałam się czegoś innego, czegoś bardziej "jarskiego".
Pim cały czas zastanawia się nad relacjami między człowiekiem a zwierzęciem, lecz ani razu nie myśli o zaprzestaniu jedzenia mięsa. Zwyczajnie woli martwe zwierzę od żywego (według niego takie jest przeznaczenie wszystkich zwierząt hodowlanych) i to wystarczy, by mnie do siebie zniechęcić.
Podobnie, jak nigdy nie zrozumiem fenomenu "Starego człowieka i morza", tak i ta książka mnie jedynie zemdliła.
Dużo naturalistycznych opisów i może bym się nimi zachwyciła, gdybym nie była wegetarianką. Dla mięsożerców.
Książka mierzi głównie nie z powodu dokładnych opisów obróbki mięsa. Najgorsze były idiotyczne argumenty uzasadniające jedzenie mięsa, które były tak absurdalne, że nie wiedziałam, czy autorka pisze to na poważnie. W jednym zdaniu czytam, że gdyby zwierząt nie zabijać, to by wyginęły, w tym samym akapicie, że by zapanowały nad światem. Do końca miałam nadzieję, że to świadomy zabieg, że na końcu nastąpi konfrontacja z rzeczywistością. Ale to pochwała pracy rzeźnika, który jest nazywany artystą i tancerzem. I jeszcze opis hodowli i uboju zwierząt sugerujący, że wszystko odbywa się zawsze z najbardziej rygorystycznymi normami, humanitarnie, zwierzęta się nie stresują... Gdzie ten naturalizm, jeśli czyta się takie bzdury?