Waleria Marrené primo voto Morzkowska, de domo Mallet de Grandville-Malletski (ur. 1832 we wsi Zbożenna, zm. 10 października 1903 w Warszawie) – polska pisarka, publicystka, krytyczka literacka i feministka okresu pozytywizmu.
Ojcem Marrené był napoleoński generał Jean-Baptiste Mallet de Granville (1777-1846),który osiedliwszy się na ziemiach polskich przyjął do nazwiska człon Malletski, matką Adela Krasińska. Przyszła pisarka wykształcenie zdobywała w domu, uzupełniając je w Puławach oraz w Krakowie. W młodości poznała Michała Morzkowskiego, jednego z przedstawicieli Cyganerii Warszawskiej, za którego wyszła za mąż. Mieli dwie córki: Antoninę i Irenę. Marrené wystąpiła o rozwód, jednak bezskutecznie. Kres małżeństwu położyła śmierć męża.
Odbywała liczne podróże, zaprzyjaźniła się także z Elizą Orzeszkową. W 1877 roku przeprowadziła się z majątku w Zbożennie do Warszawy, gdzie osiadła na stałe. Zajęła się tam pisarstwem, publicystyką, filantropią. Prowadziła w swoim domu salon literacki[1]. Jej drugim mężem był administrator Zbożennej, uczestnik powstania styczniowego i sybirak, Władysław Marrené, którego poślubiła w 1869 roku w domu Orzeszkowej. Razem mieli córkę Kamilę, rozstali się w 1889 roku. W latach 1886-1887 przejęła po Marii Konopnickiej czasopismo "Świt". Zmarła w Warszawie 10 października 1903 roku.
Pierwszą powieść pt. Nowy gladiator opublikowała w 1857 roku. W sumie była autorką ponad dwudziestu dzieł prozatorskich, w większości będących egzaltowanymi romansami przedstawiającymi miłosne cierpienia bohaterek, wzmacnianymi przez nietypową scenerię wydarzeń. Część z jej utworów sytuuje się w obrębie nurtu powieści tendencyjnej, poruszających problematykę emancypacji kobiet.
Publikowała – głównie na łamach "Przeglądu Tygodniowego" – artykuły krytyczne, szkice literackie, recenzje i sprawozdania. W 1880 roku przełożyła Kobietę trzydziestoletnią Balzaka. Jest także tłumaczką dramatów Henryka Ibsena.
Błękitna książeczka trafiła do mnie przypadkiem. Była już zapisana na moim czytniku e-booków w momencie, kiedy go dostałam. Jest to ten typ książki, po który nigdy świadomie nie sięgnęłabym sama. Nie jestem fanką romansów i miłosnych historyjek, ale ta moim zdaniem jest naprawdę wciągająca i ciekawa, a w pewnych momentach autorce udało się mnie nawet bardzo zaskoczyć nagłymi zwrotami akcji.
Całość opowiada historię młodej księżniczki Staromirskiej, która wbrew zasadom, których uczono jej od maleńkości jest wiecznie rozmarzoną osobą, ma ochotę poznawać świat i chce być prawdziwie kochana. Jej rodzina, a dokładnie siostra i jej mąż, którzy sprawują nad nią opiekę, zamierzają przedstawić jej kandydata na męża, jednak serce młodej dziewczyny należy już do kogoś innego, kto nie ma szans na zaakceptowanie przez zamożną rodzinę.
Jest jednym z niewielu romansów, które przeczytałam, ale jedynym, który tak bardzo mnie wciągnął i zainteresował. Nie wiem, czy to ze względu na samą historię, czy czasy, w których ona się toczy, ale "Błękitna książeczka" pozytywnie mnie zaskoczyła i na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę.
Więcej tutaj: https://czytampolecam.blogspot.com/2017/10/bekitna-ksiazeczka-waleria-marrene.html
Opowiadanie, które swój pierwodruk miało w roku 1883, udostępnione jest w wydaniu Fundacji Festina Lente na chmuraczytania.pl
Ładnie napisane, stylem mocno osadzone w swojej epoce, ale czyta się szybko i lekko. Tematyka może nie wywoływać w czytelnikach entuzjazmu. Jest smutno, przygnębiająco, irytująco, a w końcówce tragicznie. I chociaż opisywane są czasy drugiej połowy XIX wieku wnikliwy odbiorca na pewno doszuka się analogii we współczesnej rzeczywistości.
Chociaż autorka zmarła grubo ponad sto lat temu zdążyła zastosować jakże popularny do dziś zwrot "biały Murzyn". Tak, tak, to opowiadanie, liczące sobie niewiele ponad 20 stron, dotyka problemu nadmiernego eksploatowania dobrego pracownika. Dziś rzeklibyśmy, że to klasyczny mobbing. W przypadku bohatera zakończony śmiercią z przepracowania. Wyobraźcie sobie teraz jaki los spotkał jego żonę, naturalnie w tamtych czasach niepracującą zarobkowo, oraz dwoje małoletnich dzieci. Taki kapitalizm mieliśmy wtedy, ale czy faktycznie odszedł już do lamusa? Odpowiedzcie sobie sami, a najlepiej przeczytajcie.
Plusa dodaję za mocno zaangażowaną społecznie tematykę.